Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2018, 21:43   #4
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Andrzej Szklański podszedł do Ray'a i zagadał:
- Coś taki skwaszony? To przez to, że twoja stara znów na ciebie nawarczała?
- Ja? Niee… Tylko mnie wkurza, że… A, nieważne…
- Na twoim miejscu tak bym się tym nie przejmowałbym, brachu. Dla twojego dobra to robi. Widzi, że masz miękkie serducho i wie, że w naszym zawodzie jak się ma miękkie serce, to trzeba mieć też twardą dupę. A taką uzyskujesz dopiero jak ci ją życie przetrzepie. Hmm... ja osobiście nie miałbym nic przeciwko, gdyby Tasha wyręczyła życie w tej kwestii. - Klepnął się po tyłku. - O! Przydałoby się, żebyśmy jakąś nową babkę do Sfory wciągnęli jak już się zadomowimy w Vice City. Słyszałem, że niezłe piękności można tam zgarniać prosto z ulicy... - rozmarzył się. - Jak myślisz, młody? Dobrze gadam?

Wizja kobiet z miasta, do którego zmierzali jakoś dziwnie mało obeszła Raya.
- Bo ja wiem… Chyba na jakąś rozpierduchę tam jedziemy, a nie po laski.
Założył znów słuchawki na uszy, puszczając agresywną muzykę, przejmując jej energię, pozwalając by płynęła przez ciało. Nie wiedział co go czeka, ale najwyraźniej takie miało być jego nowe życie. Jeśli miał przetrwać, musiał trzymać się Sfory i robić to, co inne wampiry. Nawet jeśli niewiele z tego rozumiał i nie ze wszystkim się zgadzał. Trzymając palce stóp na ziemi wybijał mocny rytm piętami, dwa razy prawą, dwa razy lewą.
- Jedno drugiemu nie przeszkadza - mruknął Andrzej, ale widząc, że Ray odciął się od niego słuchawkami, tylko wzruszył ramionami i wrócił na swój kontener.

***

Marco Mendoza upewniwszy się, że inni członkowie Sfory nie podsłuchują, uśmiechnął się do Ductusa.
- Słuchaj, szefie, tak sobie myślałem... - zaczął konspiracyjnym szeptem. - Wiem, że idziemy na wojnę; a ty wiesz, że ja jestem największym tutaj fanem dobrej rozwałki. Skoro jednak tutejszy Książę jest Brujah, to może dałoby się rozwiązać sprawę inaczej. Camarilla nigdy nie traktowała Brujahów najlepiej, więc może nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby tutejszy władyka miał ją głęboko w dupie. Może jakby go podburzyć i sklepać mordy włazidupców Camarilli, to by zrozumiał, która strona konfliktu jest stroną właściwą. Ostatecznie, jeśli nie zrozumie, zawsze możemy wysadzić tę jego posiadłość i po kłopocie.
Leo, który wydawał się nieco zmęczony ciągłymi sprzeczkami pomiędzy członkami Sfory, a w szczególności swoimi obowiązkami w zakresie gaszenia sporów, rozważał przez chwilę słowa Mendozy, po czym uśmiechnął się przebiegle.
- No nieźle Mendoza, zaskoczyłeś mnie. Masz rację, rozwiązanie siłowe ma swoje plusy, ale zawsze lepiej podzielić i skłócić wroga - poklepał Brujaha w ramię.
- Myślę bardzo poważnie o twoim planie, trzeba się dowiedzieć co o tym całym księciu wiedzą Neonowe Anioły, w końcu są tutejsze. Czemu nie wspomnieć o tym Tashy, w końcu też jest Brujah?
- To bardziej pomysł niż plan, ty jesteś od planowania, szefie - odparł Mendoza, z nietypową dla niego łagodnością, przymilnością niemal. - Ja muszę dbać o reputację. Więc jasne, skonsultuj się z Tashą, ale jakby co, sprawa nie wyszła ode mnie. I nie ja ci powiedziałem, że dawny znajomy mojego Stwórcy, niejaki Jednoręki Phil, zamieszkuje złomowisko w zachodniej części miasta, tuż za granicą Małego Haiti. Ja mam z gościem na pieńku, ale może warto z nim zagadać. To miłośnik uzbrojenia, tak jak ja, pewnie ciężko mu w ciasnocie praw Camarilli…
Widząc, że Szklański wrócił na swoje miejsce, Blackout zostawił Ductusa i ruszył w stronę Gangrela.
- Te, polaczek, wciąż jesteś mi winien butelczynę! - rzucił, wracając do swego typowego, agresywnego tonu.

