Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2018, 19:16   #13
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Podobne do siebie dni płynęły dla Arno powoli. Wypełnione były codziennymi rytuałami: pierwszy swoją chwilę dostawał Grungni, kolejny był Morr, zaś ostatni trening oparty o biegi, pompki i podciągnięcia na niższych gałęziach.

Monotonia ustąpiła miejsca pośpiechowi i gwarowi dopiero w Altdorfie. W stolicy krasnolud był raz. Głównie przejazdem. Niemniej spoglądał na wyrastające budowle jak na starych znajomych spotkanych po latach. A między nimi znajomy harmider, szurania i pokrzykiwania. Gdzie nie spojrzeć na oczach odbywał się mały dramat lub cząstka szczęścia. Wielokulturowy tygiel przemieszczał się we wszystkie strony. Człowiek nie był tu wiele częstszym widokiem niż długouchy.

Trafili na najlepszą z możliwych pór roku. Zimą życie było bardziej ospałe, latem cuchnące, zaś jesienią szare i mokre. Wiosna zaś była idealna. Ciepło, acz nie upalnie z rześkim powiewem wiatru.

Nieopodal ponad tłum wzniósł się alarmujący krzyk o złodzieju. Arno obrócił się w tamtym kierunku i dostrzegł odlatującego ptaka. Kobieta miała pecha. Być może za złodziejem poruszającym się po brukowanej ulicy ktoś zechciałby pospieszyć. Chętnych do ścigania szybującego ponad dachami zwierzęcia nie było. Prócz Berta. Khazad podobnie do innych odprowadził wzrokiem bliżej niezidentyfikowanego złodziejaszka.

Chwilę później przemierzali już rynek. Wydawało się, że można było na nim kupić wszystko, co zdołał wymyślić człowiek i nie tylko, każde odkrycie, każde znalezisko zdawało się mieć swój stragan i wychwalającego je kupca. Sprzedający wychwalali leżące leniwie produkty jakby to one były panami, zaś krzykacze pożytecznymi sługami.
Gdzieniegdzie stało stoisko pucybuta, jakiś żebrak proponował Arno polerowanie trzonka za srebrnika. Oferta wzbudziła w khazadnie pewien niesmak na myśl, że ktoś taki mógłby go dotykać. W końcu młot swoje kosztował.

Kiedy ostatecznie udało im się przedrzeć do tablicy ogłoszeniowej, Hammerfist udał, że nie widzi twarzy swojej oraz swoich towarzyszy na plakacie zrywanym przez strażnika miejskiego. Nie ruszał się przeglądając oferty, by nie wzbudzić zainteresowania nietypowym zachowaniem. Skoro już tu byli, mogli tylko dochować wszelkich starań, by nie wyróżniać się z tłumu.
Wszyscy towarzysze z Biberhof przecież wyglądali już inaczej niż na prezentujących ich rysunkach. Sam Ragnar, jak nazwał się, gdy imię Grimm skojarzono z jego osobą, miał dłuższe włosy. Delikatny irokez zmienił się w pas warkoczyków ciągnących się przez czaszkę w kierunku potylicy. Włosy na bokach głowy były jeszcze zbyt krótkie, by mógł sobie na to pozwolić. Jednakże na brodzie się pojawiły. Zrezygnował także z ciemnego koloru przywracając głowie barwę zbliżoną do naturalnej.

Tym co zaskoczyło krasnoluda był nowy plakat oferujący sto koron za złapanie ptaka. Autorką musiała być ta sama arystokratka, której niedawno zwierzę ukradło jej własność. "Czarny Złodziej" poleciał gdzieś między domy i Arno zupełnie nie miał pojęcia odnośnie lokalizacji gniazda. Wiedział natomiast, że nie było to w miejscach, przez które przechodzili.
Uśmiechnął się do własnych myśli widząc oczyma wyobraźni złodzieja i jego ptaka wytresowanego do kradzieży drobnych rzeczy. Bardziej prawdopodobny było to, że ptaszysku spodobał się błyszczący przedmiot.

