Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2018, 19:49   #9
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Jak niby miała odpowiedzieć, gdy czerń napierała na nią z każdej strony, a głos gitarzysty tonął w innych dźwiękach? Tych spomiędzy zdewastowanych ruin, będących domem sierżant odkąd… tylko mogła sobie przypomnieć. Szalony kalejdoskop obrazów przenicował jej głowę, robiąc w niej tyle samo zamieszania, co detonacja kostki C4. Za dużo naraz, za bardzo pomieszanych obrazów, zostawiających po sobie jeszcze większy mętlik i niezrozumienie, a także strach, rosnący pod skórą, ścinający krew w żyłach.
Psy wojny, mięso armatnie - na takich jak ona mówiono różnie, często niepochlebnie i bardzo prawdziwie. Smutne, żałosne istoty znające tylko jedną rzeczywistość wiecznej walki… i po co, dla rozkazów? Chwały narodu i lepszego jutra? Walczyli o wolność, nowy świat dla ludzi? Puste frazesy i inne propagandowe bzdury? O nie... może kiedyś, za czasów których już nie umieli sobie przypomnieć to działało, ale im dłużej spędzali w okopach, tym dawne powody przestawały się liczyć, zastępowane przez nowe i równie ważne jak te wcześniejsze. Nie chodziło o ideały, przelewali krew, umierali i cierpieli dla tych twarzy obok - dla swoich braci i sióstr z oddziału. wypruwali sobie flaki, aby oni mogli przeżyć, chociaż jeszcze jeden dzień. Jedną noc, jedną akcję. Bo byli rodziną, jedyną na jaką dało się liczyć na Froncie. Braćmi i siostrami w boju. Wracali na pierwszą linię, bo nie pamiętali innego życia. Wyżymano ich z marzeń, planów i wyższych emocji. Zostawały puste, pobliźnione twory, podobne maszynom - żołnierze bez duszy. Psy spuszczane ze smyczy w konkretnym celu - atak, obrona, eskorta. Walka. Ciągła walka aż do samego, paskudnego końca, bo inny nie istniał. Nie w ich fachu.

A teraz podobnie wypalony twór został sam, bez oddziału. Nie miał już motywacji do walki… tak samo jak siły. Już nie było dla kogo zaciskać zęby i przed do przodu po trupach tych którzy nie dali rady… ale jeśli przeżył choć jeden Bękart, jeśli czekał w Fargo albo okolicy Lamia musiała go znaleźć. Może o to chodziło z tym wewnętrznym nakazem pośpiechu…
Pytania, pytania… setki nowych pytań.

Sierżant podniosła pustą szklankę, zaraz jednak odstawiła ją na stół i trzęsącą się dłonią chwyciła butelkę. Alkohol pomagał tłumić czerń, odsuwać od siebie panikę. Zobojętniał na chaos w którym się tkwiło. Odpowiednio napruty człowiek potrafił znieść każdy koszmar.
Piła więc łapczywie, a kiedy zabrakło jej tchu, odsunęła szyjkę od ust. Coś załaskotało jej policzek, dotknęła tego miejsca i poczuła gorącą wilgoć. Odsunęła palec i spojrzała na niego, dostrzegając przeźroczystą kroplę. Wtedy dopiero się zorientowała, że po policzkach toczą się jej dwie strugi, skapując na przód piżamy.
- Nie… nie nudzisz - wreszcie przełamała niemoc, odpowiadając ze wzrokiem wbitym w stół - Dziękuję… siada ci rozrusznik w aucie. Jeżeli Garry znajdzie na zapelczu parę kluczy i wd40 to mogę tam zajrzeć. Pod maskę. Zwykle… - zatrzęsła się i odstawiła butelkę - Dziękuję.

- Nie przejmuj się to i tak stary gruchot. Dziwię się, że jeszcze cokolwiek odpala. Może jak się w końcu rozleci całkiem to wreszcie kupię jakiś inny.
- powiedział pochylając się i wciskając na krawędź i przesuwając dziewczynę na swoje dawne miejsce przy oknie. Chwilę zajęło mu zdejmowanie gitary i wkładanie jej do pokrowca więc się nie odzywał zajęty tą czynnością.
- Garry zaraz przyniesie żarcie. Jak tak będziesz chlać na pusto to wino to się ululasz na dobre. A nie wiem czy w tym szpitalu przyjmują nabzdryngolone laski. - powiedział z tym swoim nieco kpiącym, krzywym uśmieszkiem zerkajac w bok na siedzacą obok kobietę.

- Nie przyjmą to się zwolni łóżko.I tak na dniach przenoszą mnie do domu weterana. Tam przynajmniej sąsiad nie będzie rzęził agonalnie przez rozpuszczone płuca - wzruszyła ramionami, wierzchem dłoni przetrała mokrą twarz - Jestem ci coś winna. Za piosenkę i jedzenie. Pamiętam… pamiętam, że… - zawiesiła się, nie mając pojęcia jak ubrać w słowa chaos wewnątrz czaszki - Wiem co się zepsuło, to nie problem rzucić okiem na furę.

- To zjedz ze mną kolację. I jak chcesz się zrewanżować to przyjdź na koncert. To co dzisiaj słyszałaś to próba. Gramy za tydzień w sobotę. Fajnie jakbyś przyszła. Wiesz, takie rozmoknięte laski z wrażenia no zawsze są dobrze widziane na koncertach. Może byśmy się wreszcie jakiejś prawdziwej fanki dorobili co maśli i kiśluje jak trzeba.
- Rude Boy wydawał się mówić tym swoim luzackim, zblazowanym tonem jakby nie mógł albo nie chciał dostrzec w jakim stanie jest starsza sierżant. Przerwał gdy do stołu podszedł Garry i postawił na talerzu dwa talerze z jedzeniem. I dorzucił sztućce. Sztućce, prawdziwe, osobne sztućce a nie uniwersalny niezbędnik mieszczący wszystko w jednym. Podał jakiś gulasz. Kupkę chyba jakiejś kaszy, kawałki mięsa, jakaś surówka i sos. Gitarzysta nie wahał się ani chwili tylko zaatakował talerz równie łapczywie jak Lamia przed chwilą butelkę.

- A jak się nazywacie? Zespół. The Palants? - wzięła widelec i podsunęła sobie talerz, biorąc po chwili pierwszy kęs po którym momentalnie wpakowała do ust drugi i trzeci. Przeżuła, przełknęła i parsknęła cicho - Gdzie gracie i ilu was jest? Musisz być zdesperowany, skoro proponujesz wejściówki każdej napotkanej byle kobiecie. Nawet jeżeli łazi w porwanej piżamie i trzeba ją karmić… a i może być alkoholiczką. Wiesz… w szpitalach też można być z powodu odwyku.

- Hmm… “The Palants”... -
widelec gitarzysty zatrzymał się tak samo jak jego szczęki przeżuwajace dotąd kolejny kęs. Oczy zmrużyły się i zapatrzył się gdzieś przed siebie. Przekręcił głowę trochę w bok, po chwili na kolejną stronę, zmrużył oczy jeszcze bardziej i w końcu z wolna zaczął przeżuwać. Po chwili szybciej a wreszcie całkiem szybko a na twarzy zagościł wyraz ożywienia.
- Podoba mi się… Naprawdę niezłe… - powiedział w końcu po czym odwrócił się energicznie w stronę baru i krzyknął - Gaaarryy! A “The Palants”?! - zawołał i czekał z wyraźną ekscytacją na twarzy. Barman chwilę międlił nazwę też mrużąc oczy ale zdecydował się znacznie szybciej.

- Jak ulał! Pasuje do ciebie i tych twoich złamasów! - odkrzyknął mu przez szerokość sali na co Rude Boy roześmiał się radośnie.

- A widzisz? I się przydałaś na coś! - spojrzał w przeciwną stronę czyli na siedzącą obok brunetkę. - Dzięki, poratowałaś nas. Od miesięcy nie mogliśmy znaleźć dobrej nazwy. - obwieścił radośnie i na koniec szybko pocałował ją w policzek.

Palant nad palanty, a potrafił poprawić Mazzi nastrój tym specyficznym stylem wypowiedzi i sposobem bycia. Do tego miał przyjemnie miękkie usta, co doskonale poczuła na skórze... i był, tak blisko. Na wyciągnięcie ręki, jeden obrót twarzy raptem aby poznać smak tych ironicznie ust... całkiem niezły, w jej typie. Zabawny, a nie nudziarz. Do tego ta gitara...
- Nie... nie ma sprawy. - uśmiechnęła się lekko nieobecnie, patrząc mu w oczy z bliskiej odległości. Naprawdę niezły gość, miał też z pewnością sprawne palce...
- Zrzeknę się praw autorskich, nazwa jest wasza - parsknęła, chowając głęboko w sercu pulsujący żal. Mogłaby z nim iść do łóżka, nawet teraz... gorzej że zaraz potem przyszedłby sen i koszmary, a ona... chyba nie chciała go przestraszyć.
- Bryka za to ma zdrowy silnik, szkoda jej dojeżdżać. Wystarczy połatać - zmieniła temat zanim zaczerwieniła się jak jakaś durna małolata - Postawię ci ją na nogi do końca tygodnia. Musisz mi dać zajrzeć pod maskę, żeby wiedzieć na czym stoimy i... przyda mi się zajęcie. - odwróciła wzrok do okna i mroku za szybą - Żeby nie zwariować do końca.
 
Driada jest offline