Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2018, 16:58   #20
Gortar
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Angelo Gabriel Martinez i Juan Maria Alvarez


“Zagadajcie ich” - Angelo więcej nie potrzebował. Dobrze znał tę robotę. Dyskretnym ruchem poprawił giwerę za paskiem, po czym odpalił szluga, i na pełnym luzie ruszył w stronę motocyklistów. Kocie ruchy i zawadiacki krok - nikt tak nie chodził jak Angelo - niczym prawdziwy anioł, który zstąpił z nieba. Anioł zemsty.
- Piękna maszyna - wskazał od niechcenia na jedną z maszyn - Ładniejsza niż chica, którą wczoraj obracałem.
- Pies jest na miejscu? - Zapytał Zjawa.
Miał cichy, chrapliwy głos, jak ktoś, kto miał poważne problemy z gardłem.
Najwyraźniej nie zwracał uwagi na komplementy Angelo skierowane w stronę ich ukochanych maszyn.
Juan ustawił się przy drzwiach wejściowych by w razie potrzeby osłaniać swego amigo. Ręce trzymał na widoku by nie powodować niepotrzebnych, nerwowych reakcji jednak był pewien, że jeśli dojdzie do czegoś to zdąży wyjąć broń i odstrzelić tych dwóch pedziów.
- Najpierw wypada się przedstawić, chico, jeśli nie chcesz zadymy na dzień dobry.
Angelo spojrzał na gościa bez złości, ale ze znaczącym zmarszczeniem brwi. Jego ręka musnęła delikatnie gnata, niby udo kochanki.
- Nie znasz mnie? - zapytał Zjawa tym swoim chrapliwym głosem. - Nie wiesz kim jestem?
- Nie wiem po co tu jesteś. - odparł Angelo, nie dając się wyprowadzić z równowagi. - Pies ma ostatnio wielu interesantów.
- Ja i Ramirez możemy zaczekać. Napijemy się, pobawimy z którąś z waszych dziewczynek. Zadzwoń tylko do Psa, że jesteśmy nieco wcześniej niż chciał. Jak nas dobrze ugościsz, nie będzie musiał się spieszyć. Ramirez lubi czarne. Ja wolę Azjatki. Macie taki asortyment, amigo?
Przystojniak w garniaku zmrużył oczy. Nie wiedział od kiedy Pies knuł coś ze Zjawą i nie podobało mu się, że nie jest w temacie. Z tego co pamiętał, ci dwaj raczej się omijali - coś musiało się zmienić. Nie podejrzewał wszak, żeby szef Azteców miał aż tak duże jaja by przyjechać do ich gniazdka tylko z jednym mięśniakiem i łgać w żywe oczy o spotkaniu z liderem SV. Jakby nie było, wraz ze śmiercią Uccoza wybuchła wojna, a na wojnie nie wybrzydza się przy doborze sojuszy. Byleby jakoś przetrwać... i się obłowić. Angelo zaciągnął się porządnie szlugiem, po czym rzucił go na ziemię i zadeptał butem.
- Amigo, w takim razie zapraszamy do najlepszej poczekalni w Mexico! - rzucił z jowialnym uśmiechem, po czym zwrócił się do Juana - Wybierzesz coś naszym gościom? Masz nosa do słodkich cipek... choć to raczej nie nos.
Mrugnął do kumpla.
Sytuacja wyglądała na w miarę opanowaną więc Alvarez pozwolił sobie na uśmiech po komentarzu kolegi. Nie zamierzał jednak tracić czujności. Ci którzy przestali być czujni wąchają kwiatki od spodu.
- Coś się dla was znajdzie, wchodźcie do środka. - Po tych słowach stanął obok drzwi i gestem wskazał wnętrze budynku zapraszając do środka. Nie chciał zostawiać odsłoniętych pleców.
Weszli. Takim swoim, kaczym chodem motocyklistów. Kiedy Zjawa mijał go w drzwiach Alvarez poczuł dziwny zapach. Motocyklista pachniał benzyną i papierosami, ale ponad to wyczuł od niego jeszcze coś. Jakąś nieuchwytną woń, trudną do opisania czy zidentyfikowania. Jakby stara krew, psujące się zęby lub mięso, ropiejąca rana? W każdym bądź razie słodkawo-mdlący odór, nie tak jednak intensywny, aby był nieznośny. Jednak ta nutka nieprzyjemnego smrodu spowodowała, że Alvarez poczuł niepokój. taki dziwny. Nieco irracjonalny. A może to była kwestia tego, że Zjawa w przestępczym świecie Mazatlan miał opinię krwawego i okrutnego sicarios? Może. W każdym bądź razie ten niemal dwumetrowy koleś wytatuowany jak sam diavolo budził lęk i szacunek.
Ramirez był zwykłym zbirem, chociaż naszywka na jego kurtce wskazywała rangę zabójcy dla klubu.
Weszli do środka i przez chwilę rozglądali się ciwkawie.
- Gdzie te panienki?
- Usiądźcie tu na dole, zaraz załatwimy chickas które będą odpowiadały waszym upodobaniom. Na początek napijmy się tequili. - Juan zaczął pełnić rolę gospodarza.
- Carmelo, zadzwoń do Psa i powiedz, że amigos z Azteków przyjechali i czekają u nas, Ede, skocz na górę i każ przygotować się Juanicie i Dolores. -
Juan starał się zachować spokój choć przeczucie mówiło mu że nie może pozwolić sobie na choć chwilowe rozprężenie i brak skupienia. Wiedział, że o ile nie da się zaskoczyć to powinien poradzić sobie z Aztekami choćby wręcz. Dodatkowo z pogotowiu byli jeszcze pozostali SV, którzy mogli przeważyć szalę zwycięstwa w ewentualnym konflikcie na “właściwą” stronę.

- Juanita i Dolores - prychnął Ramirez. - Żadne z tych imion nie brzmi jak imię Azjatki. Szefie. Mówiłeś, że Pies mówił, że mają najlepsze cipki w Mazaltan. A tu, puta, jakaś bieda.
- Zachowuj się - prychnął Zjawa. - Mam nadzieję, że jakaś dobra wóda też się znajdzie?
Na to pytanie Angelo tylko czekał, bo w wrodzona gracją wyciągnął spod biurka butelkę tequilli, rozstawił dla każdego po kieliszku, po czym płynnym ruchem zaczął nalewać.
- Siniores, jest taka zasada - o cipkach, jak i o wódzie mówi się po, a nie przed. Skosztujecie, to się wypowiecie. Powiem wam tylko, że renoma sama się nie zrobiła. Ktoś musiał pociągnąć tego loda, a nasze panny robią to po mistrzowsku. To co, za dobrego lodzika?
Angelo uniósł swój kieliszek do góry.
- Za lodzika - zgodzili się chętnie.



Post stworzony wraz z Mirą i Armielem
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline