Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2018, 18:47   #8
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 2 - VIII.27; sb; lokal w Nice City

Grupce przyjaciół zeszło trochę piątkowego wieczoru na przekonywaniu się do wzajemnych racji i pomysłu. Wydawało się, że każda z najważniejszych frakcji miała swoich zwolenników w tej grupce. Ale wieczór nadal był jeszcze dość młody. Już ciemny, nocną porą ale dalej ciepły i pełen ludzkiego gwaru. Dało się odczuć, że pewnie wszyscy otaczający w barze i na zewnątrz ludzie przybyli tutaj się zabawić. I bawili się na całego. Po lokalach, po ulicach, placach, widać i słychać było śmiechy, krzyki, toasty, tańce, muzykę. Dźwięki i atmosfera skusiła młodych z Detroit na wieczorny spacer.
Pobudka rano była mniej ponętna. Powszechne było uczucie, że łóżko jest zbyt wygodne i a dzień zbyt wczesny by się zrywać na zewnątrz. Ale i pęcherz, i żołądek domagał się swoich praw. Nie pomagał też monotonny stukot za oknem. Okazało się, że Nice City doświadczyło jakiejś anomalii pogodowej. Był pochmurny ale bardzo gorący poranek a z tych chmur mimo tego padał grad. To on tak właśnie tłukł w szyby, dykty, dachy i ściany.

Poranek okazał się też zwyczajnie prozaiczny. Trzeba było o to by napełnić własny kałdun, wziąć odpowiedni syropik czy tabletkę na dolegliwości własnego ciała i ducha no i opłacić pokój za kolejną dobę lub więcej bo poprzednia dola się właśnie skończyła. Trzeba było więc opłacić dolę lub się wynieść z pokojów.

Grad jednak przestał padać w samą porę. Akurat jak się miały zacząć pierwsze konkursy i zabawy to niebo nadal było pochmurne co w ten skwar chroniło przed palącym Słońcem a grad zalegał na ziemi i dachach, skapywał z parapetów i roztapiał się na rozgrzanej ziemi.

Jedną z pierwszych, porannych konkurencji był rzut dynią. Zabawa była banalnie prosta. Trzeba było złapać wcale nie tak lekką ani poręczną dynię i cisnąć jak najdalej. Sędzia zaś sznurkiem mierzył wynik.
- No panowie! Czy któryś chce sprawdzić swoją siłę?! Czy starczy wam odwagi stanąć w szranki z innymi siłaczami?! I pamiętajmy, każdy kto wystartuje już jest siłaczem! Tylko chcemy wiedzieć kto jest najsilniejszym siłaczem! - DJ czy wodzirej imprezy, zachęcał zbierających się widzów do zgłaszania się a i do dopingowania konkursu.

W konkursie startowało trochę ponad pół tuzina zawodników w tym były czołgista z Frontu. Wydawało się, że faworytem nie jest, na faworyta wyglądał jakiś czarnoskóry osiłek. Konkurs był przyjemną rozgrzewką przed innymi atrakcjami na tym festynie więc mimo porannej pory zebrał całkiem sporo widzów. Danielowi udało się cisnąć nie poręczną dynię na 19 metrów czym zapewnił sobie tytuł drugiego wicemistrza. Drugim był jakiś kowboj niespecjalnie wyglądający na postawnego a jednak udało mu się dorzucić dynię o kilka kroków dalej niż Wierzbowskiemu. Czarnoskóry faworyt zaś potwierdził swoją renomę gdy cisnął obłym, pomarańczowym pociskiem o 10 metrów dalej od pancerniaka. Zgarnął on nagrodę główną i falę oklasków i wiwatów z zadowolonej z pokazu widowni. Główną nagrodą była solidna paczka żywnościowa z konfitur, dżemów i konserw w słoikach. Ale i pozostali wicemistrzowie i pozostali zawodnicy dostali podobne nagrody pocieszenia chociaż znacznie mniejsze od nagrody głównej.

Po sąsiedzku zaś w międzyczasie przygotowano stoły pełne różnych składników kojarzących się jednoznacznie z kuchnią i gotowaniem. Akurat gdy towarzystwo rozchodziło się z dyniowego konkursu siły mogło zaczepić się o kolejny. Ten polegał na szybkim gotowaniu. Dlatego skupiał właściwie same dziewczyny, dzierlatki i młode kobiety. Do konkursu zgłosiła się też Vesna. Oprócz niej startowało kilka innych dziewcząt, w większości chyba miejscowych ale wszystkie zdawały się bardzo zbliżonym do jej wieku.
- Moje panie, panny i dziewczęta! Czy chcecie udowodnić zebranym dżentelmenom, że w kuchni nigdy nie tracicie głowy i potraficie przygotować niespodziewany obiad w kwadrans!? Śmiało! Statystyki mówią, że uczestniczki konkursu zawsze są przychylniej odbierane przez płeć przeciwną! - wodzirej kusił i zachęcał do kolejnego konkursu. Wydawał się markerem który na żywo oznaczał gdzie w danym momencie coś się dzieje.

