Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2018, 11:29   #5
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Strażnik dróg do parszywa robota. Niewdzięczna i bolesna. Niewdzięczna, bo gliniarza każdy traktuje z nieufnością. Każdy ma jakieś grzeszki, i nieszczęśliwie dla strażników, większość tych grzeszków strażnicy dróg mieli całkowicie gdzieś. Ścigali tylko najgorsze menty społeczeństwa, desperatów którzy okradali podróżnych, napadali na mytników i innych grasantów, którzy niczym sępy wyglądali łupów poza miastami i wsiami Imperium. Resztą zajmowali się "muncypalni" czyli najczęściej strażnicy miejscy lub wprost zbrojni danego feudała, o ile jakowyś zarządzał akurat takim czy innym wypizdowem. Bolesna robota też była. Nie raz kula bandyty orała ciało Erika. Nie raz czuł czyjeś żelazo pod skórą. Tyłek od siodła nie raz odparzał się, a na udach robiły się odciski od wielogodzinnej jazdy w siodle. Gardło piekło od pyłu gościńca, a ciało niemalże gotowało się pod opończą strażników. Ale Erik nie zamieniłby póki co tej roboty na nic innego. Nic tak nie puentowało roboty niż widok wierzgającego złoczyńcy na konopnym sznurze. Jadzia, jak szumowowiny nazywały szubienicę tuliła w końcu każdego zbira, którego zdażyło się Erykowi ścigać. Poza jednym, który okazał się wyjątkowo inteligentny i zdążył zwiać, zanim strażnik zdołał choćby zastawić na niego pułapkę. Szesnaście dziewczyn w ciągu miesiąca to było zbyt wiele krwii jak na jednego złoczyńcę. Na tak wybitne szumowiny, Erik miał dwie proste kary. Konopny sznur na szyję, lub kulę między oczy. Ten jednak, zasługiwał na coś ekstra i strażnik obmyślał nową karę jadąc bez wytchnienia przez prawie trzy prowincje.

Erik Landau miał dziś pecha. Nie jakiegoś niewielkiego, jak wdepnięcie w krowi placek. Albo poślizgnięcie się na mokrej trawie i wywichnięcie kostki. Nawet nie jak upadek z konia. Erik po prostu czuł, że wpadł w prawdziwe tarapaty, kiedy ciemnica zatrzęsła się, niczym po trafieniu armiatnią kulą. Potem znowu, omal nie przygniatając go sufitem. Plan, zakładający przesłuchanie być może ważnego świadka właśnie był brutalnie przerywany, i jak zwykle w takich przypadkach niweczony. Wiedział, że Stirland to ponure miejsce przypominające klimatem podogonie konia. Wiedział, że jego poszukiwany to najpewniej szlachcic, i ręce strażnika mogą być nieco za krótkie, aby go w ogóle aresztować. Strażnik nie zamierzał tego oczywiście robić, licząc, że po prostu oszczędzi sobie i Reiklandzkim ławom papierokowej roboty i zatłucze prosiaka w tej dziurze, w której przyjdzie mu się zaszyć.

Kiedy zobaczył snujących się na zewnątrz ciemnicy ożywieńców, wiedział, że to nie zakońćzy się dobrze. Należało uciekać, ale przed nim stał jego świadek, wejście było zamknięte przez zwałowisko gruzów. Na propozycję banity przystał od ręki, wiedząc, że najpewniej jeśli banity nie zabije od ręki, ten mógłby wbić mu sztylet w plecy przy najbliższej okazji. A tak możnaby od razu dogadać się co do dalszych działań. Szczególnie, że Erik nie miał niejakiego Thorsteina na liście podejrzanych, a nie czytał i nie dostał żadnego listu gończego za bandytą, w dodatku w jego rzeczach brakowało pewnej błyskotki, zrabowanej nieletniej mieszczce na trakcie i dlatego Thorstein mógłby mówić o szczęściu. A na mordercę szlachcianek z Altdorfu bandyta raczej nie wyglądał. Erik szybko przeszukał rzeczy bandyty i wiedział, że ten nie jest człowiekiem, którego szuka. Los dał łotrowi prezent, którego Erik jakoś nie miał sumienia zabierać. Zresztą z Ranaldem nie powinno się zadzierać, a ten człowiek mógł mu pomóc w wydostaniu się z tej wioski w jednym kawałku. Układ więc, wydawał się być w porządku.

Strażnik rzucił więc klucze banicie i poprawił swoje odzienie, wytrzasając kurz i odłamki ściany ze skórzanego koletu, strząsając pył z kapelusza i otrzepując spodnie. Wyciągnął pistolet zza pasa i korzystając z wolnej chwili, kiedy banita mocował się z kłódką od kraty, spokojnie przeładował broń i trzymał ją w opuszczonej broni, nie chcąc straszyć banity. Okazało się, że był z tej wioski, co mogło mieć naprawdę spore znaczenie, choć plan nie do końca odpowiadał Erikowi.

- Od razu za ciemnicą na prawo jest stajnia. Są tam trzy konie, jeden mój, i dwa strażników. Pogadamy i będziesz wolny - zaproponował Erik.

Strażnik ruszył wraz z banitą przez wybity otwór w celi wybiegając na podwórze i kierując się od razu ku okazałemu budynkowi stajni. Erik zobaczył obok stajni zagrodę ze spanikowanym bydłem. Jedno chlaśnięcie miecza później i zagroda otworzyła się na oścież, wypuszczając spanikowane stado prosto w snujących się drogą ożywieńców. Potem otworzył wrota stajni i ruszył w kierunku swojego wierzchowca, który spokojnie przeżuwał siano przy koniowiązie, szczęśliwie nie rozkulbaczony jeszcze bo Erik nie miał wcześniej nawet takiej możliwości. Zamierzał skierować go w stronę najbliższego wyjazdu z wioski i korzystając z zamieszania chwilowo opuścić to miejsce.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline