Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2018, 01:00   #51
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Przez niewielkie okno skromnej biblioteki wpadały szare promienie pochmurnego dnia, otulając ją swoistym cienistym welonem. Zapach wieków wiedzy zmieszany z kurzem i stęchlizną unosił się w jej wnętrzu, z czasem opadając na wielokolorowe okładki ksiąg noszących w sobie spisane ludzką dłonią słowa karmiące dusze, umysły i wyobraźnię znających szlachetną sztukę czytania. Na kunsztownie zrobionym cisowym biurku stał ich niemały stos ułożonych tematycznie kolumnami na brzegu mebla, w milczeniu dzieląc miejsce z położonym obok zakorkowanego kałamarza piórem i zwiniętymi w rulon czystymi arkuszami pergaminu. Katarina w takich miejscach czuła się najlepiej - panowały tu cisza i spokój, jakich na próżno szukać było na zewnątrz. Od zawsze wolała małe wsie od wielkich miast, ale od czasu wstąpienia do kolegium… cóż.
Wtedy biblioteka stała się jednym z niewielu miejsc, gdzie mogła zaznać spokoju, nie licząc oczywiście jej pokoju na zaginionym stryszku z jej powodu otwartym i zagospodarowanym po prawdopodobnie kilkudziesięciu latach.
Nawet nie zwracała uwagi na dość odległe opętańcze krzyki palonych żywcem kultystów.

Nie czytała, jak na początku planowała. Wciąż szczelnie otulona płaszczem Reinmara, pogrążona w własnych myślach przyglądała się na obracanemu w smukłych palcach wykonanemu z szczerego słowa sygnetowi. Nieskromnie odbijał on chłodny blask rozpalonej magią świeczki, posyłając po pokoju bezdźwięczne świetlne zajączki ku irytacji Błyska pilnującego drzwi.
DK - Detlev Kampf. Takie nosił na sobie litery.
Nie on jednak zaprzątał jej głowę. Wilkołak stanowił doskonałą podpałkę dla stosów i nią powinien być, o ile, niechaj wiatry magii uchowają, ten cały Vincent nie postanowił go sobie zachować. Zastanawiała się co sprawiało, że normalni chłopi, wojownicy, magowie, a nawet kapłani ulegają podszeptom Chaosu. Potęga? Sława? Bogactwo? A być może najzwyklejsza chęć odmienienia swojego losu albo pozbawienia się zahamowań? Wina tutejszych kultystów była niezaprzeczalna - szał w ich oczach zdecydowanie był sprawką Malala, lecz ilu z nich, omamionych przez Detleva obietnicami bez pokrycia, pochodziło z Scharmbeck i najzwyczajniej w świecie chciało się pozbyć okrutnego władcy, nie wiedząc kim naprawdę był ich nowy przywódca?
Ilu mężów i synów poległo tego dnia z ich rąk ku uciesze Niszczycielskich Potęg?
Czy za swoje szlachetne pobudki Karl też powinien spłonąć na stosie? Nie była pewna… Jej rodzina była gdzieś bardzo daleko, być może nawet jej już nie miała, ale czy gdyby była w podobnej sytuacji jak reszta Lehmanów, to zrobiłaby dla nich to, co on?
Jednak jedynie bogowie wiedzieli co musiał robić, by zyskać ich zaufanie. Pozostawienie go przy życiu może być niebezpieczne, więc skrócenie go o głowę było rozsądnym rozwiązaniem, jednakże…

Jednakże czym ona będzie się wtedy różnić od Lamberta chcącego ją zabić za to, że urodziła się z magią we krwi? Ona wcale nie prosiła o talent magiczny.
A Karl zaś nie prosił, by mu uwięziono rodzinę.
Nie mogła sobie pozwalać na wyjątki. Było to coś, co przysięgła zwalczać za wszelką cenę i bez wahania, lecz jakąż ironią jest to, że za każdego chaosytę ginęło tak wielu Shallyi ducha winnych osób?

Zamieszanie na placu przyciągnęło jej uwagę. Ktoś wzywał imię Sigmara, czyli już było coś nie tak. Słyszała Reinmara znowu ględzącego od rzeczy i już czuła, jak coś mrowiło ją w okolicy karku. Złe przeczucie! Odrzucając krzesło wstała na równe nogi i popędziła korytarzem w stronę dziedzińca, zaskakując tym nagłym działaniem nawet samego psa.
- Błysk! - krzyknęła za nim - Idziemy!

I faktycznie, wyglądało na to, że Reinmarowi ołów odbił i postanowił wziąć główną rolę w tym przedstawieniu prowadzonym przez Dorana i Sigmunda! Stojąc u progu całego tego szaleństwa, z której wynikało że ktoś powiedział o losie Karla jego temperamentnemu ojczulkowi, kobieta aż bezradnie opuściła ręce nie mogąc się nadziwić co własnie jej ochroniarz powiedział.
“Tak ci spieszno do śmierci, idioto? Lepiej zgiń, bo osobiście cię zabiję jak się z tego wykaraskasz!” - jedynie w myślach skomentowała jego absurdalny pomysł, marszcząc przy tym groźnie brwi, choć chciała mu to wykrzyczeć prosto w twarz. Był ciężko ranny, a ten wciąż się pchał pod kosę Morra! Miał znacznie więcej szczęścia niż rozumu, ale to kiedyś się skończy, a wtedy… będzie jej przykro.
“Co robić? Co robić?” - popatrzyła się na boki, szukając alternatywnych dróg. Gdzieś miała to wszystko. Najchętniej to by usiadła sobie na blankach i oglądała kolejne wydarzenia w roli obserwatora, bo wspieranie którejkolwiek ze stron tylko by jej skomplikowało i tak już wystarczająco skomplikowane życie. Tyle że tam był ten cholerny Reinmar i cała banda chłopstwa zastraszona przez ich… “właściciela”. Stali tam jak bydło na rzeź, z oczami wypełnionymi strachem. Widziała już ten strach - w Krausnick, w oczach swoich bliskich, gdy wtedy myśleli, że idą na pewną śmierć żądając zemsty. Oni jednak mieli wybór, a ci ludzie będący niczym bezładna masa mająca stawić opór zwartym szeregom krasnoludów, zostali przymuszeni przez Sigmunda do posłuszeństwa.
To co robiła głowa Lehmanów było całkowicie normalne, ale wykorzystane środki… Ale czy miał co innego pod ręką? Nie powstrzymało jej to przed posłaniem mu takiego spojrzenia, jakby właśnie ujrzała szczura.

Wymruczała jedno z kolejnych zaklęć nauczonych ją przez jej magistra, po czym naciągnęła mocniej kaptur na głowę i przemknęła na tyłu szeregów chłopów, mając zamiar wprowadzić odrobinę zamętu. Wyrastając jak spod ziemi, klepnęła dwóch z nich po plecach, przykuwając im uwagę.
- Gówno wam da - zniżając się na chwilę do chłopskiego poziomu językowego, powiedziała im cicho, odwracając kartę zagraną przez Sigmunda - Na sam koniec sam wszystko weźmie i sprzeda, by móc żyć bezpiecznie w podobnym pałacu jak ten tutaj - wskazała palcem na imponujący dwór, który przed chwilą opuściła - Przez tyle lat w nim mieszkał, a wy żyliście w tych szałasach pod jego butem, a on teraz chce was rzucić na śmierć, nim sam odejdzie daleko stąd. Nie pozwólcie mu. Wasze życia i rodziny są ważniejsze niż jego duma.
I z tymi słowami ich zostawiła, szybko się wycofując i mając nadzieję, że jej słowa odniosą jakiś skutek.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 14-09-2018 o 01:55.
Flamedancer jest offline