Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2018, 21:35   #6
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Spotkanie wieczorową porą [post wspólny z abishai, Jacques69, archiwumX, Ronin2210)

Wczesny wieczór szybko przeszedł w wieczór późny, a im później się robiło, tym więcej osób schodziło do baru. Nie inaczej było z nimi, głowa po głowie pojawiali się w głównej sali, przeciskając przez gęstniejący tłum i szukając wolnego miejsca. Vesna miała tyle szczęścia, że razem z Foxem zalegli na długiej ławie dość wcześnie, albo późno - zależało od perspektywy. Grunt że piwa nie brakowało, nikt nie pchał się z durnymi propozycjami i dało się odpocząć, pośmiać się i pogadać.
- Nieźle ci poszło z tym lassem - Holden uśmiechnęła się do Daniela, przepijając mu kuflem - Nie wiedziałam, że na Froncie łapaliście maszynki na sznurek.

Daniel uśmiechnął się do Vesny.
- Dziękuje, szczerze to pierwszy raz trzymałem w ręku prawdziwe lasso, nie mówiąc już o łapaniu na nie czegokolwiek.
- Słyszałem o łowcach łapiących maszyny w wielkie stalowe sieci, jeśli ktoś łapał je na lasso to ma u mnie flaszkę. Potrząsnął trzema flaszkami w plecaku i przechylił kufel z piwem do ust.


- A co byś powiedział na łapanie czołgów? - Akiro niezdarnie zagaił rozmowę.

Anne kontynuowała za Akiro. Siedziała obok niego i sączyła whisky, delektując się każdym łyczkiem.
- Lady Amari z Appalachów szuka ekipy, która dla niej znajdzie ten czołg, o którym wszyscy gadają i przewiezie przynajmniej do Alabamy. - Opowiedziała prosto z mostu, konkretnie. - Zastanawialiśmy się z Akiro, czy chcielibyśmy się tego podjąć - to mówiąc przeleciała wzrokiem po wszystkich zebranych.

- Federaci to śliskie gnidy - Vesna zagryzła wargę, zaczynając bawić się kuflem z nieobecną miną. - Niby gładcy, uprzejmi i tacy wielkopańscy aż do przesady. Ale nigdy nie wiadomo jak z nimi na koniec wyjdzie. Czy nie stwierdzą że zapłata jednak wyjdzie mniejsza bo koszta wydumane, albo obraza majestatu… czy sama możliwość pracy dla takiego majestatu rekompensuje trud podjęty przez stronę najmowaną - prychnęła krótko - Lubią kręcić, kłamać i odwracać kota ogonem, a jak coś się nie podoba uśmiechają się i wołają straż. Nie lubię ich, nie są tacy fajni na jakich pozują. Zarozumiałe buce, jakby nie wiadomo jak czystą krew mieli, a prawda wygląda inaczej. Większość z tych wielkich, szanowanych rodzin to zwykłe cwaniaczki-dorobkiewicze z fartem po Dniu Zagłady. Prawdziwa szlachta żyła w Europie, rody mające kilkaset lat udokumentowanej ciągłości… oni są co najwyżej śmieszni. Bazują na ludzkiej niewiedzy. Ciężko teraz o dobre wykształcenie - prychnęła po raz drugi, machnęła ręką i popatrzyła na Indiankę - Ale to jakaś opcja. Trzeba się dowiedzieć ile niby płacą. Jest też inna opcja. CSA. Rozmawiałam z jednym Teksańczykiem, wystrzelał się że zbierają się po ten czołg i jeśli chcemy miejsce się znajdzie… podobno. Też do sprawdzenia - upiła łyk piwa i prychnęła po raz trzeci - Porównajmy oferty, zobaczmy kto lepiej płaci i do niego się podłączmy. Jest też mapa, ten kto ją wygra ma od startu wyższą pozycję. Teksańczycy to prości ludzie, nie lubią mataczy, machlojek i przekrętów. Dla nich czarne jest czarne, a białe… białe. Są honorowi, robotni, nie boją się wyzwań, ani ubrudzić rąk. Nie strzelą w plecy po wykonanej pracy i raczej nie ma tu obawy o zmniejszenie honorarium. A ta cała Lady… już widzę jak bobruje w błocie i psuje swoją idealną fryzurę. - wzięła kolejny łyk, potem jeszcze jeden - Mamy całą sobotę żeby zobaczyć co w trawie piszczy, aukcja… chyba w niedzielę. Spróbuję też podbić do tej gwiazdki, Black. Poznałyśmy się w Det, może mnie pamięta i słyszała o czymś co nam pomoże.

- CSA płacą uczciwie… ale miernie.
- stwierdził Colonel podsłuchawszy sporą część wypowiedzi Vesny. - A że nas potrzebują jako pomocników, to zapłacą jeszcze mniej… ta cała Lady pewnie dupy stąd nie ruszy, więc zapłaci więcej, byśmy ruszyli tyłkiem za nią… -
Przysiadł się do towarzyszy zdejmując z głowy wyraźnie sfatygowany kapelusz. W ogóle wyglądał jakby wyszedł w ubraniu z pralki. Gestem dłoni zakomunikował pobliskiej kelnerce że zamawia dwa kieliszki czegoś mocnego i mruknął.
- Trzeba przyznać, że niezła chryja z tym czołgiem. Wszyscy się podniecają tym kawałkiem złomu, który przecież nie może być sprawny po tylu latach. Nawet Vegas… ci właśnie złożyli nam propozycję nie do odrzucenia i wielce hojną. Dużo prochów, leków i przyjaźń szefa. Strauss który przewodzi ich ekipie chce czołgu i chce byśmy go mu dostarczyli. Możecie nie chcieć przyjaźnić się z mafią z Vegas, ale z pewnością nie chcecie być ich wrogami. To niezdrowe. - Colonel wyjął zza pazuchy woreczek z białym proszkiem. - To ich mały gest dobrej woli. Jeśli Strauss jest gotów na takie wydatki, to jest gotów zapłacić o wiele więcej za współpracę i czołg… i zrobi wszystko, by zdobyć ten pojazd dla Vegas.

- Zaufanie komuś z Vegas na piękne oczy? - technik zrobiła powątpiewającą minę - To jak zrobić z jadowitej żmii zwierzątko domowe i z nią spać. Nie wiadomo kiedy padalec się odwinie i dziabnie. Już wolę mieć mniej, a bez ryzyka że ktoś przy wypłacie “złoży propozycję nie do odrzucenia”... wypad na pusto, albo kulka w łeb. Przyjaźń bossów z Vegas jest równie kapryśna co te ich ruletki w kasynie, Fortuna i Los - odstawiła kufel i zamiast tego zabrała szklankę siedzącego obok Alexa. Przepiła niesmak, skrzywiła się zaraz potem i z sykiem odstawiła szkło na stół - Ten zardzewiały złom nie pojedzie sam i trzeba go najpierw wykopać z błota, a to ciężkie bydle. Jak to czołg. Podnośnik, laweta… spore. Jedna furgonetka nie da rady. Druga rzecz to naprawa tego badziewia. Każdy może mówić że umie w kabelki i klucze nastawne. Da się dużo mówić - puściła Colonelowi oko - Dobry mechanik niedługo stanie się towarem poszukiwanym, jutro jest ten cały konkurs na grzebanie w żelastwie. Zgłoszę się, jeśli wygram… - rozłożyła ręce - Zyskamy sporej wagi argument przy negocjacji ceny. Bo każdą stawkę da się negocjować. Jeśli ktoś umie - zamrugała znowu do tego samego towarzysza - Wiecie co? Nie ma co gdybać i jechać na pusto. Zobaczmy i przekonajmy się co kto i ile proponuje. Zbierzmy informacje, na razie są trzy propy. FA, CSA i Vegas. Nie jesteśmy skazani na jeden wybór… i dobrze. Jeśli ktoś ma monopol na rynku robi się chora sytuacja gdy dyktuje stawki i wtedy je zaniża, jako że alternatyw brak. Pogadaj z tym z Vegas, Annie i Akiro mogą przycisnąć Federatkę, my z Alexem przejdziemy się do Teksańczyków… a potem usiądziemy i porównamy konkrety. Co wy na to?

- Nie rozumiesz kwiatuszku powagi sytuacji.
- uśmiechnął się do niej Henry. - Vegas BARDZO chcą tego czołgu, co bynajmniej nie jest dobrą nowiną. Dobry mechanik to dobry towar, ale jeśli jest u konkurencji… to dobry mechanik jest celem do sprzątnięcia. Jeśli nie dogadamy się z Vegas to… będziemy celem do eliminacji. I tyle jeśli o brak monopolu… Owszem, możemy Bo Victora do hojności, ale jeśli pójdziemy do innego pracodawcy, to czas wyhodować sobie oczy na plecach.

- Czyli mamy rozumieć że już w naszym imieniu zgodziłeś się na ofertę, mając w głęboko w dupie co reszta może sądzić?
- pokazała na biały proszek i pokręciła głową - Jak Judasz sprzedałeś nas za trzydzieści srebrników, nie licząc się ze zdaniem innym niż swoje… - zamyśliła się, pukając palcami o blat aż parsknęła - To masz problem, stary. Bo nie jesteś ani moim ojcem, ani Alexem. Ten pierwszy też nie miał za wiele do gadania - posłała mu cyniczny uśmiech - Wpadłeś w gówno i chcesz nas wciągnąć ze sobą, chyba cię Bóg opuścił. Nie wiemy kto zapłaci więcej - powiedziała bardzo powoli i wyraźnie - Bo jeszcze nikt nie z nas nie robił porównania… więc tylko idiota godzi się w ciemno, a co do zamachów. Jestem z Det - teraz uśmiechała się słodko - Życzę im powodzenia. Nie zamierzam ślepo iść daną drogą nie wiedząc jak wyglądają pozostałe.

Colonel spojrzał na Alexa zamyślony i uśmiechnął melancholijnie. Po czym zwrócił się do zadziornej dziewczyny. - Nie sprzedałem kwiatuszku, ani nie straszę. Mówię jak jest. Jakaś ekipa pracująca dla Vegas wyruszy po czołg. Może będziemy to my, może kto inny… ale Strauss ostatecznie postara się, żeby ów pojazd trafił do miasta ruletek. I nie gra on fair, jeśli nie ma wyboru.

- Skoro nie straszysz to uważasz za głupie dzieci którym da się wcisnąć kit
- brunetka zrobiła smutną minę i sięgnęła po kufel - Może ty powinieneś zrozumieć, że nie składa się obietnic w pusto… no ale ludzie z Vegas często tego nie rozumieją. Na razie grozili tobie i tylko tobie, skoro tak trzęsą ci się portki. I skoro przynosisz zaliczkę. Daruj sobie te popierdywanie, mnie na nie nie kupisz, a z tego co pamiętam nie dałam ci upoważnienia do zawierania umów swoim imieniu. Jeżeli okaże się że CSA albo FA dają lepsze warunki i nas z tego nie odkręcisz… wiesz mordeczko, są gorsze rzeczy niż bossowie Vegas. W bagażach mam gdzieś jeszcze c4. To też nie jest straszenie - przewróciła oczami dopijając piwo - Za stara jestem na bajki, a póki nie będzie konkretów nie ma co się przerzucać pustymi domysłami. Zresztą wybaczcie, ale straciłam apetyt - spojrzała z odrazą na worek z narkotykami, a potem na Alexa - Idziemy?

Daniel przysłuchiwał się argumentom wygłaszanym przez swoich towarzyszy, rozważał przez pewien czas wypowiedzi i wtrącił na koniec.
- W tej sytuacji możemy zrobić tylko jedno, musimy zwrócić się do wysłanników z Nowego Yorku. Mój kumpel Sasza skontaktował się z mechanikami, którzy też potrzebują tego czołgu i w przeciwieństwie do całej reszty dobrze go wykorzystają. Posiadają szerokie zaplecze techniczne i logistyczne. Jeśli boimy się gniewu Vegas lub kaprysów paniczów z Federacji to mogą nas ochronić, dodatkowo płacą o wiele lepiej niż kowboje.

Anne poruszyła głową na wieść o “propozycji”, jaką otrzymał Colonel.
- Vegas będzie najpaskudniejszym graczem w walce o czołg. Myślę, że najlepiej, jeśli to dla nich wykonamy to zadanie. Federacja do niczego nas nie zmuszała, nie będą na nas źli, jeśli pójdziemy na układ z tym całym Straussem. Nawet jeśli, to ich gniew nas nie dosięgnie w Vegas. Nowy York? - zwróciła się do Daniela. - Nieważne czy dobrze wykorzystają czołg, czy nie. Dla nas to nie na znaczenia. Ale droga do Nowego Yorku wiedzie niebezpiecznie blisko Appalachów. Mogą urządzić na nas zasadzkę. A droga na wschód będzie znacznie trudniejsza, najpierw musimy pokonać Missisipi z tymi kilkudziesięcioma tonami żelastwa, a dalej teren jest nierówny. A do Vegas? Większość drogi to płaskie stepy i pustynie. Dopiero na koniec może się zrobić ciężko, ale wtedy będziemy już daleko.

- Może Appalachy nie obrażą się za to odrzucimy ich ofertę to jednak mam wobec ich zobowiązania... jeśli zamierzamy im oddawać tego czołgu to przynajmniej tym co rokują na dobre wykorzystanie, czyli tu Vegas odpadnie. Jeśli zaś chodzi o Nowy Jork to powinienem w miarę możliwości unikać walki ze swoimi, czyli wolałbym drogę przez Missisipi. -
analizował sytuację Akiro.

- Vegas chce przejąć czołg po drodze. Nie musimy zawozić go do samego miasta. - uściślił Henry i podrapał się po głowie dodając. - Kogokolwiek wybierzemy i tak wdepniemy w gniazdo grzechotników. Lepiej jednak rozegrać to tak, by najbardziej jadowite skupiły się na kąsaniu konkurencji… tym bardziej, że żadna zainteresowanych grupek nie przestraszy się paru cegiełek C4.

 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR

Ostatnio edytowane przez Amduat : 14-10-2018 o 02:02.
Amduat jest offline