12-09-2018, 21:56
|
#19 |
|
Wilhelm potrzebował chwili namysłu. Wszedł do tawerny i zamówił piwo. Miejsca zbytnio nie było, stanął przy barze. Gdy tak sączył piwo i zastanawiał się co robić, jego wzrok zatrzymał się mocno podchmielonej grupie mężczyzn. Ten widok podsunął jego wyboraźni pomysł. Pociągnął łyk. Tak, to było już coś. Odwrócił się i zaczepił oberżystę. - Duży ruch ostatnio. Pewnie przez tę imprezę - kiwnął głową mniej więcej w stronę dworu. Karczmarz jedynie mruknął w odpowiedzi. Wilhelm nabrał powietrza i przez chwilę się wahał, w końcu wyrzucił z siebie - sprzedałbyś mi kilka kolejek w zamian za kilka wiader lodu?
Mężczyzna przecierał właśnie blat ścierką. Musiał być przyzwyczajony do dziwnych tekstów, bo ani na chwilę nie zwolnił. Gdy Wilhelm nie spuszczał z niego wzroku, w końcu przerwał i popatrzył na niego. - Po co mi lód? - oparł się na kontuarze i spojrzał na Wilhelma. - Sprzedasz go. Do wina. Zarobisz na tym.
- Rozejrzyj się. Alkohol idzie lepiej niż woda. I to bez lodu.
Wilhelm nie mógł zaprzeczyć. Tawerna była pełna. Pewnie na codzień tak nie było, ale teraz, dużo osób się tu kręciło. Wszystko z powodu imprezy u barona. Westchnął i odwrócił się od karczmarza. - Skąd wziąłbyś lód? - dobiegło go zza pleców. Odwrócił się powoli. - Mam zaczarowaną strzałę - szepnął. - Gdy wystrzelę nią w wiadro wody, zamieni się w lód.
- Ciekawe… * * *
Wilhelm zbliżył się do grupy mocno już wstawionych mężczyzn. - Postawię butelkę każdemu, kto mi pomoże - zagadnął przysiadając się do nich. - Jeżeli potrzebujesz pomocy w ich opróżnieniu, to możesz na nas liczyć - zarechotał jeden z nich, a reszta mu zawtórowała. - Sami możecie je opróżnić. Ja potrzebuję jedynie drobnej pomocy, aby zbliżyć się do damy.
- Aaaaa… to takie buty - śmiech stał się jeszcze głośniejszy. - Ale co Ty potrzebujesz? Bardów pod okno? Kocią muzykę możemy Ci zafundować.
- Chciałbym w jej oczach wyjść na bohatera, ratując ją z opresji.
- Uuuuu… bohatyr…
- Ratujący damę w potrzebie, uuuu….
- Kto jest wybranką Twego serca?
- Jej imię to Vinga. Mieszka tu niedaleko.
- Łaaaa… za wysokie progi na Twoje nogi…
- Lepiej postaw te butelki i napij się z nami.
- Nie mogę. Nie mogę spać ani pić, muszę się do niej zbliżyć.
- Dobra, postaw butelkę i pogadamy
Wilhelm westchnął. To będzie kosztowny wieczór. * * *
Czekał. Jego „najemnicy” buszowali w pobliżu, nic a nic nie zachowując ciszy. Miał nadzieję, że są jeszcze na tyle trzeźwi, aby wykonać swoją część. Czas mijał, a Vinga wciąż nie wychodziła. Nie mogło to jednak trwać w nieskończoność. Gdy po chwili otworzyły się drzwi i w końcu się pojawiła, Wilhelm odetchnął. Gwizdnął głośno, zwracając uwagę pozostałych. Kobieta nie zdążyła ujść daleko, gdy zza rogu wytoczyła się zgraja pijanych mężczyzn. Obejrzała się na nich nerwowo i przyspieszyła kroku. Po chwili z naprzeciwka wyszło jeszcze dwóch mężczyzn. Wilhelm zdziwił się. Tej dwójki nie znał. Ściągnął łuk z pleców i chwycił solidnie drzewce. W ciele zaczęła krążyć adrenalina. - Ejże, ślicznotko, zabawisz się z nami? - dobiegł go głos jednego z tej dwójki. Nie był to głos pijanego człowieka. W ręku drugiego błysnęła stal. Vinga stanęła rozglądając się na boki. Dostrzegła grupę z tyłu i przysunęła się do ściany. - Hola, pierwsi ją widzieliśmy - bardziej liczna banda, ale zdecydowanie o mniejszej sile bojowej najwidoczniej postanowiła zarobić na swoje butelki. - Spieprzajcie stąd, śmierdziele, bo dorobimy wam drugie usta - wysyczał ten z nożem. - Na pomoc! - Vinga wreszcie wydobyła z siebie głos. No i się zaczęło. Wilhelm ruszył w wir toczącej się już walki. Miało być na niby, bez ofiar. Mogło być dokładnie odwrotnie. Wziął zamach i łęczyskiem trzepnął tego z nożem w głowę. Ofiara stęknąła i osunęła na ziemię. Dobry łuk to podstawa pomyślał Wilhelm, kopniakiem odpychając drugiego z napastników. - Precz! - krzyknął do pozostałych. Odwrócił się biorąc szeroki zamach łukiem. Dla zwiększenia efektu wyszarpnął maczetę i zaatakował grupę. Chwilę to trwało, zanim zorientowali się w sytuacji i potykając się zaczęli uciekać krzycząc wniebogłosy. Skądś nadbiegali ludzie. Zbliżył się do Vingi. - Proszę się nie bać. Jest już Pani bezpieczna. Ale lepiej chodźmy stąd - wskazał na dwóch leżących oprychów. - Dokąd mogę Panią odprowadzić?
Ostatnio edytowane przez Gladin : 12-09-2018 o 22:03.
|
| |