Vesna miała na pewno wiernego kibica w postaci Alexa. I jakieś pół tuzina dziewczyn jako konkurencję. Ale szybko się okazało, że jak i na całym festynie konkurencja ta jest bardzo przyjacielska i chociaż każda z dziewczyn chciała tak jak i Vesna wypaść jak najlepiej, zwyciężyć to też dało się słyszeć mnóstwo radosnych pisków, chichotów a nawet czasem pomagały coś sobie nawzajem czy podpowiadały. Vesna trafiła na taką sympatyczną sąsiadkę, że jej pomogła gdy trzeba było biec do dużego stołu przy którym były składniki. Konkurs był bowiem na czas co już podnosiło adrenalinę by zrobić swoje ciasto w wymagane pół godziny. Każda z zawodniczek startowała tylko z kopertą w której był przepis na ciasto jakie miała zrobić w tym czasie. A to wymagało i czytania ze zrozumieniem, i niezłej pamięci i jeszcze sporo biegania do głównego stołu gdzie leżały produkty które trzeba było przynieść na własny stół i dopiero tam wykonać podane w przepisie czynności. Vesna czuła, że sam przepis na szarlotkę jaką miała zrobić był nawet prosty. Gdyby robiła go sama, po swojemu, w swojej czy jakiejkolwiek kuchni pewnie nie było by tego stresu. Ale też nie było tych emocji, w większości bardzo pozytywnych. Widzowie bowiem bardzo ciepło i serdecznie dopingowali nie tylko własne faworytki ale i całościowo, wszystkie dziewczyny i cały konkurs. Był w końcu niejako powiązany z następnym czyli jedzeniem na czas. Część widzów pewnie zamierzała w nim się zmierzyć by spróbować wypieków jakie właśnie powstawały.

Tam właśnie Ves poznała Sharon, ową sąsiadkę która poza tym, że wydawała się przyjazna i uśmiechnięta pożyczyła jej swoją mąkę gdy sama już jej nie potrzebowała a ona dzięki temu nie musiała biec do głównego stołu i z powrotem.


Chociaż imię Sharon poznała dopiero po konkursie. Gdy ogłaszano wyniki i czytano imiona zawodniczek. Właśnie akurat z tą przyjacielską Sharon toczyła zażarty pojedynek o trzecie miejsce. Pierwsze dwie zawodniczki ukończyły już a one dwie były na finiszu. Pierwsza z dziewczyn osiągnęła fenomenalny czas i z wymaganych 30 minut udało jej się jakimś magicznym sposobem zrobić wszystko co trzeba w czasie krótszym niż 20 min jaki osiągnęła pierwsza kucharska wicemiss. I choć te dwie, wyraźnie zostawiły inne zawodniczki w tyle to właśnie Vesna i Sharon kończyły swoje ciasta idąc do ostatniej minuty prawie dosłownie łeb w łeb i łyżka w łyżkę. Ostatecznie dziewczynie z Detroit udało się skończyć o te kilkanaście machnięć łyżką szybciej. Kto wie, może gdyby Sharon nie użyczyła jej owej mąki wcześniej to by ona była drugą wicemiss. Ale jakoś chyba nie miała żalu i pogratulowała Vesnie zajęcia trzeciego miejsca tak samo jak i pozostałym zawodniczkom. Zwyciężczyni została dumną właścicielką złotej, czyli pomalowanej na żółto, drewnianej łyżki, druga wicemiss dostała srebrną czyli białą, a trzecia czyli Vess dostała brązową czyli brązową łyżkę. Ale z pamiątkowym napisem “Festyn NC 2050 - Nagroda Kucharska”. Zwyciężczyni dostała zaś w nagrodę specjalną ogromny tort, który zresztą i tak od razu pokroiła dzieląc się w pierwszej kolejności z wodzirejem i pozostałymi dziewczynami z konkursu a potem i resztą widowni.

Kolejny konkurs odbył się zaraz potem. Ledwo przygotowane ciasta zdążyły się upiec a w powietrzu rozchodził się smakowity zapach wypieków wabiąc kolejnych widzów, gości i uczestników. Chętnych na ten “najsmakowitszy konkurs festynu” jak go nazwał wodzirej było całkiem sporo. Wśród nich zgłosił się też Colonel, Alex i Vesna. Można było rzeczywiście napchać się tymi świeżo upieczonymi słodkościami do woli. Konkurs był jeszcze bardziej błazeński i śmiechowy niż poprzedni. Zadanie też nie wyglądało na zbyt trudne albo poważne. Był kwadrans czasu i przez ten czas trzeba było zjeść jak najwięcej pokrojonych kawałków świeżo upieczonych ciast. Gdy czas ruszył, ruszyły też głodomory i pasibrzuchy by pałaszować kolejne słodkości.

O dziwo okazało się, że w takiej masie to zapchać się tymi słodkościami jest bardzo łatwo. Zwłaszcza gdy trzeba było je szamać jeden, za drugim. Nawet zmiana smaków ciasta czy popijanie wodą zdawały się niewiele tu pomagać a publiczność gorąco dopingowała zawodników zachęcając ich do jeszcze większej żarłoczności. Colonel z trudem dotrwał do owego konkursu. Z wynikiem spałaszowania 8 kawałków, uplasował się co prawda w szarej końcówce zawodników ale swój zamierzony cel osiągnął: najadł się tych łakoci aż mu uszami wyłaziło i chyba w przeciwieństwie do większości zawodników udało mu się przy tym zachować resztki godności. Reszta zawodników zaś nie oszczędzała siebie ani swoich żołądków.

Alexowi udało się wszamać 23 kawałki. Zaledwie o 1 mniej niż pozostała dwójka głodomorów z wielgachnymi brzuszyskami, którzy razem zajęli trzecie miejsce. Alex walczył z nimi dzielnie i zażarcie, do ostatniego okruszka ale minimalnie okazał się troszkę za wolny lub mieć mniej wytrenowany żołądek. Niemniej dwóch, starszych panów na koniec potraktowało go i pogratulowało mu jak swojemu. Bo cóż znaczy 1 kawałek przy 23 czy 24? Nic!

Dwa najwyższe miejsca jednak okazały się całkowitym zaskoczeniem. Na drugie miejsce wżarł się jakiś chuderlawy gołowąs który chyba jeszcze ani razu się nie golił i pewnie w najbliższych sezonach nie musiał się tym jeszcze martwić. Ten głodomór zdążył wtranżolić w siebie niesamowitą ilość 29 kawałków różnorakiego ciasta. Ale prawdziwą furorę zrobiła zwyciężczyni tego konkursu czyli drobna i krucho wyglądająca Vesna. Przekroczyła graniczną liczbę 30-kawałków i jeszcze jeden na zapas co wedle wodzireja zdarzało się bardzo rzadko a do tego no nie przypominał sobie by dokonała tego tak drobna i wątła dziewczyna.

Najbardziej i tak zdumiony był chyba Alex.
- Zjadłaś więcej ode mnie?! Gdzie ty to wszystko mieścisz?! Od dziś będę cię wołała Pirania. - zawołał w impulsywnej reakcji gdy zrozumiał co mówi DJ i kogo ogłosił zwycięzcą. Wydawało się, że w tym pierwszym momencie nie może się zdecydować czy bardziej być dumnym, że jego dziewczyna wygrała konkurs czy mieć pretensję, że go pokonała. Jego szczera reakcja wywołała salwę śmiechu i radości wśród widowni i zawodników bo chyba wszyscy byli podobnie zaskoczeni kto okazał się największym pasibrzuchem w tym sezonie więc i Alex postawił na dobry humor i zabawę. Vesna zaś została dumną posiadaczką szarfy z napisem “Największy Pasibrzuch NC 2050”. Jak się szybko okazało chyba wszyscy kojarzyli pozytywnie tą szarfę i związaną z nią konkurencję jak nie tą właśnie zakończoną to z poprzednich sezonów bo reagowali na nią czy na właścicielkę pozytywnymi spojrzeniami i ciepłymi uśmiechami.


Przed południem, gdy zrobiło się jeszcze goręcej ale na szczęście chmury nadal blokowały okrutne Słońce, odbył się konkurs zręcznościowy. Polegał na refleksie i balansowaniu ciałem z rożnymi manewrami z klasyczną, piłką nożną. Trzeba było zrobić jak największą ilość “główek”, albo zaliczyć jak najwięcej odbić kolanem, przejść jak najdalej odbijając piłkę bez upuszczenia jej na ziemię i tak dalej. Zaleciało już prawie zapomnianymi sportowymi sentymentami z innego, starszego kontentu, ale konkurencje były w gruncie rzeczy uniwersalne i proste. Wystarczyło mieć dobre chęci i dobry refleks aby się zgłosić do konkursu.

Wystartowała jedenastka zawodników. Wodzirej mówił, że to symboliczna liczba chociaż większość zawodników i widzów pewnie nie kojarzyła dlaczego. Ale dla atrakcyjności samego konkursu nikomu to nie przeszkadzało. Liczyli się zawodnicy, piłka i to co umieją z nią zrobić. Śmiechu i dopingów znowu było sporo. Co chwila któremuś z zawodników piłka uciekała z głowy czy z nogi a sędziowie liczyli kolejne próby, dyscypliny i próby. W finalnych etapach gdy zostawało już dwóch czy trzech najwytrwalszych zawodników publiczność hucznie odliczała kolejne główki czy kopnięcia razem z siedziami dołączając się w ten sposób do zabawy. Ostatecznie gdy rozegrano wszystkie konkurencje z piłką w roli głównej i podliczono punkty wyniki wyszły następujące.

Byłemu czołgiście udało się uplasować w połowie stawki, zajmując 5-te miejsce z wynikiem 7 minut ogólnego dryblowania piłki. Trzecie miejsce zajął jakiś młodzik, syn miejscowego farmera który pasjonował się tą starą grą i “kopał piłkę” jak to sam mówił o sobie na zakończenie konkursu. Udało mu się wykopać ogólnie 10 minut tej piłki. Drugie zajął jakiś ponury typ który jednak przestał być taki ponury gdy kozłował piłkę albo gdy dekorowano go tytułem pierwszego wicemistrza. Wykozłował tej piłki na 13 minut. Zaś mistrzem dryblowania piłki zostali ex aequo i Akiro i Alex. Którym po podliczeniu czasów i odbić z kilku konkurencji wyszedł taki sam wynik, 16 minut.

- Ej, stary, to nasza brygada jest najlepsza!
- zawołał rozradowany kierowca z Detroit pierwszy składając Azjacie gratulacje z zajęcia pierwszego miejsca. Obydwaj stali się posiadaczami zgrabnych i funkcjonalnych ubrań sportowych zapakowanych w sportowe torby. Pozostałych nagrodzonych i uczestników nagrodzono również chociaż skromniej. Daniel stał się posiadaczem całkiem niezłego dresu z kapturem.


Niedługo później rozegrano loterię fantową. Oprócz pary z Detroit wziął w niej również udział Colonel. Niestety tym razem nikomu z nich fortuna nie sprzyjała. Nie wygrali nawet nagrody pocieszenia ale przynajmniej los nie kosztował ich zbyt wiele fantów. Za to mogli sobie spokojnie przysiąść, posiedzieć, pogawędzić, porozglądać się i podekscytować losowaniem. A gdy okazało się, że jednak nic nie wygrali no przynajmniej nie musieli się wściekać, że stracili mnóstwo kasy czy czasu. Ot, przyjemna, popołudniowa przerwa przed i po kolejnych bardziej aktywnych atrakcjach.


Kolejna konkurs odbywała się poza granicami miasta. Nic dziwnego bo był to rajd przez bezdroża Luizjany. Trzeba było więc albo zakombinować sobie podwózkę albo wyjść odpowiednio wcześnie aby zdążyć na to widowisko. Alex nie pytając nikogo o zgodę zgłosił siebie i Ves do tego wyścigu. Widać rajdowa oktanówka w żyłach rodem z Miasta Szaleńców nad Wielkimi Jeziorami znów zagrała swoją pieśń. Chociaż gdy Alex zobaczył obsady pozostałych zawodników i te cholerne, utopione w błocie bezdroża przez chwilę miał minę dość niewyraźną. W rodzimym Det zwykle ścigali się po mniej lub bardziej ale asfalcie a bezdroża też się trafiały no ale nie głównie. No i maszyny. Ich van był przede wszystkim wspólnym środkiem transportu całej grupy a nie rajdową wyczynówką. Zwłaszcza po tych błotnistych bezdrożach. A widząc te terenowe pickupy, buggy, suvy, crossy, quady to chyba większość załóg wydawała się za pan brat z tymi atrakcjami. No ale skoro przyrzekł wczoraj Ves, że pojadą razem w tym Wyścigu…

Ale gdy zaczął się Wyścig, gdy maszyny stanęły na linii startu, gdy do rozentuzjazmowanej widowni, która darła się i wiwatowała zupełnie tak samo jak widownia na rajdach detroickiej Ligii, gdy w pochmurne ale rozpalone niebo wdarł się ryk podgazowanych silników mechanicznych potworów, Alex dał się ponieść detroickiemu dziedzictwu.

Jak na standardy Detroit zasady rajdu były dość dziwne. Nie było klasycznych torów czy wyścigów ulicami, wśród kanionów dawno porzuconych wraków tylko bardzo otwarta przestrzeń pełna traw, błota, szutrowych a obecnie błotnistych dróg, kałuż które dla widowni epicko rozbryzgiwały się pod kołami rozpędzonych wozów ale dla obsady tylko rozbryzgiwały się co chwila na masce i szybach przesłaniając widok. Trasa oferowała aż za dużo miejsca i swobody wiec o wiele trudniej było kogoś przyblokować jak na torze czy ulicy bo prawie zawsze miał gdzie uciec w bok. Trzeba było tylko zaliczyć kilkanaście checkpointów które były oznaczone chorągiewkami wbitymi w sterty opon i kamieni. Poza tym totalny freestyle.

Z obsady prawie dziesięciu wozów już w połowie Wyścigu wyraźnie zaznaczyła się czołówka połowy z nich. I to ona dyktowała tempo i warunki tego rajdu. Pozostałe pojazdy stanowiły wyraźny ogon tego peletonu ale pierwsze pięć maszyn przez większość rajdu szły łeb w łeb, koło w koło, i zderzak w zderzak. Nawzajem się wyprzedzały na prostych, na zakrętach, ochlapywały wodą, błotem i wyrwanymi grudami trawy i ziemi, zderzały się, mijały a gdy ledwo któryś z nich się wyforsował naprzód to wjeżdżał w jakąś łachę czy głębsze bajoro co dla widowni objawiało się jakby nagle pojazd wjechał w niewidzialną poduszkę powietrzną. I wtedy wyprzedzały go pozostałe a on sam zostawał z tyłu próbując przebić się przez ten chaotyczny, ryczący silnikami i spalinami peleton i licząc, że za chwilę ktoś z nich wpieprzy się w jakąś przeszkodę, wypadnie za daleko na zakręcie, czy zabuksuje się w jakimś błocku.

Finisz był tak epicki, że w samym Det, też by robił wrażenie. Na ostatnią prostą wyjechała piątka ryczących, motoryzacyjnych potworów. Mokrych od wody, ściekające błotem z przyklejonymi kawałkami grud ziemi, trawy i liści i nic sobie z tego nie robiły. Liczyło się tylko jedno. Wygrać! Przyjechać pierwszym! I peleton tej piątki pojazdów był na tyle ciasny, błotnista trasa na tyle niepewna, że każdy z nich miał realną szansę wpaść pierwszy. Emocje widowni sięgnęły zenitu a komentator aż ochrypł z wrażenia gdy próbował nadążyć za tym chaotycznie zmieniającym się na jego oczach biegiem wydarzeń.

Trzecie miejsce zajęli jednocześnie jakiś quad i buggy. Buggy wydawało się wparuje na metę jako ostatni z tej piątki gdy niespodziewanie wjechał w jakiś ledwo wystający garb ziemi, odzyskał pełną przyczepność i zaczął pruć jak oszalały. Z każdą długością wozu, a każdym metrem czarny buggy z żółtymi paskami zdawał się ścinać odległość, wydawało się, że lada chwila i przegoni pozostałych. Ale nie zdążył, dla tego agresywnego na ostatnich metrach szerszenia meta okazała się pechowo za blisko i wpadł na nią razem z owym błękitnym quadem zajmując razem z nim trzecie miejsce i tytuł drugiego wicemistrza.

A zarówno buggy jak i quad wpadli ledwo kilka długości auta po pierwszej trójce. Pierwsza trójka do ostatnich metrów jechała prawie zderzak w zderzak, na tyle ciasno, że każdy wóz, i każda obsada nie walczyła aby mieć miejsce na podium tylko aby zająć te najważniejsze, najwyższe, środkowe miejsce. Pierwsze miejsce.

Alex też to musiał czuć bo dał się pochłonąć tej rajdowej gorączce zupełnie jakby się nadal ścigał na ulicach i zasadach z Det.
- Ves! Wal do nich z ckm! Bo nas chujki wezmą! - wydarł się do pasażerki widząc, że dwa sąsiednie wozy bezlitośnie skracają odległość na ostatnich metrów.

- Alex! Przecież nie mamy ckm! - odkrzyknęła równie przejęta partnerka.

- To wal ich granatami! - kierowca próbował zawijasem zajechać drogę uterenowionemu pickupowi ale wówczas ten przerobiony suv zaczynał go brać z drugiej.

- Alex! Nie mamy granatów! - przypomniała mu Ves widząc jak rozpaczliwe i desperackie są te ostatnie metry.

- To wal ich czymkolwiek ale wal ich bo nas kurwa wezmą! - wrzeszczał nie do końca przytomny rajdowiec odbijając nieco w przeciwną aby spróbować powstrzymać tego suv-a.

I tak wpadli na metę. Całą trójką. Rozchlapując błoto, wśród famy rozszalałych z emocji i wrażenia widzów, wśród ryków silników. Furgonetka o jedną długość szybciej niż dwaj pozostali rajdowcy którzy dosłownie siedzieli jej na tylnym zderzaku. Tak blisko, że sędziowie mieli kłopot z rozstrzygnięciem kto z nich wjechał pierwszy więc i obsadzie suva i pickupa przyznano ex aequo drugie miejsce i tytuł I-go wicemistrza. Zaś główna nagroda i tytuł mistrza oraz szarfa “The Best Mud Racer NC 2050” powędrowała na tors Alexa. Zaś jako obsada zdobyli główną nagrodę jaką był crossowy, zatankowany motocykl i prawo do dwudniowego kursu szkoleniowego w miejscowej szkole kierowców pojazdów wszelakich.

A potem nie wiadomo gdzie i kiedy zaczęła się bitwa błotna. Rozochoceni i rozgrzani emocjami i widzowie i załogi rzucili się tarzać w błoto lub nim obrzucać przy salwach radosnego śmiechu. A im chyba wyżej ktoś był na szczycie w tym wyścigu tym więcej osób brało ich za cel błotnistych pocisków, czy chciało się do nich przytulić, potarzać w błocku albo pogratulować. Efekt mógł być tylko jeden, wszyscy zawodnicy wracali z tego rajdu uwalani błotem chyba nawet bardziej dokładnie niż ich pojazdy.


Zanim wrócili do miasta razem resztą ubłoconej hałastry, oczyścili się, przebrali w czyste rzeczy to było już chmurne choć upalne popołudnie. Przez co panował istny żar tropików. Ale do zmroku i wieczora było jeszcze kilka tych popołudniowych godzin. Można było się schronić w przyjemnie klimatyzowanym klubie. Schłodzić gardło a dla rozrywki posłuchać czy nawet wystąpić w konkursie na najzabawniejszego komika. Tym razem wśród uczestników wystartowali Vesna i Anne. Łącznie wystartowała prawie dziesiątka komików.

Vesnie w tym konkursie zajęła miejsce tuż za podium, czwarte. Sędziami tym razem byli widzowie i oni oklaskiwali starszego, zasuszonego pana troszkę dłużej niż ją, dlatego on zmieścił się na podium na tytuł II-go wicemistrza uśmiechu a ona nie. Zaś jego podobnie minimalnie wyprzedził jakiś latynoski cwaniaczek o cwaniackim spojrzeniu i uśmiechu. Może gdyby trafiła na ciut inną widownię, dobrała trochę inne żarty ale i tak widownia okazała się wdzięczna i chętna, złakniona zabawy. Zaś Anna, czyli kobieta o nieco indiańskiej urodzie wstrzeliła się idealnie w gust widowni. Umiała też podbić ten show swoimi kobiecymi atrybutami więc bis jaki wyprosiła widownia dał jej zdecydowane zwycięstwo. Stała się więc dumną posiadaczką szarfy “Dla Najlepszego Komika NC 2050”.