Żadna myśl nie zmieniała faktu, że Hammerfist nie potrafił pomóc kobiecie. Mógł jedynie rozglądać się, szczególną uwagę przykładając do tego w miejscach, w które ptak mógł polecieć. Lub wydawało mu się, że to te miejsca.

- Zrobić by można tak. W kolejności pierwszej z miastem zapoznać bym się chciał. Jeśli wam nie przeszkadza to, później udać tam moglibyśmy się. Później jeszcze zrobić jako Max radzi, jutro jeśli wyjeżdżać byśmy chcieli - zwrócił się do towarzyszy zaczynając od odniesienia się do pomysłu Berta.

Tymczasem pożegnał się ze swoimi towarzyszami, ustalił miejsce i czas ponownego spotkania, a następnie udał się do świątyni Grungniego, by prosić o dalszą opiekę bóstwa oraz podziękować za dotychczasową. Już miał wychodzić, gdy pomyślał, że dużo czasu minęło nim miał okazję złożyć ofiarę. Zawrócił szybko i zasilił stojącą tam szkatułę z monetami.

Wrócił na rynek przepychając się między stoiskami z przywiązaną do pasa, solidnie zasznurowaną sakiewką. Jakaś kobieta sprzedawała obrzydliwie śmierdzący łój mający być lekarstwem na wszelkie bóle, zaś wyglądał jakby miał przynieść gangrenę. Nieopodal inna kobieta sprzedawała rzemienie sprawiające wrażenie porządnych i wytrzymałych. Stoisko z mieczami, stragan z warzywami, ciepłe bułki, ręcznie haftowane tuniki, trunki z najdalszego południa, amulety, talizmany, bibeloty, antałki, beczułki, liny, sznurki, gwoździe...

Wyszedł z tłumu w poszukiwaniu interesujących go ogłoszeń na tablicy. W ofertach o naborze pracowników w zakresie rzemiosła kowalskiego mógł przebierać. Natychmiast odrzucił oferty dla pomocników. Minęły czasy, gdy zadowalał się kuciem gwoździ czy ostrzeniem mieczy. Mistrzem jeszcze nie był, lecz z pewnością już fachowcem. Dlatego zapamiętał tylko najciekawsze z ogłoszeń skierowanych do profesjonalistów, a następnie udał się do każdego z trzech wybranych miejsc. Każdy z budynków sprawiał, iż Ragnar kiwał głową. Duże konstrukcje mieściły w sobie potężne piece, mocarne miechy oraz sprzęt dający prawdziwą przyjemność z pracy. Temperatury, do których można było tu rozgrzać metal musiały być olbrzymie. Koryta z wodą przeznaczone do hartowania wyrobów znajdowały się nieopodal pieców, zaś pracujący tam mężczyźni mieli na sobie solidne grube fartuchy i rękawice. Nie dziwił się, iż były to najlepiej płatne oferty. Tutaj potrzebują zawodowców.

Kolejnym, przedostatnim już odwiedzonym miejscem był jeden z klubów zrzeszających miłośników walki na pięści. Za wpisowe życzyli sobie koronę. Arno przez długą chwilę rozważał wstąpienie w poczet "Wściekłych Pięści Węża", lecz ostatecznie zrezygnował. Nie wiedział jak długo zostaną w Altdorfie. Zapewne niedługo.

Obchód stolicy skończył na odwiedzeniu kilku karczm i zagarnięciu części napotkanych żebraków. Kto mógłby być lepiej poinformowany w sprawach bardziej lub mniej lokalnych niż ludzie słuchający nowin karczmarze czy mający na wszystko oko żebracy?

Zbliżała się pora spotkania. Trzeba było zatem stawić się na miejscu. Arno nie zamierzał się spóźnić, a raczej być nawet przed czasem. W trakcie marszu rozważał kwestię Armbrustera. Był coraz bardziej przekonany, że detektyw wcale nie chce im zaszkodzić. Postanowił porozmawiać z nim przy piwie po opuszczeniu Altdorfu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline