Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2018, 07:01   #10
waydack
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Hernan był zadowolony, bo dostał do roboty dobrych i sprawdzonych ludzi. Szczególnie Rata mógł się przydać, mały gnojek nie za darmo dostał taką ksywę, był jak szczur i potrafił wejść do każdej nory. Jadąc bulwarem Selcado wbijał wzrok w dupeczki turystek opięte w dżinsowe szorty. Noga latała mu jak pojebana, obcasem buta impulsywnie stukał o podłogę furgonetki. Naprawdę musiał coś wyruchać.
Wyciągnął telefon i zaczął pisać smsa.

„Cześć buena? Żyjesz? Łapy się goją? Daj znać jak wrócisz ze szpitala”

- Wyłącz to brzękolenie do chuja – zwrócił się do Tarantuli, czekając na wiadomość od Juanity. Nic nie odpisała. Noga wciąż nerwowo latała a tyłeczki Amerykanek stawały się coraz apetyczniejsze. Spuchnięte jajca to jakiś koszmar.
Nagle zamarł a noga w cudowny sposób znieruchomiała. Pierdolony Narwaniec szedł środkiem drogi bijąc się o pierwsze miejsce w nagrodach Darwina. Był tak naćpany, że nawet Orozco sam by dał radę wciągnąć do do fury i jeszcze porządnie napierdolić. Hernan już miał wydać rozkaz, kiedy Rata skończył gadać przez telefon z szefem i powiedział o złomowisku.
- Nigdzie nie ucieknie, zaczekajcie – odpowiedział na pytanie Tarantuli, który gdy tylko zauważył pedzia napalił się na akcję.
Hernan wyciągnął telefon i wybrał numer do Javiera. Miał nadzieję, że Dario go pilnuje i dzieciak nie przyjebał sobie kreski. Potrzebował go trzeźwego. .
- Szybka piłka Xavi, bez pierdolenia – odezwał się gdy w słuchawce usłyszał głos el nino - Co jesteś w stanie zrobić z kradzionym telefonem? Tylko kurwa gadaj po ludzku, żebym wszystko zrozumiał.
- Eeee… sprzedać? - po głosie ciężko było stwierdzić czy chłopak coś brał - A na serio to wszystko. Odzyskać billing, skasowane sms-y, przy odrobinie szczęścia skasowane zdjęcia i inne pliki. Historię przeglądarki i może hasła, maile, zależy co robił z telefonu. A jak ukradniesz telefon na dwie minuty tak, żeby okradany się nie kapnął, to mogę też założyć pluskwę.
- Uprzedziłeś moje następne pytanie, gracias amigo! Zaraz ci dostarczę sprzęt, wyślij mi swoje namiary.
W głowie Hernana rysował się już plan. Najpierw musieli wciągnąć pedzia do furgonetki, znieczulić a potem dostarczyć jego telefon do Orozco.
- Dobra amigos, robimy tak. Tarantula, podjedź i pierdolnij zderzakiem tego pedzia, tylko go kurwa nie zabij. Ja i Rata zgarniamy go do fury .
-Trzymajcie się!
Tarantula skręcił gwałtownie, wbił na przeciwległy pas, na którym koleś, który zatrzymał się przed Narwańcem, zablokował ruch. Uderzył w zaćpanego gangera, który poleciał w bok, lądując na chodniku. Uderzenie nie było silne, ale wystarczyło, by walnął o chodnik, jak wór skóry i kości.
- Brać, go. Rato! Hernan! Kurwa, szybko!
Hernan i Rata wyskoczyli z furgonetki, podbiegli do oszołomionego pedała. Wokół kręciło się pełno ludzi, Selcado nie chciał na bezczelnego zgarniać ćpuna przy wszystkich świadkach.
- Kurwa, koleś, nic ci się nie stało!? – zapytał z przejęciem – Spokojnie amigo, nic ci nie będzie! Rata, trzeba go zawieźć do szpitala, pomóż mi!
Gówno go obchodziło czy scenka wygląda wiarygodnie. Musiał mieć jednak jak najlepsze alibi, bo to co zamierzał zrobić było ryzykowne, ale w ostatecznym rozrachunku na pewno im się opłaci.
Chwycili Narwańca pod pachy a potem zaczęli ciągnąć w stronę bocznych drzwi samochodu. Mężczyzna był spruty po czubek nosa. Giętki, niczym guma, jakby pozbawiony kości. Zupełnie nie reagował na ciągnących go do samochodu ludzi.
- Zabieraj, puta, ten telefon bo ci go w dupę wsadzę! - warknął Rata na jakiegoś pedalskiego turystę, który zamierzał pstryknąć zdjęcie czy nakręcić pamiątkowy filmik. Nie wiadomo czy facio zrozumiał po hiszpańsku, czy zauważył wyraz twarzy małego Meksykanina, bo odpuścił.
Narwaniec znalazł się na tylnym siedzeniu wciśnięty pomiędzy Ratę i Hernana.
- Dokąd!? - zapytał Tarantnula, wciskając gaz i wbijając się na pas, który wcześniej odpuścił przy okazji lekko zarysowując jakieś auto, które nie zdążyło wyhamować w porę. Facet z obdartego auta zatrąbił nerwowo, chyba chciał, aby się zatrzymali, ale Tatantula miał to w dupie. Przyśpieszył, uciekając z miejsca kolizji.
- Red Escoserra – rzucił nazwę stacji benzynowej, gdzie spotkać się miał z Orozco i dostarczyć mu telefon. Przeszukał kieszenie narwańca, ale facet był jednak goły, jak niemowlę. Żadnych telefonów, pieniędzy, niczego. Wyglądało na to, że ktoś już skorzystał z okazji i obrobił go, gdy ten leżał gdzieś w jakimś śmierdzącym zaułku. Pozostało stare, dobre przesłuchanie, jeśli ganger dojdzie na tyle do siebie, że będzie rozumiał, co się do niego mówi.
- Ale się zaćpał - zarechotał Rata szturchając gościa pod żebro. - Zrobiony lepiej, niż stara Psa na święta.
Narwaniec coś powiedział. Jakiś bełkotliwy, niezrozumiały wyraz. Słowo, które mimo, że niezrozumiałe sprawiło jednak, że puchnace jaja Hernana skurczyły się, niczym orzeszki. Jakby chwyciła je jakaś niewidzialna dziwka o dłoni lodowatej jak trup wyjęty z lodówki. Nagle, mimo że na zewnątrz słońce prażyło i temperatura dochodziła do jakiś czterdziestu stopni, Hernan poczuł się tak, jakby ktoś włączył klimę na cały regulator i skierował nawiew na jego krocze.
- Co on tam pierdoli? - Rata spojrzał na kumpla.
Czyżby i on coś poczuł? Bo oczy drobnego gangera były dziwnie skupione. Uważne i czujne.
- Auuumdaaali meeeczliii - wyglądało na to, że ich nowy kumpel zaraz się zarzyga.
Siedzący obok Hernan wyraźnie słyszał, jak coś się przewraca w bebechach Narwańca. Słyszał gulgotliwy, mlaszczący odgłos wydobywający się z jego gardła.
I nagle to zobaczył.
Facet nie miał koszuli, więc wyraźnie zobaczył, jak jego skóra na brzuchu porusza się, jakby w bebechach Narwańca zwijało się coś długiego, śliskiego, spiralnego - jak wielki wąż.
- Co do kurwy nędzy…
Hernan zerwał się i odsunął się od mężczyzny i patrząc zszokowany na coś, co zaprzeczało prawom biologii. Gdyby nie mina Raty, pomyślałby że ma jakieś pojebane zwidy i oszalał. Przez chwilę stał skulony i sparaliżowany nie mogąc oderwać wzroku od brzucha mężczyzny. Nie wiedział ile trwał w tym zawieszeniu, ale w końcu otrzeźwiał i krzyknął.
- Tarantula, zatrzymaj się!
Gdy tylko furgonetka się zatrzyma Hernan zamierzał z pomocą Raty wyrzucić Narwańca z samochodu. Nie chciał jednak odjeżdżać, chciał…musiał zobaczyć co się stanie.
- Nie w środku miasta. Puta! Co wy tam z tyłu odpierdalacie?!
Narwaniec wydał z siebie dziwny, bulgoczący dźwięk i .... rzygnął. Nie pochylił jednak głowy i chlusnął do przodu. Rata wrzasnął. Hernan z trudem powstrzymał krzyk.
Bo to nie wymiociny opuściły gardło Narwańca, lecz gęsta, ciągnąca się, kisielowata ciecz. Czerwona, niczym tętnicza krew. I było w tym strumieniu czerwieni coś jeszcze. Coś czarnego, śliskiego i mięsistego - jak jelito, albo wąż właśnie, co poleciało do przodu i spadło na miejsce pomiędzy siedzeniami z przodu.
Tarantula wrzasnął. Stracił panowanie nad pojazdem w gwałtownym odruchu, skręcił w prawo i wjechał na chodnik.
Jakiś przechodzień rozbił się na przedniej szybie i odpadł w bok. Inny zniknął pod kołami i samochód podskoczył dwa razy, a potem walnął w szybę wystawową jakiegoś sklepu z pamiątkami dla turystów. Zatrzymał się.
Narwaniec leżał teraz, oparty bezwładnie o siedzenia z przodu, a z jego ust chyba nadal coś się wylewało przy wtórze tych obrzydliwych, wilgotnych odgłosów.
Hernan prawie stracił równowagę, w ostatniej chwili złapał się za uchwyt, którego teraz kurczowo się trzymał ciężko oddychając. Trudno mu było zebrać myśli, wszystko potoczyło się tak nagle…Gdyby nie obrzydliwy odór wymiocin pomyślałby, że jest w jakimś chorym śnie.
- Wyłazić z samochodu – rozkazał, ledwo zmuszając swoje struny głosowe do wysiłku.
Wiedział już, że mają przejebane, teraz trzeba było tylko ograniczyć straty do minimum. Poczekał aż Tarantula i Rata opuszczą wóz a potem drżącą ręką wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął nagrywać to co wyłaziło z gęby martwego cwela. Żaden gliniarz im nie uwierzy, jeśli sami tego nie zobaczą. Bo to, że będą musieli się gęsto tłumaczyć z trupa pod kołami i w furgonetce, nie miał wątpliwości.
Kiedy uznał, że w aucie robi się zbyt niebezpiecznie wyszedł na zewnątrz i zatrzasnął za sobą drzwi. Rozejrzał się dookoła sprawdzając krajobraz zniszczeń, jaki spowodowali. Chciał się skupić, ale w głowie wciąż miał obraz węża, który zrobił sobie ucztę we wnętrznościach pieprzonego Narwańca.
 
waydack jest offline