Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2018, 21:14   #21
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Pod bramą rozpętała się walka między najeźdźcami a próbującymi salwować się ucieczką mieszkańcami Langwaldu. Zresztą nie tylko tam.

Otto Schwarzstein
Erik Landau
Henrike
Melisa Reinmayer
Thorstein Barsch
Reinhard von Galten


Thorstein zostawił Kardigana a Otto Wolfa w pobliżu bramy by usunąć zamknięcie. Melisa nie odpuszczała ich na krok. Młody Schwarzstein po łyknięciu alkoholu był na dobrej drodze do zaśnięcia. Erik zakręcił się w siodle orientując w sytuacji na placu. Uderzył umarlaka odrąbując mu ramię. Drugim stwór uchwycił się troku mocującego juki. Nastąpiła szamotanina, w której środek zmierzała grupka ludzi opuszczająca stajnię.
Hans oganiał Reinharda i siebie od potwory nacierającej od boku. Von Galten zasiekł zaś tego, który uczepił się Erika. Spojrzenia mężczyzn na krótką chwilę się spotkały. Jeździec odprowadził uciekających wzrokiem i ruszył za nimi osłaniając niezgrabnie sformowaną kolumnę. Formacja przypominała bardziej kabaczek. Kto mógł rzucił się ku sztabie blokującej wrota.

Rolf Hasmans

Rolf przepuścił synka za mur a sam skacząc przez opłotki ominął większość krwiożerczych napastników. Gdy przypomniał sobie o zostawionym przy domu psie było już za późno. Mijał plac przed swoim domem biegnąc w stronę bramy a pupil leżał na ziemi ze skręconym karkiem. Z obawy o własne życie nie zatrzymał się i pognał przed siebie widząc w oddali znajome, rude włosy. Gdy dostrzegł ludzi mocujących się ze sztabą wsparł ich w staraniach.

Gharth

Spacer na rynek okazał się podejrzanie łatwy. Krasnolud uszkodził po drodze dwa żywe trupy. Doścignął także postać w ciemnej szacie. Opuszczała ona właśnie pobliże kuźni i kierowała się do siedziby władyki, przed którą trwała zaciekła walka. Dziesięciu strażników dawało odpór nadciągającym nieumarłym. Gharth wkroczył w swoje progi. Zabrał najpotrzebniejsze rzeczy. Chwila zawahania wystarczyła, by posłyszeć cichy syk. Zauważyć drobne iskry błądzące po podłodze. Wygasił piec przed wyjściem?
Kolejny tego wieczora łomot wstrząsnął okolicą. Strażnicy posiadłości, trafieni stalowymi drzwiami od pieca poszli w rozsypkę. Dwóm z nich oderwało przy tym głowy od reszty ciała. Trzeciemu zasuwka wbiła się w nogę, wył jak potępieniec. Gharth niezauważony leżał na ziemi w kałuży piwa. Chyba tylko piwa. Upadając legł na bukłaku. Uderzone kości klatki piersiowej zabolały na chwilę mocniej.
Nie zwlekając jednak pozbierał się z ziemi i z bronią w ręku ruszył dalej.

Ludo

Nieznajomemu nie trzeba było dwa razy powtarzać, rzucił się do ucieczki niczym wilczysko i chwilę później zniknął w gęstwinie. Niziołek zaś objechał osadę z prawej strony i nagle aż przystanął zdumiony.

Gharth
Ludo


Krasnolud nie pierwszy raz znalazł się między młotem a kowadłem. Tym razem były to jednak wyjątkowo niesprzyjające okoliczności.
Jakiś wybuch w strażnicy zablokował tylną furtę, za pomocą której zamierzał opuścić Langwald. Wokół aresztu kręciło się sporo umarlaków. Nie miał wyjścia, wdrapał się na wieżę. Te podążyły jednak za nim. Czując ból przy każdym kroku obładowany Gharth przetruchtał na mur, stamtąd ześlizgnął się na dach warsztatu. Niżej nie będzie. Poza murami ktoś jednak był.
- Cholibka! Uciekaj do lasu!
Krasnolud zaufał, zrzucił na dół najpierw swój dobytek a potem ruszył pionowo w dół w ślad za nim. Spadł jak kamień. Mimo trawy pod nogami stawy niebezpiecznie chrupnęły a stawiane przez rzemieślnika kroki były niepewne jak nigdy dotąd.
Głowa niziołka kręciła się natomiast w prawo to w lewo. Co ten latający trup tak wymachiwał tym dziwnym kijem? I co tam robiło dziecko?!

Wszyscy

Sztaba legła na ziemi. Skrzydłom wrót jednak coś pomogło podzielić los sztaby. Z zewnątrz prosto w twarze uciekinierów zionął gnijący wiatr. Brama upadła na mocujących się z nią mężczyzn jakby nigdy nie miała zawiasów. Przygnieceni Otto i Thorstein spoglądali na resztę zdezorientowani. Zahaczona wystającą deską Melisa padła na kolana z odrętwiałym barkiem.
Erik wystrzelił z pistoletu w skaczącego nań znienacka truposza. Zrobiło się naprawdę groźnie bowiem grupa szukająca ucieczki przez bramę stała się jedyną grupą żywych w zasięgu wzroku. Lada moment staną się celem wszystkich otaczających ich napastników. Strażnik odciągnął zamek kciukiem, lecz ten raptownie odpadł. Przyjrzawszy się Erik dostrzegł, że broń z nieznanego mu powodu gwałtownie skorodowała. Dziwnym trafem tylko w części z zamkiem.
Nie tylko w dłoniach Landau działy się niesamowite rzeczy. Z elewacji budynków odpadały niewyrwane dotąd drzwi i okiennice, spadały na ziemię szyldy a z grzbietu reinhardowego wierzchowca spadły juki i z brzękiem uderzyły o ziemię. Niemal każdy metal, na który bezpośrednio zawiał cuchnący wiatr korodowało natychmiast.
Za bramą miała czekać wolność. Po za nią był jednak pożar cyrkowych namiotów po lewej i kolejny oddział umarlaków po prawej. Z lewej ktoś nawoływał do ucieczki. Z prawej, na skraju widoczności, biegł mały chłopiec.
Był też niewytłumaczalny dziw. Jeden trup latał. Statecznie unosił się nad ziemią w pozycji leżącej a jedyną ruchomą częścią jego ciała była dłoń, która niedużym patykiem wykonywała ruchy dyrygenta. Zapowiadała się bolesna śmierć.
Henrike poczuła swoją szansę. Teraz albo nigdy. Mogła pobiec w ciemność po lewej i była pewna, że ujdzie każdej pogoni jak tego, że rankiem nie dostanie śniadania.
 
Avitto jest offline