Młody Hasmans zniknął z oczu Rolfa. Ten ruszył biegiem do bramy. Podejżewał, że tym, którym dane było przeżyć także tam się udadzą.
Gdy biegł zobaczył swego owczarka. Ten leżał przed kojcem z dziwnie przekrzywionym łbem. W Rolfie wezbrała się złość lecz pamiętał o synu i przełykając ślinę otarł resztki łez z oczu i pognał dalej.
***
Pod bramą było już sporo ludzi. Siłowali się z zasuwą i nie namyślając się długo Rolf skoczył z pomocą. Był krzepkim mężczyzną i chyba jednym z silniejszych w osadzie więc jego pomoc okazała się zbawienna a brama ustąpiła. Niestety jak się okazało nie do końca tak jak się spodziewali.
Brama runęła na kilku ludzi w tym Otta. Rolf odskoczył za w czasu i gdy zobaczył truposzy na ich drodze a za ich plecami małą postać biegnącą ku drzewom zaczął realnie myśleć.
Obozowisko pod palisadą stało w płomieniach a na przeciw szły nieubłaganie zombiaki. Rolf rozejrzał się wokół i zobaczył koryto z wodą postawione przy bramie. Służyło przybyłym do osady konnym do napojenia wierzchowców a sami w tym czasie przekazywali wiadomości, które nieśli.
Hasmans wskoczył do wody mocząc się cały w włosami i brodą. Wyskoczył po chwili i ruszył przez płonące obozowisko.
- Za mną przez płomienie!- Rzucił do pozostałych. Musiał jak najszybciej dostać się w bezpieczne miejsce a następnie odnaleźć syna.
Rolf liczył, że woda ochroni go przed poparzeniem i da czas na przebycie płonącego obszaru bez zapalenia się odzieży czy włosów.