Cóż, jeśli mógł coś powiedzieć o Eildith, to to, że jakimś cudem wkradł się w jej serce... albo była tak biegła w kłamstwach, w których skromnie mógł przyznać był dobry, że usypiała nader skutecznie jego czujność. Za czapkę podziękował z uśmiechem i cichym "Co ja bym bez ciebie zrobił?" Tak czy inaczej, pojadł, a radosne głosy gosposi i zapachy obudziły jego kompanów.Razem dokończyli śniadanie i ruszyli w miasto.
Nie było sekretem, że prawie nigdzie się nie ruszał co najmniej z jednym z nich, ale większość czasu chadzali całą drużyną. Byli rodziną, a przynajmniej tak pozwalał im wierzyć. Oczywiście, zbrojni i dobrze odziani jak zawsze, budzili różne uczucia, ale ludzie już się przyzwyczajali...
Kwestia ładunku mierzwiła go niezmiernie. To była jedna z piewszych umów jakie zawarł i zrobił błąd. Karygodny, o czym się przekonał od portowego oficjela, ale z uśmiechem i podziękowaniem odebrał kwit. Przeklinał w duchu kontrahenta i zachodził w głowie czy zawarł w umowie na piśmie jakieś obwarowania prawne, by dobiegać się reparacji, czy innych odszkodowań za opóźnienia. Nieważne, ładunek trzeba było natychniast sprowadzić i upłynnić!
Wtedy, wyrwany z myśli kiedy leniwie nabijał fajkę zielem jego uwagę przykuły młódki. Zwyczajne, ocz szlachcinki. Całkiem normalny widok, zubożała szlachta nie niała funduszy na wielkie zakupy u większości kupców, o sprowadzaniu specjalnie dla nich rarytasów i luksusów nie wspominając. Za to, miała sieć kontaktów wśród rzemieślników i wszelkiej maści kramarzy i sklepikarzy. Ot, cieli koszta po znajomości...
...i wtedy ona na niego spojrzała. To było krótkie i ulotne. Nieszczęśliwie, nie uchwycił co miała w spojrzeniu, ale zauważył ten impuls. Ten moment który i on poczuł nim zwrócł na nią i jej towarzyszki uwagę. Nie był głupi, potrafił rozpoznać kiedy Tkacz Przeznaczenia tworzy nowe nici w swej pajęczynie i szturcha stare zsyłając na ludzi objawienia.
Spojrzał na swoich ludzi i uśmiechnął się pogodnie. Nie raz widzieli go gdy jego umysł wędrował. Wada której jeszcze się nie wyzbył, a która sprawiała, że był lekko mniej spostrzegawczy niż powinien być. Miał plan, a oni moli poznać, że go miał. Zawsze miał.
- Niedługo wyruszamy. - orzekł ze stanowczością -
Hans, Adelbert, przygotujcie łódź do drogi i sprawdźcie czy czego jej i nam nie potrzeba. Borys, idziesz ze mną.
Po tych słowach ruszył w stronę kramu przy którym stały dziewoje. Swobodny stanowczy krok, pewny siebie, acz tajemniczy uśmiech. Miał plan, zawsze miał plan, a na wypadek, gdyby plan zawiódł miał jeszcze dwa w zanadrzu i tak było teraz. Nie ukrywał jednak przed sobą, że lubił nie sięgać po plany awaryjne. Zamiarzał skorzystać z doskonałej okazji. Okazji nawiązania znajomości które w przyszłości mogłyby przynieśćmu zarobek. No, a przy okazji przyjrzy się im bliżej. Może coś z ich sposobu bycia i tonacji zdradzi więcej niż same słowa. Wiedza, była potęgą, a że wiedza leżała dosłownie na ziemi to inna sprawa. Trzeba było ją tylko dostrzec...
- Witam, drogie panie, czy mogę zająć chwilę? - zapytał miło zbliżając się z dłońmi lekko rozstawionymi na boki, coby ich ochrona widziała, że dłoń daleko od miecza... wszak to też gest przyjaźni jest. Spojrzeniem wędrował od jednej do drugiej i tak dalej w losowej kolejności -
Obawiam się, że nie miałem jeszcze przyjemności poznać. Pewniem dlatego, bo jeszcze nowy jestem w tych stronach, choć nigdy nie wiadomo, gdzie można spotkać przyjaciela, nieprawdaż? Arnold von Thohrnl... - ukłonił się z lekka nie spuszczając ich z widoku -
...do usług.