- Dobra Panowie, po ceremonii mi się tutaj proszę nie awanturować. - Leonardo, który poczuł się wzmocniony po Vaulderie i odnowieniu więzi z braćmi ze Sfory, pewnym krokiem stanął na środku pomieszczenia i stanowczym spojrzeniem obrzucił kłócących się członków Sfory.
- Clarke, tak jak mówiłem, pójdź po któregoś z załogi, wypijemy go wspólnie i doprawimy alkoholem, polską wódką też.
Arthur skinął głową, przecisnął się znów między kontenerami i zniknął na kilkanaście minut, po których wrócił z marynarzem, który - było to widać bardzo wyraźnie - już profilaktycznie zaczął świętować zawinięcie do portu.
- To zie ta wóttka?
- Mam sekretny schowek, o tutaj - dało się słyszeć Clarke'a - Musisz się wcisnąć między te kontenery.
- Ooo… szprytne! Jusz sie wsiskam!

***
Szukającemu wódki marynarzowi nagle zastąpiła drogę śliczna kobieta, wyglądająca jak modelka prosto z wybiegu, w sukience odsłaniającej sporo ponętnego ciała.
- Mam dla ciebie niespodziankę, przystojniaku - zamruczała do zaskoczonego marynarza stworzona przez Leo iluzja, po czym rzuciła się mu w ramiona, gotowa do pocałunku. Ofiara nawet nie zauważyła, że w tym samym momencie Ravnos zaszedł go od tyłu i wbił się kłami w szyję, co wywołało u śmiertelnika oszałamiającą ekstazę, a jeszcze większą u wampira. Leo upił całkiem sporo, potem jednak powstrzymał się z wysilkiem, pamiętając, że nie jest tu sam.
- Pijcie z niego do dna, jak nie wystarczy ściągniemy kolejnego. A ty Andrzej nie bądź sknera i daj trochę tej wódki. - Słowa te wymruczał z rozkoszą, wycierając usta z krwi.

Gdy skończyła się jedna z piosenek, do uszy Raya dotarł bełkot pijanego człowieka. “W końcu dobrze doprawiona krew”, pomyślał. Uśmiechnął się, a kły bez udziału jego świadomości wysunęły mu się z dziąseł.
Tasha z zadowoleniem patrzyła na młodego. W końcu przestał bredzić o człowieczeństwie i zaczął się zachowywać w sposób adekwatny do tego kim jest. Może z tego dzieciaka coś sensownego wyrośnie, wcześniej czy później.

- Na pewno nie starczy, więc Arturek może już drałować po następnego - stwierdził Andrzej.
Kapłan prychnął tylko z irytacji, ale pod spojrzeniem Ductusa ruszył po kolejną ofiarę.
- Młody, chodź, zakosztuj! - zachęcił Szklański. - Masz okazję nie tylko chlapnąć sobie dobrze doprawionej krwi, ale też nacieszyć się wyzerowaniem gościa.
- Krew zawsze jest równie smaczna - stwierdził Blackout - ale ten moment, gdy wypijasz kogoś do sucha, gdy czujesz jak jego serce rozpaczliwie walczy, by wreszcie się poddać… nie ma nic lepszego.

***
Tien, nerwowo pocierając dłonie, zbliżył się do jedynej kobiety w Sforze.
- Tasha, musisz mnie wysłuchać. Mam złe przeczucia. Nie takie jak zwykle... dużo, dużo gorsze. Takie co posyłają dreszcze wzłuż kręgosłupa. Takie co mrożą krew w żyłach. Coś złego na nas czeka w tym mieście! Leo i Marco by mnie wyśmiali, ale ty jesteś rozsądna - uśmiechnął się lekko do rozmówczyni, która zauważyła, że na jego czoło wystąpiły kropelki krwawego potu. - Ciebie Ductus słucha. Razem bylibyście w stanie przekonać całą resztę. Musimy zmienić plany. Oszukać przeznaczenie! Zostało niewiele czasu i musimy działać teraz! - to nie była już zwykła dla Tremera nerwowość, to było coś więcej... szaleństwo? przerażenie? mieszanina obu albo coś jeszcze innego?