W tym samym lokalu, tej samej widowni, tylko nieco później odbył się kolejny konkurs. Też jednak podszyty sporą dawką dobrego humoru chociaż po nazwie to brzmiało całkiem poważnie. “Konkurs na największego twardziela”. A chodziło o to by jak najdłużej wytrwać ze srogą albo chociaż poważną miną wpatrując się w twarz przeciwnika. Tak by zmusić go do odwrócenia wzroku albo roześmiania się. Widownia też nie ułatwiała sprawy gdy co chwila ktoś rzucał jakąś dowcipną czy sprośną uwagę, żarcik czy zwyczajnie robił głupią minę. Trzeba było mieć niesamowitą moc panowania nad własną mimiką i nerwami by wytrwać z marsem na czole w takich warunkach.

W tym konkursie wystąpiła z paczki znajomych do Vesny i Anne dołączył i Daniel. A z twarzy które zdołali rozpoznać przez ostatnie konkursy i dni znalazła się także twarz tegorocznego mistrza rodeo, Patricka oraz szefowej tutejszych stajni czyli kobiety w siodle urodzonej, Carol Gomes.
W tych niby poważnych ale jednak ze sporym przymrużeniem oka zawodach, o tytuł najtwardszego, startowało z dziesięcioro zawodników. Okazało się, że czas jaki zwykle zawodnicy mogli zdzierżyć wpatrując się srogo na przeciwnika jest względnie, dość krótki i zwykle parę chwil wystarczało by zmusić jedną ze stron do ustąpienia pola. Na koniec sumowano wyniki wszystkich w czasie liczonym w sekundach.

Daniel z wynikiem 61 sekund zajął z jakimś Indianinem miejsce gdzieś w połowie stawki. Ledwo kilka sekund dłużej wytrwał wczorajszy mistrz siodła. Patrick zdzierżył łącznie 65 sekund wpatrywania się w ponure twarze innych i zajął piąte miejsce. Zaś o miejsca na podium aż do ostatnich pojedynków, walczyły ze sobą o dziwo trzy panie. Z jeszcze bardziej i zaskoczyło i podgrzało atmosferę. Trzecie, z wynikiem 74 sekund zajęła mistrzyni komików z Federacji. Anne tym sposobem zdobyła sobie tytuł i prawo noszenia do kolejnej szarfy tym razem z napisem “Twardziel NC 2050”. Okazało się, że druga z żelaznych dam jak ich żartobliwie i na gorąco ochrzcił wodzirej prowadzący imprezę wyprzedziła Anne tylko o dwie sekundy. Carol Gomes zdobyła łącznie 76 sekund czym wywalczyła sobie prawo do noszenia szarfy z napisem “Najtwardszy Twardziel NC 2050”. Zas chyba znowu ku zaskoczeniu wielu, zwłaszcza Alexa, największym twardzielem okazała się ciemnowłosa, niepozorna zdawałoby się Vesna. Dziewczyna z Det zdzierżyła z różnymi przeciwnikami łącznie aż 80 sekund. Tym zdobyła szarfę “Naj-Najtwardszy Twardziel NC 2050”. Publiczność klubu była zachwycona po tak zaskakującym i 100% kobiecym finiszu walki o twardzielstwo spojrzeń więc nagrodziła i trzy “żelazne damy” i resztę zawodników owacjami na stojąco i gorącymi brawami.


Dzień zaczynał się już przymierzać do płynnego przejścia w noc. Wewnątrz nieoświetlonych pomieszczeń robiło się już ciemno chociaż na zewnątrz jeszcze było dość jasno. Poza tym chyba w ten weekend, każde zamieszkałe przez ludzi domostwo było oświetlone w ten czy inny sposób. Tak też było i w klubie do jakiego po błotnym rajdzie przeniosła się impreza.

Kolejny konkurs był bardzo seksistowksi bo mogła w nim startować tylko jedna płeć: ta piękniejsza. Do konkursu na miss mokrego podkoszulka w wersji męskiej jakoś nikt się nie zgłosił albo nie było chętnych do oglądania równieć. Za to w tradycyjnie kobiecej dyscyplinie i konkurencji wystartowało kilka tak gorących dziewczyn, że nie tylko podgrzały całą widownię w klubie ale i wymagały ostudzenia wodą. Ale to jakoś odniosło efekt przeciwny i temperatura skoczyła gwałtownie w górę.

Ze znajomych oprócz Vesny wystartowała także jej poranna znajoma z konkursu na szybkie pieczenie, Sharon. Sharon chyba też się zdziwiła i to w przyjemny sposób, że spotkała kogoś znajomego. Sama wydawała się równie podekscytowana konkursem jak i stremowana. Ale i ona i reszta dziewczyn wydawały się traktować to jako okazję do dobrej zabawy. Pomagała w tym i publiczność która powitała dziewczyny oklaskami, i mistrz ceremonii, i dla większości miejscowych pewnie renoma i tradycja tego miejsca w którym można było czuć się całkiem bezpiecznie nawet gdy było się dziewczyną startującą w konkursie na miss mokrego podkoszulka.

Gdy więc szeregiem wyszły na scenę powitał je zachęcający glos komentatora, aplauz widowni a w pierwszym rzędzie można było dostrzec Alexa. Wciąż wydawał się na nieco oszołomionego tempem i rodzajem wydarzeń. Trochę jakby aż pękał z dumy, że jego dziewczyna startuje w takim zawodze a trochę jakby zaraz miał się zerwać i schować ją gdzieś w ciemny kąt z dala od tego stada rozwydrzonych facetów.

Komentator umiejętnie poprowadził imprezę dając każdej z dziewczyn się wykazać, powiedzieć coś o sobie czy nawet rozbawić lub podpuścić czymś publiczność. Jedne wiec stawiały na gracje ruchów inne na kosmate żarciki i w ten sposób widownia dowiadywała się czegoś o swoich faworytkach a atmosfera oczekiwania pobudzała apetyty. Zwłaszcza gdy okazało się, że każda z dziewczyn musiała wziąć osobny dzbanek z wodą i zużyć go całkowicie na zmoczenie koszulki koleżanki. Więc każda zawodniczka po kolei i oblewała inną i sama była oblewana przez kolejną. Zabawa przedłużała się a kręcące się wokół siebie w przemoczonych łaszkach dziewczyny którym przez te przemoczone łaszki świetnie było widać ich atuty rozgrzały publiczność do białości. Gdy wreszcie doszło do głosowania zrobiło się takie zamieszanie, że awantura pomiędzy rozochoconymi zwolennikami tej czy innej pani wisiała na włosku i lada chwila mogło dojść do rękoczynów. Ale jakoś ostatecznie udało się tego uniknąć i mimo kłótni, gwizdów, wrzasków, klaskania i wyznań miłości rzuconych z sali to wreszcie ustalono kolejne wyniki.

Koleżanka Vesny, Sharon, uplasowała się gdzieś w połowie stawki ale i tak chyba dla niej nagrodą był sam udział w konkursie. Nie było wątpliwości, że nawet dziewczyny z szarej końcówki tego rozgorączkowanego głosowania będą prznajmniej gwiazdami wieczoru, zwłaszcza u męskiej części populacji. Drugą i pierwszą wicemiss zdobyły dziewczyny na co dzień pracujące we “Fleurs du mal”. One stawiały na taniec i kocie ruchy, świetnie odnajdując się na scenie i umiejąc podkreślać swoje walory i atuty. A jednak nie one wspięły się na szczyt popularności w tym konkursie. Na najwyższe podium zajęły dwa zdawałyby się niewiniontka. Obydwie zgarnęły podobną ilość głosów, braw i wrzasków, że komentator nie czuł się na siłach podpadać którejś połowie publiczności i uznał je obydwie za “doskonale mokre”. Przez salę jak pożar po wyschniętym stepie przeleciała plotka, że jedna z tych zwyciężczyń jest największą twardzielką w okolicy w tym sezonie a druga córką lokalnego pastora. I tak w sercu mokrej sceny “doskonale mokra” Vesna poznała “doskonale mokrą” Lindę.

Obie otrzymały główną nagrodę w postaci podkoszulka, jeszcze suchego, z napisem “Miss Mokrego Podkoszulka NC 2050”. Sharon i inne dziewczyny chętnie złożyły gratulacje i uściskały obie miss co też spotkało się z głośnym aplauzem publiczności. Oczywiście Alex skorzystał z okazji by wypromować i siebie gdy władczym gestem ucałował mokrą miss przytulając ją do siebie.


Kolejny konkurs zapowiadał się jeszcze bardziej gorąco. I właściwie był w tym samym składzie, zarówno po stronie startujących zawodniczek jak i rozentuzjazmowanej po właśnie zakończonej konkurencji publiczności. Ale zapasy dziewczyn w kisielu chyba były jedną z niezawodnych sposobów na przykucie uwagi, rozgrzanie atmosfery i pobudzenie emocji. Gdy jeszcze czyste i już w większości suche zawodniczki wychodziły na scenę przy której czeka napompowany brodzik z żelowatą masą na dnie owacje sięgnęły zenitu. Tym razem już publiczność znała dziewczyny z poprzedniego konkursu więc oczekiwała, że poubierane zwiewnie i przewiewnie zacznie się przewalać w tej masie, w tym brodziku ku uciesze wszystkich zebranych.

Tym razem Vesna nie miala szczęścia. A nawet seryjnego pecha. Dziewczyna z jaką miała się okładać jako z pierwszą w tym brodziku nawet po przyjacielsku pomogła jej przejść przez brzeg brodzika. Ale ledwo stopa ciemnowłosej dziewczyny stanęła na wyściełanym kiślem podłodze brodzika gdy straciła równowagę i się wyrżnęła na samo dno razem z tą drugą. Sędzia machnął reką na zaprowadzanie porządku i przyśpieszył procedurę tych zapasów dając im zielone światło. Ale Ves i ta, i kolejne walki szły jak po grudzie. Te inne dziewczyny wydawały się ją bez trudu przewracać, przygniatać do ziemi, wyślizgiwać z jej uchwytów i w końcu zmuszać do poddania walki. Gdyby to było na poważnie, miałaby pewnie poważne kłopoty. Ale nie było. Było za to kupę śmiechu, ściskania, inne dziewczyny bawiły się równie dobrze jak widownia i często nawet pomagały sobie wejść czy wyjśc z brodzika albo podnieść się gdy sędzia zarządził jakąś przerwę w walce.

Sama walka nie była właściwie prawdziwą walką. Nawet pomimo używania “zapasów” w nazwie. Przypominała raczej radosne i beztroskie tarzanie dziewczyn w klejącej ale półprzezroczystej mazi jaka wręcz cudnie przylegała do ich skąpych strojów elegancko prezentując wszelkie nabłyszczone tą żelowatą mazią kobiece krągłości. Nawet pomimo tego, że rzeczywiście dało się zauważyć dązenie do celu aby przeciwniczkę przyprzeć do dna brodzika i zmusić do odklepania walki to chyba ani zawodniczki ani widowna nie traktowąły tego na poważnie za to wszyscy, równie zgodnie bawili się przy tym świetnie. No ale oficjalnie były to zapasy i zawody więc jakąś hierarchię wygranych trzeba było ustalić.

Vesna wylądowała w tej hierarchii na samiuśkim końcu. Ale jakoś nikt jakoś ociekającej kiślem dziewczynie w skąpym, przylegającym do ciała wdzianku nie miał tego za złe. Nawet Alex wydawał się szaleć z radości i podniecenia gdy machał do niej zaraz spod sceny. Linda, druga miss mokrego podkoszulka również dotarła gdzieś do połowy stawki i podobnie jak inne zawodniczki wydawała sie tym niesamowicie rozradowana. Machała rączką do widzów rozchlapując przy okazji krople, gęstego płynu dookoła a widownia też była tym i nią zachwycona. Za to Sharon wywalczyła sobie tym razem aż drugie miejsce. Aż piszczała i podskakiwała z wrażenia nie ukrywając radości z tego powodu. Zaś pierwsze miejsce zajęła jedna z dziewczyn pracujących we “Fleurs du mal”. Podczas już tradycyjnego chyba na tym festynie składania sobie życzeń i gratulacji na koniec konkursu właśnie ona, ta która zajęła najwyższe miejsce i składały sobie gratulację z tej która wylądowała na ostatnim miejscu powiedziała do niej pocieszająco.
- Nie przejmuj się. Raz na górze a raz inaczej. - uśmiechnęła się ale przy świeżo zakończonej konkurencji po której kosmate myśli same lęgły się w głowach zabrzmiało to jakoś dziwnie dwuznacznie. A może to ta gorączka i entuzjazm chwili. - Jakbyś szukała zajęcia albo czegoś potrzebowała to wpadnij do nas. Myślę, że pewnie znalazłoby się coś ciekawego dla ciebie. - dorzuciła z sympatycznym uśmiechem.

Ledwo konkurs się zakończył, ledwo zawodniczki obklejone kisielem doskonale zaczęły schodzić ze sceny by wrócić na zaplecza gdy z widowni wyrwał się Alex i wparował w Ves wklejając się w nią i kompletnie nie zważając na to, że sam uwalił się tym żelowatym czymś co miała na sobie wszędzie. Mówił coś i całował ją, i gadał, i śmiał się, w tych chaotycznie radosnych chwilach aż trudno było to zrozumieć właściwie co i o czym ale na pewno wydawał się najszczęśliwszym facetem na tej planecie a na festynie na mur beton. Tak szli ze sobą niesieni resztą nażelowanej grupki dziewczyn aż nie zderzyli się ze ścianą. A dokładniej ochroniarzem. Tym który pilnował by zawodniczki miały spokój w swoim sektorze i nikt im nie przeszkadzał. Rozgorączkowany Alex zareagował szybko i nerwowo.

- Puszczaj! To moja dziewczyna! - wskazał próbując przepchać się za Ves, obok strażnika. Momentalnie humor mu się odwrócił o 180* i teraz wydawał się wściekły, że ktoś mu blokuje drogę do Ves. Coś strażnik tłumaczył, że dziewczyny wezmą prysznic i zaraz wrócą, że wystarczy poczekać a rajdowiec półprzytomnie majaczył, że on chętnie pomoże z tym prysznicem i w ogóle. Nie wiadomo jakby się to skończyło gdy uzyskali nieoczekiwane wsparcie.

- Hej! Ty jesteś Mud Racer! - krzyknęła nagle Linda jakby dopiero teraz rozpoznała Alexa. Ten znieruchomiał trochę zaskoczony tym wtrąceniem i spojrzał na nią niepewnie. Ale zaraz potwierdził głową. I stało się to, co Vesna świetnie znała i pamiętała z rodzimej metropolii. Gdy tylko okazało się, że ma się do czynienia nie z jakimś facetem w skórzanej kurtce tylko ze zwycięzcą prestiżowego wyścigu w skórzanej kurtce od razu klimat rozmowy był inny. Dziewczyny zgodnie i szturmem rozdzieliły obydwu mężczyzn, zapewniając, że wcale im nie przeszkadza i jest w porządku nie mają za złe i właściwie zaciągnęły go wspólnie z Ves pod prysznice.


Zmierzch w końcu przeszedł w wieczór. Noc z każdym kwadransem wyraźniej odciskała swoje piętno nad okolicą. Ale nawet jak z pochmurnego nadal nieba zaczął padać deszcz to i tak było bardzo ciepło. I deszcz, chociaż moczył, to niósł jednak przyjemne ożywienie. Zbliżał się czas na gwóźdź dzisiejszego programu dnia, czyli wieczorny, pełnowymiarowy koncert gwiazdy estrady, Kristin Black. Koncert miał odbyć się na arenie, która miała być częściowo chociaż zadaszona a gdzie jutro miał się przenieść główny ciężar imprezy. Można było też zapewnić sobie wybór imprez indywidualnie bo w lokalach też tętniło życie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 14-10-2018 o 19:01.
Pipboy79 jest offline