Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2018, 22:07   #6
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Kolejny grzmot zagłuszył wszelkie rozmowy. Wysokie fale zachwiały pokładem. Morska Wiedźma wspięła się na jedną z nich i opadła wbijając się w wodę, która obryzgała wszystkich dookoła. Marynarze biegali jak szaleni wyciągając żagle sztormowe i ściągając te, które wisiały na rajach. Wioślarze machali wiosłami jak opętani ponaglani uderzeniami grzmotów bardziej niż potężnym bębnieniem bosmana. Deszcz ciął bez litości. Wrona stała za kołem sterowym na szeroko rozstawionych nogach mokra od stóp do głów niczym demon walczący z bogiem żywiołów. Kapitan chwycił się lin wychylając za burtę wrzasnął
- TERAZ!!
Dwóch marynarzy runęło z rej z linami wciągając żagiel, który momentalnie napełnił się przerażającym podmuchem wiatru.
Ciasny zwrot przez rufę, zaraz przy skałach, z sztormowym wiatrem w plecy. To SZALEŃSTWO!... Tak pewno będą wspominać tą historię w karczmach…
Maszt zaskrzypiał w proteście. Marynarze wyciągali liny dając z siebie resztkę sił. A statek pchnięty uderzeniem wiatru pochylił się na lewą burtę i z każdą chwilą pochylał się jeszcze bardziej.
- WSZYSCY NA STERBURTĘ! - wrzasnął kapitan samemu wychylając się jak tylko się odważył.
Praktycznie cała załoga dopadła lin, próbując przeciążyć statek. Ten mimo rozpaczliwych działań załogi pochylał się jeszcze bardziej. Po pokładzie zaczęły zsuwać się niezabezpieczone beczki i porzucone wiosła. Marynarze widzieli ostre spienione kły skał mijane niemal o włos. Statek wychylał się coraz mocniej. Fale niemal lizały już pokład. Tylko Wrona stała jak zaklęta w kamień ściskając koło sterowe. Nagle żagle szarpnęły maszt, który przestał skrzypieć i zaczął trzeszczeć w głośnym wyrazie sprzeciwu.
- ŻAGLE LINOŻUJE!!! - warczał kapitan, a zaraz za nim jeszcze głośniejszy bosman!..

Wyszli z manewru cali. Ściągnęli żagle i na samych wiosłach doczołgali się do wnętrza zatoki, gdzie rzucili kotwicę.

Przemoknięty mnich na śliskim i mokrym pokładzie dopadł do nawigatora, pomagającego zabezpieczać reje i powiedział.

- Pan wybaczy, ale propozycja by moja podopieczna pozostała w Pańskich rękach jest nie do pomyślenia. Wolę zatrzymać się pod pokładem. Znajdziemy sobie miejsce.

Gdy tylko sytuacja się opanowała spod pokładu wynurzył się Kabo trzymając w rękach dwie zakorkowane butelki z jakimś mętnym winem. Uśmiechał się szeroko - a był to zaiste przerażający widok. Jego spiłowane, żółte zęby nadawały jego paskudnej twarzy zwierzęcy wygląd. Stanął przed kapitanem i wymamrotał swoim gardłowym głosem.
- Kabo znalazł mięso… - widząc niewyraźną minę kapitana dodał - Świeże mięso… - dodał z entuzjazmem jeszcze szerzej się uśmiechając - na pokładzie.. Kabo przyniesie.. świeże…

Mnich zwrócił się do kapitana, który kończył doglądać zabezpieczania okrętu.
- Czy możemy teraz pomówić. Im szybciej tym lepiej. Jeśli Kapitan sobie życzy niech kapitan weźmie ze sobą zaufanych ludzi, nie będę się w razie czego musiał powtarzać. - Dodał.

Deszcz bębnił o deski pokładu. Wszyscy byli już przemoczeni a zimny wiatr wyciągał z ludzi siły szybciej niż wielogodzinne wiosłowanie.

Marynarze, pod czujnym okiem bosmana, pomału znosili na pokład zdobycze, które udało im się zrabować. Zaraan już kiedyś zadbał o to, by nikt nigdy więcej nie oszukiwał przy dzieleniu łupów.

Dario popatrzył bykiem na wojownika.
- Posłuchaj narwańcze, ten jeden raz wyjaśnię ci zasady nasze, zasady korsarzy. Cały łup należy do załogi i jest zgodnie z stanowiskiem dzielony. Wy dwoje jesteście łupem wszystko co przy was znajdziemy to łup, wy jesteście łupem. Kapitan nakazał zapewnić twojej podopiecznej bezpieczeństwo a tego nie da się przeprowadzić bez jej odosobnienia.
Zostawię kabinę kobietom, my zaś dwaj spać będziemy w hamakach przed kabiną. A teraz lepiej dla ciebie i twojej podopiecznej byście oddali wszelkie złoto i kosztowności.


Mnich nieco obniżył postawę pochylając delikatnie kij do przodu i rozstawił szerzej nogi, ewidentnie szukając lepszej pozycji na śliskim pokładzie. Marszcząc brwi powiedział
- Ja i moja podopieczna jesteśmy gośćmi a nie łupem. A przynajmniej tak zrozumiałem deklarację Twojego Kapitana Piracie! - jakby oczekując odpowiedzi spojrzał na kapitana. - Moja podopieczna jest dla nas wszystkich cenniejsza niż ci się wydaje... Narwańcze. - ewidentnie próbował naśladować akcent i wymowę obelgi, którą przed chwilą poczęstował go nawigator.
- A co do złota i kosztowności, to jestem tylko skromnym mnichem, mam tylko moją wiarę, wolę i umiejętności. A moja podopieczna zdążyła zabrać z pokładu tylko to co ma na sobie. A jak sam widzisz ma niewiele.

Rzeczywiście przemoczona, urodziwa dziewczyna, cały czas przerażona łypała na wszystkich, z trudem podtrzymując podarte proste ubranie. Absolutnie nie wyglądała na majętną osobę.

- Jestem człowiekiem rozsądnym zaproponowałem rozwiązanie zapewniające bezpieczeństwo twojej podopiecznej. To statek korsarski, gość niewiele różni się od jeńca. Chyba nie sądzisz, że moja ukochana lub Sara zgwałcą ci pannę. - Dario roześmiał się wojownikowi w twarz.

- Poniechaj, Dario – rzekł w końcu kapitan. - Jeśli Huai chce pilnować swojej podopiecznej, to jej dopilnuje. Jak już mówiłem, dałem znać psubratom, że dziewczyny dotykać nie mają, tedy masz przyzwolenie, żeby strzelić im w mordę, jak dotykać zaczną. Racz się powstrzymać przed zabijaniem ich wszakże, potrzebuję ludzi na okręcie.

Kapitan gwizdnął na chłopca okrętowego.

- Znajdź w jednym z kufrów jaką kieckę albo jedne z naszych koszul, dziewka potrzebuje się odziać, wygląda jak siedem nieszczęść. Gadają, że baba na pokładzie to pech, ale półnaga baba to zła krew.

Po czym zwrócił się do mnicha:

- Dziewka dostanie ubranie. Ogarnij podopieczną i siebie jak najszybciej, będę oczekiwał cię w moich kwaterach. Pogadamy o tym, ktoś zacz i dokąd zmierzacie.

Skinął na Zaarana.

- Ciebie i bosmana także tam chcę, jak mnich gadać będzie. Jak Wrona chce, to też niech przyjdzie, ino by statek płynął. Powstrzymajcie się panie Zaaran przed napastowaniem mnicha, być może co o złocie zna.

- Chłopcze, zajmij się swoją robotą a kiecki zostaw babom. Marica, Sara zajmijcie się panną by wyglądała przyzwoicie i nie kusiła towarzystwa. Kapitanie obcy wojownik jest przegrany, jeśli stanie w obronie panny i spowoduje, iż którykolwiek z braci będzie niezdolny do pracy, walki, zapłaci za to krwią. Stanie przy gretingu i zostanie wychłostany. Czterdzieści kotów. Zgodnie z prawami, bo nie jest jednym z nas. Oczywiście ten, który będzie się dobierał do panny otrzyma dwadzieścia kotów. - Dario spojrzał z kpiącym uśmiechem.

- Pasowałbyś do nas masz w sobie bunt. Jednak wybrałeś opcję zapłaty, więc dla twojego dobra i dobra tej panny, lepiej byłoby, żeby to złoto istniało i było łatwe do uzyskania. Przedstawiam ci opcje wojowniku, zrobisz co zrobisz, a ja zrobię co będę musiał zrobić. Nadal twoja pannna może zmieszkać z Maricą i Sarą, na czas jej pobytu przeniosę się na hamak przed drzwi kabiny. W ten sposób twoja panna będzie podwójnie strzeżona, bo ja będę miał na nią oka i ty. Wiedz też, że robię to z sympatii, w końcu większość z nas kiedyś walczyła przeciwko całemu światu, zdawać by się mogło.
Popatrzył z czułością na podchodzącą, wraz z Sarą, Marice.

Kapitan skinął głową.

- Pierwszy dobrze gada - rzekł. - To jak będzie?

Zaraan pokręcił głową słysząc i kapitana i pierwszego. Na arenie wiedział takich jak ich gość. Wiedział, że wyegzekwowanie batożenia będzie kosztowało o wiele więcej niezdolnych do walki niż obaj myśleli. Niezdolnych permanentne. Cóż, jak zawsze musiał być na posterunku i nie pozwolić oficerom wyrządzić większych szkód nie niezbędne. Może i kapitan wydał rozkaz załodze, ale to Zaraan sprawi, że go chętnie wykonają.

Tajemniczy osobnik zmrużył oczy. Przypatrując się po kolei wszystkim po kolei. Po czym rozluźnił się, wyprostował i powiedział.
- Niech będzie tak jak uważają Panowie. Omówmy wszystko na osobności, wtedy będziecie wiedzieć skąd wynika mój niepokój.
Ruszył w kierunku kajuty kapitana, zaś Marice zawołana przez Nawigatora zabrała nieszczęśliwą kobietę do kajuty by się osuszyła.
 
Mike jest offline