Tasha nie była w stanie tego poznać, ale musiała jakoś zareagować.
Skinęła więc powoli głową.
- Czy możesz mi powiedzieć coś więcej na temat swoich wizji? Czy wiesz jakiego rodzaju jest to zagrożenie?
- Nie mówiłem o wizjach, nie jestem szurniętym potomstwem Malkava - oburzył się Tien. - Nie potrafię tego dokładnie opisać, ale wyczuwam zaburzenie w przepływie energii thaumicznej… zakrzywienie nadprzestrzeni… - Tremere gwałtownie gestykulował, szukając słów, ostatecznie zaś się poddał. - To trochę tak jak gwiazda wpływa na przestrzeń i światło swoją grawitacją. W tym mieście jest coś potężnego i niebezpiecznego, co wpływa na wszystko inne.

- Wiesz nie do końca rozumiem jak to u Ciebie działa, ale nie muszę rozumieć wystarczy mi to, że twoje przeczucia nie raz uratowały nam skórę - odruchowo zabębniła palcami o kontener - a jeśli tak to myślę, że w takim razie nie powinniśmy się robić rozpierduchy od samych drzwi jak to mamy w zwyczaju a przyczaić i spróbować wymyślić jak ominąć przeznaczenie. Przydałoby się czegoś dowiedzieć o tym miejscu. - Flame już zaczęło nosić a do tego przydałaby się jakaś dobra biblioteka. Chyba, że … - weszła do swojego kontenera i wyciągnęła z niego telefon komórkowy. Był stary a więc ciężki i nieporęczny ale trzymał dobrze baterie i przydawał się właśnie w takich sytuacjach. Wybrała numer telefonu. Jacka Gordona miejscowego dziennikarza, którego poznała na baletach kilka lat temu. Przy założeniu, że ludzie się nie zmieniają powinien jeszcze nie spać - Hallo Jacky, kopę lat - powiedziała ciepłym głosem kochanki.

- No heej… - po tonie rozpoznała, że Gordon jest półprzytomny. - Ten głos… Tasha, to ty? To naprawdę ty? Jezu Chryste, lata minęły, a ja wciąż czuję ten sam dreszcz kiedy cię słyszę…

- Będę przejazdem w twoim mieście i pomyślałam sobie, że miło byłoby się… spotkać i odświeżyć starą znajomość. Tylko zanim się spotkamy będę musiała znaleźć materiały na temat historii tego miasta i różnych dziwnych historii z nim związanych - roześmiała się chrapliwe po czym przeciągnęła się jak kotka. Dziwne, ale prawdziwe, że ludzie wyczuwają często takie rzeczy w trakcie rozmowy… - Jakbyś mi pomógł znaleźć jakieś informacje byłabym ci... wdzięczna - to ostatnie słowo wyszeptała zmysłowo - bardzo wdzięczna… i może bym cię odwiedziła, może jeszcze tej nocy…

- Dziwne historie? - powtórzył, a głos mu się wyostrzył. - Jasne, da się zrobić, tych to u nas akurat nie brakuje. Pytanie tylko: co ty uważasz za dziwne? Bo sama jesteś szalenie niezwykła, więc ciężko mi ocenić, co by cię zainteresowało… Szalone teorie dotyczące wojen gangów czy może niewiarygodne opowieści o najszczęśliwszej w historii hazardzistce? Dziwne zachowanie domowych kotów czy plaga nawiedzeń? O! Wiem, miejska legenda o kobiecie-rekinie!
Roześmiała się głośno i perliście
- Jeśli mnie znasz to wiesz, że chcę wszystko w ogóle a potem najwyżej poproszę o szczegóły dotyczące tego co mnie najbardziej zainteresuje. Nadal nie zmieniałeś adresu? - zapytała.
- A właśnie tu się mylisz. Jakiś czas temu przeniosłem się do Downtown, mieszkam teraz niedaleko stadionu, w Hyman Condo, pokój 304 - pochwalił się. - Daj mi dzień czy dwa to pozbieram ci moje notatki na te tematy. No chyba że wpadniesz do mnie, to mogę ci o wszystkim opowiedzieć osobiście...
- To umówmy się tak, że Ty zbierzesz notatki, a ja wpadnę do Ciebie jutro późnym wieczorem i opowiesz mi o wszystkim… osobiście. Zatem do zobaczenia…. - rozłączyła telefon i spojrzała ma Tiena.
- Mój jutrzejszy obiad przygotuje dla nas szczegółowe informacje o wszystkim, co niepokojące w tym mieście. Najważniejsze żeby się przyczaić, dopóki nie będziemy wiedzieć co jest grane.
Tremere antitribu skinął głową, uspokojony faktem, że został wzięty na poważnie.

 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 30-09-2018 o 22:09.
Wisienki jest offline