Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2018, 13:16   #28
Gortar
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
- Madre de Dios - powtarzał pod nosem Juan. Po plecach lał mu się lodowaty pot. W dłoniach prawie natychmiast pojawiły się glock i beretta. Jak zawsze dotyk broni uspokajał i nie pozwalał popaść w panikę.
- Święta Panienko z Guadelupe miej nas w opiece - modlił się cicho gorączkowo myśląc nad kolejnym posunięciem.
Wyraźnie słyszał syk węży i to jak pełzną w ich stronę. Skąd węże w szpitalu? Co tu się odpierdala?
W pokoju obok jeden z SV najwidoczniej potrzebował pomocy. Tu pozostali ładowali z broni w zbliżające się węże. Nie był pewien czy te strzały przynoszą jakikolwiek efekt. Postanowił pomóc Tito na sali operacyjnej. Odwrócił się i wparował do pomieszczenia.
Ujrzał, leżącego na stole operacyjnym jakiegoś mężczyznę, podpiętego pod przenośne urządzenia, które pikały teraz i pokazywały linię prostą. Na ziemi leżał Tito, a jakiś facet w stroju chirurga, teraz zachlapanym krwią, pochylal się nad nim coś do niego mówiąc. Obok stały jeszcze dwie osoby - pielęgniarka i drugi lekarz. Twarze zasłonięte maskami i oczy rozszerzone strachem - a kiedy drzwi się otworzyły, powędrowały w stronę Alvareza i kanonady na korytarzu. Na podłodze Juan zobaczył też rozrzucone narzędzia chirurgiczne. Wyglądało na to, że Tito stracił przytomność podczas operacji lub zasłabł, a drugi lekarz starał się mu pomóc.
- Co tu się stało? Co mu jest? - skierował pytanie do gościa pochylającego się nad członkiem SV jednocześnie wskazując w stronę Tita ręką uzbrojoną w pistolet.
- Zawał. Miał zawał podczas operacji - wyjaśnił lekarz. - Tito miał słabe serce. Brał u mnie leki.
To nie było wszystko. Juan wyczuwał to, ale doktorek chyba nie mówi całej prawdy. Ukrywał coś.
Szybkim krokiem podszedł i wycelował w łapiducha.
- Nie pierdol - powiedział - wiem, że coś jeszcze tu śmierdzi.
- Nie wiem, kim był operowany. Ale on… on nie żyje. Nie udało się wyjąć kul.
- Wąż… - jęknął cicho, chyba nieświadomy do końca Tito. - To … był… wąż…
- Kurwa znowu węże... - zerknął przez ramię w stronę drzwi, zza których dobiegały odgłosy strzałów.
- Możesz mu pomóc? - spytał doktorka pokazując na Tito. - Musimy stąd spierdalać.
Strzały ucichły nagle. Jakby zabrakło amunicji. Albo… albo….
Zza drzwi doleciał Juana dziwny dżwięk. Stłumiony przez grube drewno. Brzmiał jak syk czegoś ogromnego, czegoś wielkiego, czegoś … niewyobrażalnego.
Alvarez przestał się ruszać. Przez jego umysł przelatywały potoki myśli i wspomnień. Nagle uzmysłowił sobie, że Gruby Alfredo mówił kogo operuje Tito. To Eusebio Uccoz leżał martwy na stole. Cała perspektywa zarobku poszła się jebać… nie wyjdą z tego cało. Nie ma na to szans. Ręka mu zadrżała. Nerwy poczęły brać górę nad twardym członkiem gangu.
NIE! To jeszcze nie koniec! - pomyślał. Odwrócił się w stronę drzwi. Zważył broń w dłoniach, wziął głęboki wdech i ruszył w kierunku syku.
- Dios te salve, Maria, llena eres de gracia, el Señor es contigo…(Zdrowaś Maryjo, Łaskiś Pełna…) - mówił na cały głos celując w drzwi i idąc w ich kierunku krok za krokiem.
Nagle, z potwornym trzaskiem, drzwi poleciały w głąb sali operacyjnej, jakby wepchnięte do środka przez ogromną siłę. Za nimi do pomieszczenia wtargnęła skręcająca się, niczym wąż, smuga czerni. Od tego kłębu ciemności bił zarazem żar wulkanu, jak i lodowate zimno kosmicznej pustki. Niczym łeb węża ta potworna, wirująca Ciemność, popłynęła w stronę łóżka operacyjnego, powoli ogarniając całą salę piwniczną, w której operowano szefa lokalnego podziemia.
To co działo się wokół było ponad wszelkie wyobrażenie. Juan mimo iż był twardym wężem nie wiedział co ma zrobić. To co wtargnęło do pomieszczenia było symbolem ich gangu, ale takim, który nie ma względu na okoliczności i osoby. Widział, że sam nie jest święty, ale to coś było złe i odczuwał to każdym fragmentem ciała. Wokół zalęgła się ciemność i skryła przed wzrokiem Alvareza to co działo się wokół. Chciał pomóc Tito, ale w ciemności nie było to praktycznie możliwe. Na pamięć rzucił się w stronę drzwi byle tylko znaleźć się jak najdalej od tego…. czegoś.
I nagle, gwałtownie, Ciemność zniknęła, a on zorientował się, że .. leży na podłodze i macha dziko nogami i rękami, a na niego z góry, nieco przerażony, spogląda jakiś lekarz. A za tym ubranym w strój chirurga człowiekiem było coś jeszcze. Coś pochylone nad łóżkiem - wielki Wąż z Cienia, który połykał leżącego na stole operacyjnym bossa narkobiznesu. Czy też raczej jego szamocącą się, półprzezroczystą sylwetkę.
Z dziko bijącym sercem poderwał się na nogi odtrącając pochylającego się nad nim lekarza i wpakował cały magazynek glocka w olbrzymiego gada.
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline