Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2018, 20:30   #45
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Potrzebowała chwili by zebrać myśli w nasilającym się bólu głowy. Kolejna chwila uzupełniła brakujący przebieg wydarzeń po stronie Pudła. W następnej uczepiła się powracającej bumerang kwestii.

- Następnym razem, gdy użyjesz nieprawidłowego wywołania przez radio, wrócisz do domu bez dniówki - odpowiedziała przez słuchawkę monotonnym głosem podczas masowania skroni dłonią. Po chwili kontynuowała bardziej w temacie - Co znaczy "narozrabiali"? I gdzie to odkryli?

- No… - nastała dłuższa przerwa, widać było, że sprawa nawet dla dość bystrego zazwyczaj Pudła wydawała się mocno zagmatwana. - Tak, jak mówiłem, popytałem trochę wśród dawnych znajomków, kto mógł Baxterowi wynająć tę ruderę i… - znowu zawiesił głos. - Coś jest na rzeczy… Powiedzmy, że dość wymownie odradzono mi zadawanie pytań w tej sprawie. To chyba coś poważnego, oni sami, za przeproszeniem, robią pod siebie. Tak, czy inaczej, udało im się mnie skutecznie nastraszyć, więc wróciłem czym prędzej do Baxtera licząc na bezpieczny powrót z ekipą od sztywnych, ale nikogo tam już od nas nie było. Za to wszystko w środku mieszkania było nieźle rozkopane. Pomyślałem, że może nasi chcieli dorobić coś na boku i pozaglądali gdzie się dało, albo może szukali czegoś, by zawinąć trupa? Tak, czy inaczej, skoro i tak nie miałem co liczyć na podwózkę, a sprawa mocno śmierdziała, to chwilę się tam jeszcze rozejrzałem i przez to, że te śmieci były mocniej rozkopane przypadkiem zobaczyłem szczelinę za blaszaną ścianą i… - chrząknął zakłopotany. - Specem nie jestem, ale wyglądało jak bomba, ino chyba bez zasilania, bo na wyświetlaczu nic nie było widać. Dotykać się bałem i nie wiedziałem, czy ktoś tam jeszcze od nas przyjedzie, więc ruszyłem biegiem do najbliższego radia… No i jestem…

Pani komisarz wsłuchała się w słowa funkcjonariusza i zwróciła się spokojnie do kierowcy sztywnowozu, nie odpowiadając przez radio.

- Masz Baxtera na pace?

- A bo ja o imię pytałem… - rzucił trupim żartem kierowca. - To ten nadgniłek? No to mamy, mało czasu było, bo ledwie żeśmy przyjechali i już nas szefowa wezwała, aleśmy go szczelnie omotali czym się dało, bo zapaszek był zbyt rozkoszny nawet jak dla mnie i moich zaprawionych w fachu kamratów! - zarechotał.

- Reszta z twojego zespołu miała zostać na miejscu i czekać, czy wrócić do urzędu?

- Ha! Pewnikiem by chcieli se spacerkiem okrężną drogą wrócić, albo na miejscu w sufit się gapić i bąki zbijać! Ale przecie za targanie sztywnych im urząd płac, a nie leniuchowanie! Szefowa zadzwoniła, to szybciutko podjechaliśmy po szefowej ludzi, ale że sztywniaczków się trochę dzisiaj na pace nawarstwiło, to musieliśmy dwóch naszych przy kraksie wysadzić! Dobrze się stało, bo blacha tak pogięta, że ledwo koła z przodu się kręciły, niech się trochę z żelastwem posiłują, potem będzie łatwiej odholować! Poza tym rzeknę szefowej, że ostatnio to się specjalnie nie wysilają, ludziskom za murami się od dawna pieniążki kończą, nie ma za co żarcia kupować, to i trupki często takie lekkie, jakby z pierza, nawet dwóch naraz częstokroć na ramiona zarzucić można! To gdzie teraz trzeba, szefowo?

- TS0, tu TM1 - pani komisarz odezwała się przez radio. - Wrócimy do mieszkania Baxtera. Czekaj w miejscu na TM0. Zrzucą ładunek i wrócą do nas. Zabierzesz się z nimi.

Polecenie było jak zwykle monotonne. Leki bardzo sprawnie tłumiły irytacje braku własnego wozu. Jak miała rozplanować resztę dnia? Przez całe Zewnętrzne Miasto łazić na piechotę? Z taką prędkością ledwie dobrnęłaby do pierwszego pozostałego zgłoszenia...

Marina, ocknąwszy się po dłuższej chwili, zwróciła się do kierowcy.

- Pojedziemy po wrak. Wyrzucisz nas u Baxtera - zakomunikowała po czym wsiadła z powrotem do pojazdu.

Na miejscu kraksy wszyscy już czekali na powrót ciężarówki, która zabrałaby stamtąd swój uszkodzony odpowiednik. Faktycznie wydawało się, że pilnującym pojazd funkcjonariuszom udało się odgiąć blachę na tyle, by wszystko dało się odholować bez większych problemów. Było ich też tylu, że miejscowi zwabieni efektowną kraksą zachowywali pełen szacunku i zdrowej bojaźni dystans.

Alejki miasta były wąskie i pozastawiane byle czym, o ile dało się tam dość dobrze lawirować jedną ciężarówką, to już z połączonymi dwoma miejscami mógł być problem.

Trupiarze wyrzucili ich jedną przecznicę od Baxtera, nie chcąc później marnować czasu na żmudne wycofywanie z labiryntu chaotycznie zbitych budynków.

Marina ruszyła ku znanemu już miejscu zbrodni z dwoma swoimi zaufanymi ludźmi i dwójką, którą wezwała wcześniej z posterunków przy bramach. Już przed drzwiami dało się poznać, że coś było nie tak.

- Na górze, szybko! Ten kurwi syn ich zabija! - wrzasnęła desperacko znana im już czarnowłowa dziewczyna, dysząc ciężko. Leżała podparta pod ścianę budynku, przy dziurze, którą wchodziło się do kryjówki jej i jej znajomych. Trzymała się za krwawiący bok. Była to chyba rana postrzałowa. Ze środka budynku dochodził jakiś łomot, rozbrzmiały dwa strzały i krzyki.

- Kto? - padło zwięzłe i monotonne pytanie pani komisarz.

- Jakiś… uhh… Wielki facet, obwieszony bronią, jak … Po prostu wlazł i zaczął strzelać, miał jakiś kanist... - syknęła i skuliła się boleśnie, gdy w środku znowu rozbrzmiał strzał. Dało się czuć gryzący zapach dymu. - Ratujcie ich do cholery!!!

Z klatki schodowej w pył ulicy wypadł jeden z tamtejszych gówniarzy, których wcześniej dogonili na ulicy. Jego twarz była krwawą zdeformowaną maską, nie dało się dostrzec, czy ktoś w nią strzelił, czy też roztrzaskał ją czymś ciężkim. Zacharczał i znieruchomiał. Dziewczyna pisnęła, chciała się poderwać, ale jej rana spowodowała, że opadła znowu na kolana z bolesnym jękiem, między jej palcami zalśniła szkarłatna ciecz.

Marina spojrzała na funkcjonariuszy oznajmiając im, że czeka ich interwencja z użyciem broni. Sama sięgnęła do swojej kabury i odbezpieczyła dłoń. Ostatnia dawka leków trzymała w ryzach jej nerwy. Natomiast funkcjonariusze towarzyszący pani komisarz byli bladzi jak śmierć. Wyciągnęli i odbezpieczyli broń, jednak dłonie trzęsły im się na rękojeściach. Usłyszana opowieść o wyglądzie i zachowaniu domniemanego mordercy zdecydowanie nie poprawiła ich morale.

- Zajmijcie się nimi - poleciła dwójce funkcjonariuszy, którzy byli z zewnętrznych posterunków. - Osłaniajcie mnie i siebie - pokreśliła do części własnych ludzi.

- Na którym jest piętrze? - przed wejściem wtrąciła jeszcze do rannego łebka, kompletnie omijając fakt, że jego stan niekorzystnie wpływał na udzielenie odpowiedzi.

Pokrwawiony chłopak ze strzaskaną, a być może i przestrzeloną twarzą leżał nieprzytomny w pyle ulicy. Nie doczekała się od niego odpowiedzi.

- Był na schodach... Blisko drzwi tej starej... - dziewczyna syknęła, gdy jeden z funkcjonariuszy docisnął jej ranę. - Teraz nie wiem... musicie... szybko... - dodała słabnącym głosem.

Ruszyli na górę, już po pierwszych krokach w górę dostrzegając kopcący dym, sukcesywnie wypełniający wąską klatkę schodową. Jeśli morderca miał ze sobą łatwopalną ciecz, to ta już została podpalona. Lui zaczął okropnie rzęzić, otwarta rana w jego policzku powodowała, że dym łatwiej dostawał się do jego układu oddechowego. Coraz mniej było widać. Drugi z jej pomocników, Han, zaklął szpetnie o mało co nie wywracając się o coś... co leżało na podłodze na półpiętrze. Było to jakieś ciało. Poruszyło się nagle, kaszląc i harcząc.

- Decadosi przyszli... Wyratować... Panią Lin - wymamrotała między atakami kaszlu. Pobliskie drzwi do jej mieszkania były częściowo strzaskane i uchylone.

Marina percepcja d20 (-5 dym) = 6 porażka
Lui percepcja d20 (-5 dym -2 zaczadzony) = 8 porażka
Han percepcja d20 (-5 dym) = 15 porażka
Losowy cel d3 = 3
Atakujący strzelanie d20 (-5 dym) = 12 pudło

Nagle podłoga pod nogami Hana eksplodowała drzazgami, gdy z hukiem wbił się w nią pocisk wystrzelony gdzieś z góry schodów. Pani komisarz jednym susem przywarła do ściany. Wskazała też ręką, by reszta poczyniła to samo. Spojrzała najpierw na Hana, który był cały i zdrów, a następnie na panią Lin.

- Kto jest jeszcze w budynku? - rzuciła do kobiety, a następnie zwróciła się do Luia tonem, który w swojej monotonii przejawiał ślady mocniejszego rozkazu. - Zabieraj ją i zabierz resztę z dala od budynku.

Napastnikiem należało się zająć... Tak samo jak i ogniem, który mógł zbliżyć się niebezpiecznie blisko domniemanej bomby. Marina kucnęła, mając nadzieję, że dym bliżej podłogi był mniejszy.
 
Proxy jest offline