Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2018, 19:32   #23
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Fernandez Perez lubił spotkania z camarades, sprośne żarty, niewybredne teksty, gadki o ćpaniu, chicas i generalnie luźną atmosferę suto zakrapianych spotkań. Teraz jednak było inaczej.

- Ktoś wie jak się nazywają te pedały, które ruchają nasze dziewczyny?

Nieznajomi w ich gniazdku wzbudzili w Alvaro uczucie niepokoju. Znowu przeczucie. Takie samo jak to, które kazało mu węszyć wokół tego pedała w czarnej sukni. Coś tutaj śmierdziało. Jeszcze przed chwilą nie dawał wiary Victorowi Lobo Escolar a tutaj proszę, sam El Specre dmucha ich lolity w gniazdku Serpientez Valientes a oni siedzieli cicho racząc się alkoholem i pozwalając na to wszystko.

- Kurwa, - warknął Alvaro szarpiąc wąsa, - coś tutaj zajebiście śmierdzi i nie mam na myśli tej budy. Kurwa słyszałem, że te pedały chcą kręcić lody pod nosem braci Uccoz! - powtórzył zasłyszane od Śliskiego.

Nie tylko jego naszły wątpliwości. Czyżby Pies zwąchał się z tymi motocyklistami? Planował coś większego? Chciał razem z tymi pedałami kręcić swoje wałki? Pies zawsze każdą grubszą akcję z nimi omawiał, zasięgał opinii. Mieli do niego zaufanie, bo nigdy ich nie wyruchał.

- Przyjdzie, to na pewno wszystko wytłumaczy - wyraził swoje zdanie.

Zamiast zaprzątać sobie głowy sprawami nieistotnymi postanowił zagadać do Javiera. Nie dość, że podzielał jego zdanie w sprawie Psa, to jeszcze w SV pełnił podobną do Ucha funkcję. Zdobywał informacje. Oreja wolał działania w terenie, Orozco przemierzał ścieżki światłowodów. Gdyby nie jedna słabość, której Alvaro nie potrafił zaakceptować, młody mógłby zostać jego el mejor amigo a tak...

Oreja skrzywił się z niesmakiem widząc jak Javier przygotowuje sobie działkę. Mimo tego przysiadł się obok.

- El nino, byłeś ciekawy tego pedzia w sukience - zagaił ściszonym głosem. - Ojczulek zdaje się być znany z jakiś akcji dobroczynnych, widziałem jego świętojebliwą gębę kiedyś w telewizji, tyle że… widzisz… na mieście mówią o nim złe rzeczy.

Orozco zwinął banknot i wciągnął kreskę. Pociągał chwilę nosem, po czym wziął głęboki oddech.

- O znanych ludziach dużo gadają - wzruszył ramionami, patrząc szklistymi oczami na Oreja. - Pytanie brzmi: jak bardzo złe rzeczy i czy źródło jest wiarygodne.

- Nie będę ci ściemniać - Perez ściągnął okulary i potarł nos u nasady. - Nic pewnego ale… przeczucie amigo. Życie mnie nauczyło go nie lekceważyć. A teraz przeczucie mi mówi: Oreja, coś tu kurwa śmierdzi. Póki tego nie sprawdzę, nie zasnę spokojnie.

Xavi pokiwał głową.

- Słuchaj, pomogę ci, ale muszę wiedzieć czego szukać - odpowiedział. - Chodź.

Wstał z kanapy i skinął na Pereza, żeby poszedł za nim.

Gdy wyszli przed budynek Javier odpalił kolejnego papierosa.

- Cholernie dużo rzeczy śmierdzi - rzekł cicho, oglądając się na okno salonu. - Hernanowi odjebało. Z Ratą i Tarantulą zgarnęli z ulicy jakiegoś Narwańca i w aucie zrobili z niego sito nożami. Dźgali aż nie było już puta miejsca na dziury. Hernan w dodatku nagrywał to komórką a potem gadał, że gość miał w ciele jakieś jebane węże. Co gorsza jest chyba trzeźwy. Potem rozjechali przechodnia i wjechali w sklep a Rata i Tarantula chuj wie czemu tam zostali, żeby dać się aresztować. Jakby wszystkich całkiem popierdoliło.

Oreja spojrzał na niego niepewnie.

- Że kurwa co?

Kazał sobie opowiedzieć historię raz jeszcze.

- Musieli się naćpać, kurwa! No pomyśl sam - skwitował w końcu.
- Wiesz, że Herman nie ćpa - odrzekł Xavi "ale ty tak", dopowiedział w myślach Alvaro. - Nie wiem, najgorzej, że jak tamci dwaj debile trafią pod sąd to wszystko się wyda i możemy mieć wojnę z Narwańcami, a przecież nie o to puta madre chodziło. Trzeba pogadać o tym z Psem, jak tylko wróci i ci Aztekowie pójdą w pizdu.

- El nino, przecież to nie ma najmniejszego sensu - upierał się Perez. - To nie są jakieś gry komputerowe. Takie rzeczy się kurwa nie dzieją. - Machnął ręką uważając temat za skończony. - Chcę się dostać do księżulka. Te niewiarygodne plotki, śmierć spowiednika… Chcę z nim pogadać. Pomożesz?

- Naturalmente - Orozco kiwnął głową. - To nie powinno być trudne, ale może zająć trochę czasu. Bo rozumiem, że chcesz pogadać z nim na osobności i tak, żeby nie nikt o tym nie wiedział?

Oreja założył okulary. Położył dłoń na ramieniu młodego

- Grazias amigo.


***

Pies jednak kręcił jakiś interes nie pytając ich o opinię. I chociaż pięć baniek brzmiało całkiem nieźle, Fernandez Perez już się zastanawiał komu będą musieli obciągnąć za te dwieście tysiączków na łebka. Cholerne przeczucie mu mówiło, że wchodzą coraz głębiej w gówno i jeśli tylko się potkną będą musieli te gówno łykać aż pójdą na dno. A on na dno iść nie zamierzał.

Wieść o masakrze w pokoju brzmiała równie prawdopodobnie jak opowiadanie Javiera o zwidach Hermana. Czy oni się wszyscy poćpali?

Do tego krzyki z drugiego pokoju...

- Jeśli skrzywdził Juanitę, zajebię pedała! – warczał niewyraźnie Carlos, z twarzą zabryzganą krwią po uprzednim zderzeniu z pięścią Dario.

- Jak zajebał drugą dziwkę - pocieszył go Oreja chowając okulary w kieszeń, - to chujowi odstrzelę kutasa przy samej dupie!

Z tym postanowieniem ruszył za Angelo na schody. Szykowniś był szybszy. Chociaż zabawa Azteca nie należała do normalnych, bo kto rżnie nożem gardło dziwki podczas rżnięcia ją w dupę, to jednak nie przekraczał dozwolonej granicy. Mimo sieczki w pokoju obok nie mieli powodu żeby zajebać motocyklistę.

- Dwieście tysięcy! Dwieście tysięcy pierdolonych zielonych, nie spierdol tego stary.

No dobra. Mieli powód by zajebać motocyklistę ale były też przesłanki ku temu by tego nie robić. Dlatego wymieniwszy szybkie spojrzenia z Martinezem doszli do porozumienia.

- Pies przyjechał - Angelo koncertowo wywabiał zabawiającego się Azteca - Gadają ze Zjawą za zamkniętymi drzwiami. U nas zwyczaj każe, żeby pod drzwiami stał jeden człowiek z każdej grupy, a że tylko ty z szefem przyjechałeś... sam wiesz, amigo. Najpierw robota, potem przyjemnostki. Takie już to kurewskie życie jest, puta.

- Dobra - Ramirez zabrał nóż z gardła Juanity i wyciągnął z niej kutasa.

Wyszczerzył się do nich, jak pojeb, a potem, nie bez trudu, nałożył spodnie.

- Prowadźcie.

Martinez odsunął się, by zrobić przejście.

- Perez, zaprowadzisz naszego compadre? Ja tu dokończę, bo aż szkoda nie wykorzystać takiej rozepchanej dupci. Gracias amigo.

Uśmiechnął się wilczo do Ramireza, po czym przeniósł porozumiewawcze spojrzenie na Oreję. Wszyscy w grupie wiedzieli, że co jak co ale Angelo nie rucha panienek, które dają każdemu. Jego kurwa strata. Wężowi chodziło o co innego - chciał pozostać za plecami Azteca, by w razie czego uniemożliwić mu odwalenie jakiejś akcji. Tak przynajmniej zrobiłby Alvaro Jesus.

- Jasne jak kurwa słońce amigo. - Perez schował dyskretnie spluwę za pasek spodni, pod koszulę i ruszył przodem.

Motocyklista ruszył przed siebie, schodząc po schodach. Po tych samych stopniach wchodził właśnie Camelo. Dla Oreja , który dość dobrze znał swojego kumpla z gangu, było jasne, że ten zaraz coś odwali.

Idąc przed Aztekiem, Oreja pierwszy minął Camelo. Byłby go minął, gdyby nie błysk w oku Serpientez. Gdy był na jego wysokości Alvaro wyprowadził szybki cios w splot słoneczny, po czym drugą ręką złapał Camelo za kark przyciągając głowę do podnoszonego kolana. Chrupnął nos a wąż zaczął spadać ze schodów w dół. Camelo nie miał dzisiaj farta. Nos złamany po raz drugi w przeciągu pół godziny, po raz drugi przez kumpla z SV.

Wszystko z tyłu mogło wyglądać tak, a przynajmniej taką miał nadzieję Oreja, jakby mężczyzna się zachwiał a Perez tylko próbował go złapać.

- Kurwa, amigo! - krzyknął Oreja, - przesadzasz z tym ćpaniem.
- Puta madre! - warknął Camelo niewyraźnie, przez krew płynącą mu z nosa i ust. - Co ty odpierdalasz, chcę dostać tego chuja!

- Dwieście tysięcy - rzucił z dołu Juan popijając tequilę. Przed nim na stole leżał odbezpieczony glock - ot w razie czego.

Herman nagle zerwał się z fotela. Minął szarpiących się sicarios i Azteka po czym wbiegł po schodach na górę, do pokoju Dolores.

Oreja przyklęknął przy drącym się Camelo i uderzył w skroń...

- Lo siento, amigo - powiedział cicho.

...ogłuszając go.

- Tam jest Pies z twoim bossem, amigo - powiedział głośno wskazując pomieszczenie Aztecowi - Angelo - zwrócił się do schodzącego po schodach Serpientez, - Pomożesz mi z Camelo? Znowu przećpał.

Oreja spojrzał w górę lecz pięknisia nie było. Chujek zostawił go samego z Aztekiemza plecami. Po plecach Pereza przebiegł zimny dreszcz. Przecież jebany pedał mógł mu poderżnąć gardło jak schodzili. Kumpli się nie zostawia. Jebany kutas.

- Dario! - Na twarzy Oreja wymalowała się nagła wściekłość. - Zajmij się…

Nie dokończył zdania. Wyszedł. Musiał ochłonąć. Miał ochotę komuś zrobić krzywdę. Miał ochotę złapać Urenijosa. Miał nadzieję, że ten będzie sprawiać problemy.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 01-10-2018 o 19:36.
GreK jest offline