Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2018, 02:46   #11
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Cena nie była wygórowana, Ves od razu zabrała się do pisania, łapiąc za spodnie i ściągając je do końca żeby rozchylić uda blondynki i tam zająć się zostawianiem autografu za pomocą języka i palców. Przykładała się pilnie, od serca, a gdy w końcu przez ciało Black przeszła seria drgawek, dokończyła dzieło, dopisując na wewnętrznej stronie uda “Najsłodsza cipa w NC 2050”.
- W dzień będę na festynie, zawody medyków i techników. Potem w kanjpie o której mówiłam. We wtorek albo w środę koło południa umówiłyśmy się z dziewczynami z konkursu mokrych koszulek na oglądanie filmów dla dorosłych. Będzie super jak wpadniesz. Przyniosę popcorn i whisky…

- Co napisałaś?
- zapytała rozanielona dziewczyna o blond włosach. Podniosła się na łokciach i uniosła udo sprawdzając ciekawa tego napisu.
- Oooo! Aaaleee czad! - zawołała zachwycona. Poderwała się do przysiadu i objęła nową funfelę. - Możesz na mnie pisać co tylko zechcesz! - dorzuciła czule rozbrojona całkowicie tą przysługą. - No pewnie, że ci załatwię tego Duranda. Ale chyba lepiej byś poszła ze mną. Jak się zgodzi to sama zobaczysz tą mapę. A jak ci załatwię to napiszesz mi coś jeszcze? - powiedziała i zapytała wciąż obejmując brunetkę. - I jutro medycy i technicy? No nie to jeszcze pewnie nie zwlokę się z wyra… A może wpadnij do mnie? Do “Fleurs du mal”. Powiem komu trzeba to cię wpuszczą. I razem pojedziemy do Duranda. I pokaz z filmów dla dorosłych? Z dziewczynami z konkursu? A którymi? I gdzie? - Kristin na bieżąco chyba myślała i mówiła o szykujących się godzinach i dniach jakie miały nadejść.

- Nawet wiersz ci ułożę i napiszę - Vesna zaśmiała się szczerze, obejmując blondynkę mocno i położyła jej brodę na ramieniu - Jasne że wpadnę. Powiesz gdzie to załatwię rano pączki na śniadanie. Dzięki Kristi, jesteś najlepsza - w przypływie radości pocałowała ją w policzek - A pokaz… tam gdzie nocujesz. U Kayi. Razem z Jasmine, Sharon z Blue Star. Może jeszcze Jolene wpadnie, taka blondi przejezdna. Też sympatyczna. Słuchaj, a masz aparat? Żeby fotkę zrobić? Tak nie będzie niebezpieczeństwa że coś się z mapą pomiesza.

- Aparat? Fotę? -
to co powiedziała czekoladowłosa trochę zbiło z tropu albo i zdekoncentrowało blondynkę. - Znaczy tak, pewnie, dam ci jakiś telefon. To sobie zrobisz ile będziesz chciała zdjęć. - machnęła ręką na takie głupstwo jakby odpędzała owada. Zastanawiała się jeszcze nad czymś. - I Kay z Jasmine tam będą? I Sharon? Pamiętam ją. Jak byłyśmy małe a potem podlotkami. Zresztą co rok daję przynajmniej jeden koncert w “Blue Star” to no znamy się. Jest tam kelnerką. Spoko, lubię, ją, jest bardzo sympatyczna. - pokiwała głową jakby próbowała sobie uzmysłowić kto ma być na tym pokazie filmów dla dorosłych. - Ale nie mogę uwierzyć, że będę oglądała porno z Lady Kay. - powiedziała w końcu spoglądając z wesołymi iskierkami w oczach na swojego gościa. - Uwielbiam ją. Jest chyba najlepszą z dziewczyn jakie tam pracują. Właśnie głównie dla niej tam się zatrzymuje. Więc pewnie, że wpadnę jak tylko będziecie chciały ze mną oglądać te filmy. - zwierzyła się znowu blondynka.

- No jasne że będziemy chciały - Vesna odpowiedziała, ale zanim coś jeszcze dodała, rozległo się pukanie do drzwi. Popatrzyła smutno na blondynkę i przytuliła ją ostatni raz - To co, jutro wpadam z pączkami i lecimy w miasto… a teraz chodź. Ktoś tu chyba ma dać czadu na scenie.

- No. -
blondyna kwaśno spojrzała na drzwi. - Jeszcze chwila! Myślicie, że tak łatwo podpisać takie cudnie mokre cycki?! - krzyknęła w ich stronę ponaglająco ale nawet teraz gdzieś słychać było tą nutkę rozbawienia jaką często było po niej widać czy słychać. - No i widzisz, wszystko porąbane nie? Faceci przychodzą do lasek w łóżku i te muszą się ubrać. Zupełnie na odwrót nie? - żartobliwie gderała gospodyni kampera podchodząc do szafki i stopniowo się ubierając. Gdy założyła majtki jeszcze raz spojrzała na wnętrze swojego uda i znów ten prezent od Vesny chyba ją rozczulił i rozwalił na kawałki. - Jakie cudo! Musimy to powtórzyć! - zawołała zachwycona. Potem bez pośpiechu zaczęła ubierać resztę nowych rzeczy znów stopniowo przemieniając się w wizerunek ognistej choć przemiłej cowgirl.
- Aha, chcesz coś? Jak chcesz to bierz. - odsunęła się od szafki z zapraszającym gestem w jej stronę, więc Vesna opuściła przyczepę z nową kiecką i kapeluszem.

Wyszły z kampera w ciemność nocy. Znów w oczy rzucało się przynajmniej dwóch widocznych ochroniarzy artystki.
- Chłopaki! Wiecie, że jestem najsłodszą cipą w Nice City tego sezonu?! - blondynka zapytała ich radośnie wołając bez skrępowania dzieląc się najnowszym newsem.

- Tak Kristin. - odparł ochroniarz nie tracąc spokoju i bardzo podobnie jak reagował wcześniej na słowa i zaczepki szefowej, zanim weszły do kampera.

- Ale naprawdę! Ves zrobiła mi taki autograf! O tutaj. - poklepała się po wnętrzu uda. - Ale no nie będę teraz już spodni ściągać… kurde mogłam wziąć kieckę… - blondynka radośnie schyliła się by pogłaskać wnętrze swojego uda gdzie pod dżinsowym materiałem krył się właśnie taki napis o jakim mówiła zmalowany przez jej nową funfelę z Detroit. Dopiero pod koniec się trochę zmieszała i odwróciła wzrokiem ku ciemnej obecnej furgonetce chyba na poważnie zastanawiając się czy jeszcze jednak się nie przebrać.

- Musimy już jechać na arenę Kristin. - ochroniarz przypomniał jej o tym całkiem ważnym punkcie programu na ten dzień i wieczór. Blondynka skrzywiła się, pokręciła nosem, potem całą głową, w końcu jednak westchnęła i pokiwała blond główką na zgodę.

- Noo doobraa. Ale zabieramy Ves ze sobą! Hej, Ves, chcesz wejść od strony VIP-ów? Za scenę i w ogóle? - odwróciła się nagle do brunetki ciągnąc ją w stronę jakiejś ciemnej limuzyny z jej podobizną na drzwiach i masce.
- O rany, ale jestem nakręcona! Zobaczysz, że dziś dam ostro czadu! Tak czuję to, dam ostro czadu! - wykrzyczała radośnie pieszczotliwie głaszcząc się po obdarowanym autografem udzie i patrząc na Vesnę rozognionym, nieco chaotycznym spojrzeniem. Odpowiedź padła twierdząca... bo jaka niby miała paś w takiej sytuacji?
Randka w ciemno


Na starych filmach rewolwerowcy umawiali się na pojedynek w samo południe, często na głównej ulicy miasta i tam stawali naprzeciwko siebie w pojedynku na śmierć i życie, gdy “to miasto było za małe na ich dwóch”. Dobrze się składało, że Vesna strzelała gorzej niż kiepsko, nie grała w żadnym filmie, a jej przeciwnik może i jeździł konno, miał broń w kaburze przy biodrze, ale to nie tej akurat pukawki chciał użyć podczas spotkania - tu też różnica. Spotkanie, nie pojedynek. Dlatego bez zgrzytu północ pasowała - odwrócone południe, idealne do skrytych schadzek, tajnych spotkań i wymykania się spod kurateli drugiej połówki, chrapiącej w najlepsze w wygodnym łóżku, nakrytej pod sam nos kocem i wymęczonej atrakcjami minionego dnia. No i prysznicami w różnych konfiguracjach. Dziewczyny go nie oszczędzały i chociaż nadrabiał miną, to ledwo przekroczyli próg pokoju, legł na wyrze i zasnął pół minuty później. Technik rozebrała go, wtoczyła na odpowiednia połowę materaca i otuliła nakryciem, a ten nawet nie otworzył oczu. Chrapać zaczął chwilę później, więc ona mogła w spokoju przygotować się do wyjścia.

W świetle świecy, patrząc na swoje odbicie w małym lusterku, rozczesała i ułożyła włosy, zrobiła użytek z tych paru kosmetyków które się jej jeszcze ostały. Zadowolona z efektu wskoczyła w sukienkę i na wszelki wypadek założyła też kurtkę, gdyby zrobiło się zimno. Nie dumała nad tym co wyrabia, działała. Pomyśli potem, żałować niczego nie zamierzała, bo jeśli coś już się robiło to robiło się w pełni. Żałowali jedynie frajerzy. Przygotowana do wyjścia wyślizgnęła się na palcach z pokoju, pewniejszego kroku nabierając dopiero na półpiętrze, ciekawa czy przyjedzie, a może sobie daruje? Tak tylko gadał, nie chciał wyjść na leszcza, a jutro powie że coś mu wypadło.

- Masz dziesięć minut
- szepnęła pod nosem, wychodząc przed knajpę i stając w cieniu pod dachem, obok donic z bluszczem. Da mu dziesięć minut, a jak się nie zjawi, wróci na górę i zapomni o całej sprawie.

W sumie dopiero na miejscu zorientowała się, że tak dokładnie to właściwie nie wie która jest godzina. Ani ile już czeka. Trochę to było trudne do ustalenia bez żadnego czasomierza ani przy sobie ani dookoła. Można było liczyć czy radzić sobie w podobny sposób ale pod wpływem emocji trudno było się na tym skoncentrować na tyle długo aby wytrwać. Nawet Księżyca nie było widać. Deszcz już albo słabł albo przestawał padać. Obecnie panował taki przejściowy stan: mżawka. Właściwie to dopiero tak czekając zorientowała się, że właściwie wpakowała się w niezłą kabałę. Sama, w ledwo kurtce i sukience, w prawie obcym a obecnie ciemnym mieście. Ludzi było na tyle sporo aby liczyć, że kogoś może spotkać chociaż niekoniecznie kogoś miłego. A Alexa przy niej teraz nie było. I na tyle mało z powodu późnej już trochę pory aby nie być pewnym by ktoś usłyszał jej wzywania na pomoc. Do tego ten wcześniejszy deszcz przerobił okolicę na błotniste coś połączone z wieloma kałużami a obecna mżawka tylko ugruntowała ten stan. A więc przepis na niezłe tarapaty jak nic.

I tarapaty rzeczywiście ją dopadły. Usłyszała stąpanie końskich kopyt. Powolne. Może ostrożne. Jak mieliły te kałuże i błoto pod sobą. W tych ciemnościach miała kłopoty z rozróżnieniem detali. Ale gdy dźwięki kopyt nadal nasilały się dojrzała jakąś pojedynczą sylwetkę jeźdźca. Chyba w kapeluszu. Pomogło jej jeszcze parsknięcie konia. I sylwetka jeszcze zlewająca się z cieniami ulicy, widoczna tylko gdy się patrzyło kątem oka zrobiła się wyraźniejsza. Ktoś tu nadjeżdżał. Jeździec. Powoli. Jakby sprawdzał teren albo czegoś szukał. Czy kogoś. Wodząc wzrokiem po tych cieniach i mrokach ulicy.

Deszcz był przereklamowany, tak samo jak ciemne zaułki wieczorową porą. Nadzieję na pozytywne zakończenie spotkania wzbudzał ten durny kapelusz, a także to, że jeździec chyba się za kimś rozglądał. Rozwiązania były dwa: albo dalej się chować i czekać aż przejedzie na tyle blisko żeby dało mu się przyjrzeć… albo wyjść mu naprzeciw licząc na łut szczęścia i szybsze rozwiązanie kłopotów. Vesna nie lubiła się chować, ani ukrywać. Postawiła kołnierz kurtki, skrzyżowała ramiona na piersi i wyszła z cienia aby nadjeżdżający mógł ją zobaczyć. Wróg czy wyczekiwany gość, za parę sekund się przekona. Zawsze zostawało udawać, że ma się HIV, albo inną zaraźliwą francę. Przybliżyć parę zabawnych symptomów pokroju sikania krwią i martwicy narządów rozrodczych… no i wreszcie chciała skończyć z tym siąpiącym mokrym czymś, czego ze względu na irytację nie miała zamiaru nazwać deszczem.

- Vesna? To ty? - jeździec zatrzymał konia widząc wybiegającą postać. Po męskim głosie rozpoznała Patricka. - Jesteś jednak. - dodał z ulgą też chyba będąc niezbyt pewnym czy nie zostanie wystrychnięty na dudka. I teraz jak się okazało, że nie to widocznie mu ulżyło. - Chodź, wsiadaj. Nie będziemy tu moknąć. Znam jedno suche miejsce. - powiedział schylając się ku niej i wyciągając dłoń aby pomóc jej wsiąść na konia.

Dziewczynie też ulżyło. Jednak nie psychopata z maczetą, a Patrick… chociaż szczerze mówiąc znali się na tyle, że nie mogła wykluczyć sytuacji, gdy jedno łączyło się z drugim.
- Podobno najlepiej wyglądam mokra - posłała mu szelmowski uśmieszek i z jego pomocą wgramoliła się jakoś na koński grzbiet, przed jeźdźcem. Dzięki temu od tyłu przynajmniej nie mokła… i przyjemnie ciepło było gdy musiał ją częściowo objąć aby móc operować cuglami.
- Tooo… gdzie mnie wywozisz? - spytała, obracając się i unosząc głowę żeby spojrzeć mu w twarz - Worek na zwłoki i łopatę oczywiście w bagażniku masz, prawda? U nas w Det mówi się na to zestaw startowy.

- Zestaw startowy? To to już zaczyna się to szkolenie i wymiana doświadczeń?
- Patrick wcale nie cofnął twarzy więc gdyby nie skrajnie niewygodna pozycja to mogliby się pocałować już teraz. Nawet czuła na swoim policzku jego gorący, wilgotny oddech. Ruszyli nieco raźniejszym tempem niż te którym tu przyjechał. Ruszyli gdzieś przez pogrążone w późnej zabawie miasto. Z lokali nadal dobiegały odgłosy śpiewów, muzyki, krzyków, czasem rozbijanego szkła ale nadal wydawało się wszystko bezpiecznie i pod kontrolą.

- A ja porywam cię w takie ustronne miejsce gdzie nocni kowboje zazwyczaj zabierają takie ciekawskie nocnych przygód dziewczynki. I tak. Mokra wyglądasz przecudnie. Widziałem obydwa konkursy. Ale twój facet się kręcił w pobliżu to nie chciałem spin i nie podchodziłem. Teraz w tej mokrej kiecce też wydajesz się grzechu warta. - kowboj mówił spokojnie, trochę żartobliwie, tak by w każdej chwili można było to obrócić w żart a jednak wyczuwała gdzieś pod spodem, pod tym wszystkim skrywaną nutkę pożądania. I chociaż wieczór czy już raczej noc, była ciepła to plecy Vesny czuły jak od jego torsu promieniuje ciepło żywego ciała.

Robiło się dziwnie, oboje wiedzieli po co jadą, ale jeszcze udawali i nie rzucali się na siebie. Rozmawiali, a Vesnie coraz szybciej waliło serce, rozum zaś spał gdzieś na piętrze knajpy.
- Dziewczynki mówisz… nie jestem dla ciebie za młoda, co? - spytała udając zastanowienie, poprawiła też pozycję żeby ściślej przylegać plecami do tak miło grzejącego kowboja - A poczytasz mi bajkę na dobranoc? Albo jakąś opowiesz? Nie mam misia… i boję się spać sama - zrobiła smutną minkę - I jeszcze zwodzę prawych, porządnych kowbojów na drogę grzechu i występku. Jak Lilith… - westchnęła.

- Taakk? A nie mówiłaś coś wcześniej o znarowionych klaczach? Takie co potrzebują ujeżdżania. Czy jakoś tak. Wydawało mi się, że chyba o tym mieliśmy porozmawiać. I zbadać temat. Dogłębnie i bardzo dokładnie zbadać ten temat. - Patrick zdawał się chłonąć ciepło i przyjemność z bliskości jej ciała jak ona z jego. Był od niej wyższy chociaż gdy siedzieli aż tak to nie rzucało się w oczy. Ale nadal wystarczyło aby pochylił głowę do przodu aby móc jej spojrzeć w dekolt. Co prawda po ciemku pewnie i tak widział tylko jaśniejsze plamy ciała i ciemniejsze ubrania ale to chyba nie psuło samej idei i przyjemności tego gestu. - I daj spokój. Chyba nie jestem aż takim nudziarzem abyś przy mnie zasnęła co? - zapytał nieco przekierowując swoją głowę tak, że zbliżył się ustami do jej ucha. Więc nawet jak szeptał to słyszała jego słowa całkiem wyraźnie. Skorzystał z okazji i przesunął wargami po krawędzi jej ucha.

- Mówiłam, mówiłam… tak jak ty teraz o tych dziewczynkach - Holden przeszły ciarki, na przedramionach stanęły jej wszystkie włoski, a wszystko przez palanta i jego manewry przy jej uchu. Odchyliła głowę żeby miał lepszy dostęp co samo w sobie było jasnym sygnałem aby nie przerywał - Więc co wolisz… narowiste klacze czy grzeczne dziewczynki? Oba gatunki… da się tresować. - trochę rwał się jej wątek, ale jakoś wybrnęła. Szło by lepiej, gdyby jej tak nie rozpraszał - Sam sobie odpowiedz, czy dla nudziarza wybijałabym nocą gdzieś poza znany teren i co gorsza dała mu się tam porwać w ciemno? Bez mówienia komukolwiek gdzie i z kim jadę… - mruknęła rozbawiona własną beztroską, przekrzywiając ramię za plecy i chowając je kowbojowi pod kurtką żeby chociaż trochę ogrzać zaczynające kostnieć palce.

- Znarowione klacze czy grzeczne dziewczynki? - kowboj z Teksasu dumał nad podanym zagadnieniem które chyba bardzo go zaciekawiło. - Trudny wybór. - westchnął po chwili zastanowienia. Zaczynał się do niej dobierać na całego. Czuła jak zaatakował jej ucho na całego. Teraz już nie było mowy o przypadkowym muśnięciu. Całował jej ucho. I okolice. Szczękę i szyje, czasem zjeżdżał wyżej we włosy. Przełożył lejce do jednej dłoni i drugą złapał ją mocniej w biodrze. Jakby chciał poprawić to jak usiadła. Ale dłoń nie opuszczała jej ciała co przez materiał sukienki czuła świetnie. Dłoń powoli badała teren przesuwając się stopniowo na brzuch to wracając na bok ku bokowi i żebrom wsuwając się pod jej kurtkę.

- Właściwie jeśli da się tresować obie jak mówisz to chyba oba modele są warte zbadania. - powiedział cicho, coraz bardziej chrapliwym głosem. Jego podniecenie też brało coraz bardziej. Czuła to po jego szybszym oddechu i walącym pod koszulą sercem. Mówił jak przez zęby jakby potrzebował wysiłku aby utrzymać emocje na wodzy tak jak swojego wierzchowca. - Zaraz to zbadamy osobiście. I namacalnie. - lekko skinął przed siebie wskazując na ciemną bryłę jakiegoś sporego budynku. Może stodoły albo czegoś podobnego.

- Masz…. Strasznie… niewygodną furę - wysapała z pretensją łapiąc go za nadgarstek i kierując dłoń za dekolt sukienki - Dobrze… wszelkie badania najlepiej… przeprowadzać organoleptycznie… nie na… oko - jęknęła, potem kaszlnęła krótko próbując się skupić. Nie przyzwyczajona do jazdy konnej bała się, że zaraz zleci. Gdyby nie bardziej doświadczony operator kobyły, siedzący tuż za jej plecami.

- A tu się akurat zgadzam bez zastrzeżeń. - mężczyzna bardzo chętnie i skorzystał z zaproszenia i udzielił pomocy w wygodniejszym umoszczeniu się kobiety na jego czworonożnej bryce. Dłoń zaś błądziła po sukience śmiało i zachłannie, sycąc się niecierpliwie ukrytymi pod spodem kształtami. Kowboj nakierował ich dłonie tak, ze mimo niewygodnej pozycji ich usta mogły nawzajem odnaleźć się po ciemku i wreszcie połączyć. Koń nagle parsknął i się zatrzymał chwilę potem. - Mmm… Tak. To tutaj. Poczekaj zsiądę i ci pomogę. - powiedział gdy musiał na chwilę odchrząknąć i starać się mówić względnie zwyczajnym tonem.

Wprawnie zsiadł z konia a potem podał dłoń kobiecie. Nie dał jej jednak tak zwyczajnie zsiąść tylko złapał w objęcia a potem przeniósł ten kawałek do drzwi stodoły. Dopiero tam postawił ją na ziemi. Wewnątrz jednak była ciemność prawie absolutna bez, żadnego światła na zewnątrz ani wewnątrz. Gdzieniegdzie widać było przez jakieś dziury nocne niebo. Słychać było tą durną mżawkę jak cicho tarabani o ściany i dach. Wewnątrz zaś wyczuć się dało zapach siana albo jakiś podobny.
- Jeszcze chwila. Rozpakuję się. - Patrick zostawił ją i odszedł w ciemnościach o kilka kroków. Słyszała jak czymś szura, coś brzęczy, w końcu rozległ się syk zapalanej zapałki i pojawił się płomień. W tym płomieniu widziała zagubioną w ciemnościach twarz kowboja która płomieniem zapałki podpaliła lampę. Gdy rozpalił tą lampę podał jej to źródło światła - Idź na sam koniec. Zaraz wrócę, tylko wprowadzę konia. - powiedział wskazując na przeciwległy kraniec pomieszczenia którego promień światła z lampy nie wyławiał. Sam odwrócił się do wyjścia aby pewnie zrobić to co mówił.

- A już myślałam że wziąłeś wędzidło… i zapasowe ostrogi - przyjęła lampę i na miękkich nogach ruszyła we wskazanym kierunku, patrząc na ziemię żeby ten jeden raz nie potknąć się i nie narobić sobie wstydu. Starała się też podpatrywać co jest wokoło, prócz siana, słomy albo czegoś podobnego. Typowo wiejski klimat… miał swój urok. Prawie tyle co brunet majstrujący przy koniu - To teraz mam iść prosto aż pod ścianę i wtedy dostanę… kontrolny strzał w potylicę? Masz ten worek i łopatę?

- Znajdziesz na miejscu!
- Patrick odpowiedział ni to żartem ni to serio i musiał podnieść głos bo już zamykał drzwi za sobą. Przez chwilę było tak jakby zaplanował dla niej tutaj jakiś tragiczny koniec. Szła sama. Ledwo widziała na kilka kroków dookoła. Wewnątrz ciemnej budy w której mógł być ktokolwiek czy cokolwiek jeszcze. Z dala od kogoś kto mógłby usłyszeć jakieś wołania na pomoc. A on też zostawił ją jakby szykował coś paskudnego albo przynajmniej miał zamiar ją tutaj zostawić samą w tą ciemną, ponurą noc nie wiadomo gdzie. A najgorsze, że jak w końcu wyłoniła się z mroków przeciwległa ściana to naprawdę na niej wisiały różne narzędzia. W tym poza grabiami, piłami także kilof i łopata. W sumie cały zestaw jakby się postarał to idealnie pasował do poćwiartowania i zakopania ciała.

I gdy tak to sobie oglądała i analizowała usłyszała znowu skrzypienie drzwi. Tym razem tych większych. Usłyszała człapanie końskich kopyt, odgłos chrap ale tym razem światło lampy działało przeciwko niej i nic nie widziała, nawet gorzej niż po ciemku. I jeszcze w końcu usłyszała miarowe, zbliżające się kroki. W tych ciemnościach i sytuacji jakoś brzmiały dziwnie złowieszczo. I gdy w końcu w promieniu światła pojawiła się sylwetka Patricka wydawało się, że to jakoś strasznie nagle.

- No już. Zapraszam do środka. To na czym skończyliśmy? - powiedział z oszczędnym uśmiechem i kosmatym podtekstem w minie i spojrzeniu. Wskazał dłonią na jakieś drzwi obok. Wzrokiem zaś chciwie wędrował po jej sylwetce. Mimo starań dość wilgotnej od tej mżawki.

Na jego widok dziewczyna najpierw podskoczyła, potem próbowała udać że wcale nie i w ogóle to jej nie przestraszył.
- Nie wiem czy ktoś ci mówił - zaczęła poważnym, pouczającym tonem, pokazując na żelastwo - Ale jeżeli chcesz kogoś poćwiartować trzeba najpierw naostrzyć narzędzia. Inaczej niepotrzebnie się zmachasz… a te tutaj nie dość że tępe to jeszcze rdza na nie wchodzi. A jak się skaleczysz przy pracy i wda się tężec? - pokręciła z naganą głową, ale coś nie za bardzo mogła oderwać od niego oczy. Skakała nimi chaotycznie po całej jego sylwetce, nieświadomie przygryzając wargę - Zapraszasz… do środka? A to nie powinien być… mój tekst?

Teksańczyk zaśmiał się ubawiony. A potem swoim zwyczajem uchylił jej ronda kapelusza oddając honory.
- Uwielbiam takie zaproszenia. Ale chyba nie mamy za wiele czasu prawda? A jeszcze mamy dość sporo do zrobienia. - powiedział i ujął ją za łokieć prowadząc do drzwi. Gdy tam doszli w mroków wyłoniło się o wiele mniejsze pomieszczenie. Jak jakaś kanciapa. Widać było jakieś biurko, krzesło i łóżko. Na łóżku stał jakiś koszyk. Z koszyka wystawała ciemna butelka zakończona korkiem. I chyba jakieś bułki albo bagietki. - Na wypadek gdybyśmy zgłodnieli. Przed czy po. - wyjaśnił widząc jej minę. Zaraz też sprawnie przejął kontrolę zdejmując kapelusz i kładąc go na biurko a jej pomagając zdjąć kurtkę. Zanim ją oparł o poręcz krzesła zdążył ją przez chwilę całować w kark. A gdy wrócił już z pustymi rękami stanął za nią i wreszcie, podobnie jak niedawno w siodle, zaczął niecierpliwie badać jej przód swoimi dłońmi. Tym razem mógł wreszcie obiema.

Pannie Holden niewiele było trzeba do szczęścia. Najczęściej wystarczyło żeby ją nakarmić…

- Pamiętałeś że lubię jeść... - przełknęła gulę która nagle wyrosła jej w gardle. Mógł ją tu najzwyczajniej w świecie przywieźć żeby przelecieć i potem podrzucić z powrotem do miasta, albo i zostawić żeby radziła sobie skoro dostał co chciał, a ten nie. Oczywiście nie mógł się zachować jak dupek, albo napuszony samiec, tylko znowu podstępnie użyć tego teksańskiego uroku rycerzyka na kulawej chabecie…

- Tak szczerze mówiąc… to jestem głodna - westchnęła, a wzrok jej uciekał do koszyka. Faktycznie czasu za dużo nie mieli, głupio też by wyszło gdyby zajęła się żarciem zamiast gospodarzem, ale i na to był sposób. Złapała go za ręce i pociągnęła do krzesła. Tam obróciła go, klękając przed nim bez słowa i zabierając się za rozpinanie spodni. Okazja do wypróbowania rad Kay nadarzyła się szybciej niż myślała.

Vesna nie była do końca pewna czy to efekt trafnego instruktażu Kay, czy to jej osobiste wykonanie owych wskazówek, czy to Patrick był tak napalony, czy to wszystko razem czy może chodziło o jeszcze coś innego. Grunt, że działało. Siedzący na krześle facet był wniebowzięty taką obsługą co widziała po jego minie. Przymknięte oczy, zaciśnięte szczęki, pulsujące na szyi żyły i oddech jak po szybkim sprincie. Złapał ją w końcu nawet za głowę przyciskając mocniej do siebie zupełnie tak jak wcześniej mówiła dziewczyna z klubu.

- Ale z ciebie rasowa klacz! - wychrypiał ciężko przerywając jej manewry. - Ale jak nie masz zamiaru kończyć tu i teraz to dawaj na te ujeżdżanie. - wysyczał czerwony z wysiłku i podniecenia podnosząc ją i sadzając na siebie. Tu się trochę pogubił bo ze zniecierpliwienia próbował zrobić za dużo rzeczy na raz. Jedną dłonią zaczął trochę manewrować przy mokrej górze jej sukienki jakby chciał ją ściągnąć albo chociaż odsłonić dekolt a drugą na odwrót. Powędrowała w dół, pod sukienkę aby tam, pod spodem spróbować pomóc we wspólnych manewrach.

Holden zapamiętała aby przy najbliższej okazji podziękować Kay za radę, działało. Nawet chyba za dobrze, ale Patrick bał się że mu coś z głodu odgryzie i wolał nie ryzykować. Zmienili układ, a gdy tak się stało powstało trochę zamieszania z ubraniem. W końcu udało się pozbyć kiecki ku obustronnej radości. Za to przy wskakiwaniu w siodło było już mniej problemów.
- A tak… już wiem o czym zapomniałam - wysapała równie rozbawiona, co nakręcona kiedy w końcu wszedł w nią i powoli opadła mu na kolana - Majtki - przewróciła oczami z dziwnie niewinną miną, której pozbyła się równie nagle, mając dość czekania i zaczynając obiecane rodeo.

- Oo… A co tu masz? - Patricka zaintrygował napis na piersi pozostawiony kilka godzin wcześniej przez Kristin. Wpatrywał się w niego przez chwilę z fascynacją wodząc po nim palcami. Ale jednak główny powód i przedmiot zabawy siedzący mu na kolanach szybko zaabsorbował go bardziej. No i ta ostatnia przeszkoda jaka ich rozdzielała. Zamarł na moment gdy wreszcie dostał się do tego upragnionego celu z jękiem ulgi. Ale tylko na ten moment. Szybko zaczął ćwiczyć tą trudną sztukę rodeo, ujeżdżania, tresury czy cokolwiek by to miało nie być to wydawało się go to pochłaniać całkowicie. Miarowe, stukające dźwięki trzeszczącego krzesła zlewały się w jedno z przyśpieszonymi oddechami i cichym stękaniem.

Było inaczej niż z Alexem, zupełnie nie tak jak to co znała do tej pory i do czego się przyzwyczaiła. Inny zapach, inny rytm oddechu i kompletnie różny smak skóry, śliny i potu. Inne gabaryty… inne, ale nie znaczy że gorsze. Jedno się tylko nie zmieniło - pożądanie, ruch w górę i w dół. Sama mechaniczna strona znanych czynności. Technik nie odpowiedziała, pochłonięta dawaniem i odbieraniem przyjemności. Poznawaniem smaku ust i zaciskaniem coraz mocniej rąk na ramionach kowboja.

W tak nerwowym, nieplanowanym niespokojnym i trącącym dla obojga kochanków egzotyką spotkaniu finał przyszedł raczej prędzej niż później. W pewnym momencie przez jedno a potem drugie ciało przeszła spazmatyczna seria dreszczy, szczęki zacisnęły się, palce złapały to co miały akurat pod ręką i nawet oddech na chwilę został wstrzymany. A potem nastąpił błogi odpływ. Mokre od własnej wilgoci ciała uspokajały się, wracał oddech i zdolność do trzeźwiejszego myślenia a nawet mowy.
- O rany… Naprawdę jesteś zdrową, rasową klaczą… idealna do ujeżdżania… - wysapał ciężko kowboj ocierając ramieniem pot z czoła i z zadowolonym uśmiechem. Sięgnął z trudem ale sięgnął po butelkę z koszyka i ją odkorkował zębami. - Trzeba to opić. - dodał już trzeźwiej i sięgnął gdzieś pod biurko po dwa, metalowe kubki. Do nich nalał czerwonej, wodnistej cieczy i wręczył jeden z kubków swojej kochance.

- Faktycznie jest co opijać - zgodziła się grzecznie, stukając kubkiem w jego kubek i biorąc niewielki łyk. Cierpko - słodki smak jej podpasował, więc osuszyła porcję do samego końca.
- To co teraz, zrobisz kolejny karb na spluwie? Jak za odstrzelone głowy - parsknęła, a potem oparła się o niego ciężko, kładąc mu głowę na ramieniu i zamykając oczy. Cisza, spokój, błogość… i perspektywa późnej kolacji. Albo wczesnego śniadania.
- Zawsze jesteś taki uparty?

- Uparty?
- rozleniwiony umysł mężczyzny pracował na wolniejszych obrotach bo nie skojarzył aluzji kobiety. Ale i tak pozwolił jej opaść i przytulił do siebie a wolną dłonią machinalnie głaskał jej plecy. Sam też szybko opróżnił swój kubek i zajął się manewrami z ponownym napełnieniem naczyń. Ale jedną ręka to trochę mu to zajmowało.

- A karb no pewnie. Obowiązkowo. Jak z każdy prawdziwy kowboj z każdą zaliczoną sztuką. No i trofeum oczywiście. Majtki mogą być. Chustka przyniosła mi szczęście to ciekawe ile fartu przyniosą mi majtki. - mruczał w ten dziwny sposób, że można było przeczytać i jako żart i też, że on tak na poważnie.

- Mówiłam ci… zapomniałam założyć majtek. Coś się spieszyłam i z tego pośpiechu… zdarza się - powiedziała niby poważnym głosem i jakoś dziwnym trafem nie umiała przestać się uśmiechać. - Uparty… inny by sobie odpuścił. Ale nie ty - pokręciła delikatnie głową. Na bardziej energiczne ruchy jeszcze nie miała siły - Jak coś to zanim obetniesz mi głowę naostrz piłę… i ostrzegam. Jestem jak mityczna hydra. Upitolisz mi łeb, odrosną trzy kolejne. Dlatego mam tyle żołądków… co tam dobrego przyniosłeś? - otworzyła oko i wyjątkowo nienatarczywie popatrzyła na koszyk.

- Nie masz majtek? - Patrick wydawał się naprawdę zaskoczony. Zupełnie jakby wcześniej nie zarejestrował tego detalu. Nieco odsunął głowę w bok przeszukując porzucone na podłodze i łóżku ubrania szukając chyba wzrokiem tych majtek. - No rzeczywiście. - westchnął wracając spojrzeniem do brunetki siedzącej mu na kolanach. - No to sama widzisz. Musimy się umówić na następny raz tylko tym razem musisz przyjść w majtkach, żebyś mogła mi dać. - powiedział tłumacząc powoli z ironicznie rozbawionym spojrzeniem.

- I teraz no nie mogę ci uciąć głowy no bo wtedy nie będziesz mogła przyjść drugi raz. - westchnął znowu i wychylił się w bok aby sięgnąć po koszyk. Stękał przy tym, próbował balansować też siedzącą na kolanach kobietą a w końcu złapał ten koszyk i postawił na biurku. Wskazał zapraszającym gestem na jego zawartość.

- A to już zarządziłeś powtórkę? I jeszcze dyktujesz jak mam się ubrać - parsknęła, ciekawie zaglądając do koszyka. W środku były kanapki, parę jabłek, kawałek kiełbasy i pokrojony pieczony kurczak. Tak… wyglądało jak śniadanie.
- Więc mówisz że nie jesteś głodny… - zaczęła neutralnym tonem biorąc się za kanapkę z serem. Pochłonęła ją na trzy gryzy i wyjęła następną - Sam je robiłeś? Jeszcze powiedz że umiesz gotować… - westchnęła.

- Jestem kowbojem. Umiem wiele kowbojskich rzeczy. - powiedział z łagodnym uśmiechem ale sam też chyba zgłodniał bo wziął się za jakąś kanapkę. Chwilę tak jedli w milczeniu a on ozdabiał sobie te jedzenie wodząc palcami swojej dłoni po jej ciele. - No tak. Powtórka musi być. Raz, że te majtki na szczęście, zapomniałaś tym razem a dwa no krótkie było to szkolenie. Trzeba więc powtórzyć. Chyba nie wyjeżdżasz z samego rana co? - zapytał zerkając na nią i wgryzając się znowu w kanapkę.

Vesna w tym czasie uparcie czyściła koszyk nie odzywając się i tylko mrucząc potakująco. Żuła szybko, przełykała jeszcze szybciej i dopiero po piątej kanapce, trzech kawałkach kurczaka, bułce i jabłku odzyskała mowę.
- Nie, nie wyjeżdżam. Będę szła po ten czołg, ale jeszcze nie wiem z kim - przyznała, upijając wina - Chcę porozmawiać z kimś z CSA, wybadać grunt. Być może… - zawahała się i dorzuciła szczerze - Może jutro przed aukcją będę miała mapę. Jeszcze nic pewnego - wzruszyła ramionami i dopiła co było w kubku - Ten drugi raz… powtórka szkolenia. Miałam tylko jednego mężczyznę… do dziś. Trochę nie wiem co robić - odstawiła naczynie i bez ostrzeżenia wstała z gościnnych kolan, podchodząc do porzuconej w pośpiechu kiecki.
- Po prostu nie wiem - powtórzyła, mnąc materiał w palcach.

Milczał dłuższą chwilę. Skończył swoja kanapkę i zajął się sączeniem z metalowego kubka. Bawił się nim machinalnie przesuwając po krawędzi biurka. Pokiwał głową do jej słów i dalej wsłuchiwali się w ciszę.
- Dobra. Jakby co to ja tu będę. I pewnie też pojadę po ten czołg. Tak czy inaczej. Jakoś się to ułoży. - powiedział w końcu po tej chwili zastanowienia. Też wstał i zaczął się ubierać. Ale, że i tak niewiele z niego zdjęli to uwinął się szybciej niż zbierająca swoje rzeczy kobieta. - Chodź, odwiozę cię. - powiedział wskazując na drzwi przez jakie niedawno weszli.

Brzmiało rozsądnie, nie mieli przecież dużo czasu. Tylko wychodzenie w takiej atmosferze bolało, chociaż nie powinno… popieprzyło się doszczętnie.
- Patrick… - bąknęła z sukienką nałożoną do połowy brzucha. Zatrzymała się tak, patrząc na niego smutnymi oczami winnego psiaka. - Posłuchaj… - zaczęła i nie wiedziała jak skończyć, co rzadko się jej zdarzało. Zła na siebie szarpnęła ubraniem, zrzucając je znowu na podłogę. Dwoma krokami zmniejszyła dystans, łapiąc go za kurtkę i stanęła na palcach żeby go pocałować. - Szarmancki, uprzejmy, przystojny i silny… z najpiękniejszymi oczami jakie w życiu widziałam. Pewnie powinnam się zamknąć i już się nie kompromitować… ani nie dorabiać drugiego karba na swojej kosie zjebywacza nastroju… dziękuję, to naprawdę cudowny wieczór. Jestem… jest mi niezmiernie miło, że chciało ci się to ogarniać. Przepraszam, nie chciałam żebyś się smucił i… i chyba jeszcze mamy trochę czasu - spróbowała się uśmiechnąć, ciągnąc go w stronę łóżka - Jeszcze jest dziś. Tutaj, teraz. Tylko ty i ja… i nic ani nikt więcej.

Facet gdy tak słuchał jej słów wydawał się odarty ze złudzeń. Zupełnie jakby liczył się z takim rozwojem sytuacji a jednak miał nadzieję, że nie nastąpi. A gdy nastąpił to jednak była ta gorycz, rozczarowanie i żal. Ta wielka gula jak garb ciążyła mu widocznie ale pewnie starał się zachować fason i załatwić sprawę jak najszybciej.

Dlatego sukienka która zlądowała z powrotem do kostek właścicielki wyraźnie go zaskoczyła. Tak samo jak jej ruch i kolejne słowa. Miał wyraźnie zdziwioną minę i z początku dość biernie dał się ponieść jej i tej całej odmienionej sytuacji.
- Chcesz… chcesz jeszcze raz? Teraz? - mimo wszystko chyba szukał jakiegoś potwierdzenia bo i z miny i głosu dobiegało mu niedowierzanie. Nawet gdy ona już siadała na łóżku i ciągnęła go i na nie i na siebie.

- Tak… chcę… ciebie. Teraz. Tutaj - słowa same pojawiły się na języku i uleciały w powietrze nie głośniej niż szept. Ręce na oślep zaczęły potyczkę z guzikami i sprzączkami, trzęsąc się z niecierpliwości. To było głupie, tak potwornie głupie… ale chciała żeby się uśmiechnął.
Uwielbiała, gdy się uśmiechał.

I uśmiechnął się. Najpierw z tym niedowierzaniem, ostrożnym, niepewnym uśmiechem. Ale jej słowa, błądzące po jego ubraniu jej ręce walczące z jego guzikami upewniły go w jej intencjach. I nagle, nie wiadomo skąd i jak, ten zdawałoby się bezpowrotnie utracone pożądanie wróciło z nagłą, niesamowitą siłę znów biorąc we władanie, dwa splecione ze sobą ciała. Tym razem rozbierane i już rozebrane. Przez niewielką izdebkę znów przeszły odgłosy skrzypienia, tym razem łóżka i przyśpieszone oddechy pary kochanków.
- Jesteś niesamowita. Po prostu niesamowita. - wysapał gdzieś jeszcze na etapie jak miał jeszcze siłę i ochotę mówić. Wyglądało na to, że jest pod wrażeniem, tak samo jak wcześniej gdy siedziała mu na kolanach tak jak i teraz gdy on miał ją pod sobą. Mijały kolejne minuty, oddechy aż gdzieś za oknem niebo na wschodzie z czarnej nocy zaczynało się zmieniać na ciemny granat. Dopiero wtedy rozum wziął górę nad pasją. W biegu doprowadzili się do porządku, a potem wrócili konno aż pod knajpę z witrażem w drzwiach, przegadując całą drogę jakby znali się całą wieczność, a nie dwa tygodnie.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR

Ostatnio edytowane przez Amduat : 19-10-2018 o 00:53.
Amduat jest offline