- Witaj lady Amari! - powitał Akiro federatkę gdy przekroczyła ona progi hotelowego pokoju narad. Następnie gdy wszyscy rozmówcy się rozsiedli przeszedł do rzeczy - Moi towarzysze są zainteresowani waszą ofertę, a z racji tego czołg cieszy się wielkim zainteresowaniem... w tym innych potężnych organizacji, chcą negocjonować stawkę za ponoszone ryzyko.
Lady Amari skinęła ciemnowłosą głową na znak, że przyjęła do wiadomości powitanie i słowa rozmówcy. Zlustrowała go wzrokiem z poważną miną. Akiro dostrzegł, że jest szczupłą, kobietą z przypasanym w talii pasem bojowym. Ten jeden element psuł nico jej wizerunek. Bez niego spokojnie mogłaby się wpisywać w stereotypowy wizerunek bizneswoman. A na tym pasie miała zarówno broń krótką w kaburze jak i szablę. Broń i palna i biała w Federacji była nie tylko narzędziem użytkowym czy do samoobrony. Była też wyznacznikiem statusu i pozycji społecznej. W Federacji nikt z podrzędnej kasty nie miał prawa do noszenia broni w legalny sposób. Skoro lady była uzbrojona i zachowywała się przy tym swobodnie to musiała należeć do klasy rządzącej.
Nie byli naturalnie sami. Zgodnie ze świetnie znanym i ceremoniałem szlacheckim i zasadami bezpieczeństwa zanim lady Amari do niego zeszła musiał rozmówić się chyba z kamerdynerem czy kimś podobnym. Lady zeszła zaś w towarzystwie jego i dwóch ochroniarzy. Nikt z nich się nie odzywał ale stali w taki sposób, że mogli dobyć broni i użyć jej w obronie swojejpani. Kolejny został przed drzwiami na zewnątrz. O ile się orientował to ta służba czy ochrona chodziła jak w zegarku co świadczyło i ich dobrym wyszkoleniu i wysokiej dyscyplinie. Więc albo była to zasługa kogoś z rodu Amari który ich tu wysłał albo samej lady Amari. A to zaś świadczyło o jej profesjonaliźmie i mocnym charakterze. I zaufaniu jakim obdarzył ją ród skoro wysłał ją na czele delegacji do tak trudnego zadania w tak dalekie strony.
- Potężne organizacje powiadasz? - szlachcianka lekko uniosła brew i spojrzała na niego trochę z ukosa ironicznym spojrzeniem. - A jakieś to “potężne organizacje” masz na myśli co? - prychnęła jeszcze bardziej sarkastycznie. - No kogo tu mamy? Paru zagubionych mafiozów z Vegas z walizką czy dwiema prochów? Bandę wojskowych przebierańców z Nowego Jorku? To nie jest ta sławna NYA o jakiej wszyscy tyle słyszeli tylko jakieś żałosne robole w drelichach. Rednecków z Teksasu? No na rodeo czy do pilnowania bydła może są w sam raz. Ale do wyciągania czołgu to bym ich widziała tylko pod czyimś rozsądnym dyktandem. Na przykład moim. - rozłożyła ręce na znak, że nie uważa ich chyba za zbyt poważną konkurencję.
- Coś ci powiem młody człowieku. - lady nieco nachyliła się nad stołem by przybliżyć się do rozmówcy. - To nie jest dla nas zbyt poważna konkurencja. Nie jestem też tępą dzidą kryjącą się za manierami i falbankami. Wiem, że oni szukają takich samych ekip jak my. Wiem, że oni znajdą kogoś tak samo jak my. Jedyne czego w tej łamigłówce jeszcze nie wiem to to, dla kogo ty i twoi przyjaciele zdecydowaliście się pracować. No ale od wczoraj mieliście czas się zastanowić a teraz przychodzisz tutaj więc słucham. Co masz mi do powiedzenia. - szlachcianka cofnęła się opierając się o poręcz krzesła i dała szansę na odpowiedź Azjacie.
- Yyyy… - zaczął nieśmiało Akiro - Moi towarzysze na razie odrzucili ofertę Vegas, a z resztą negocjują... ten dodatek od ryzyka. - tu spojrzał na Annę w oczekiwaniu na jej reakcję.
- Rozumiem. - szlachcianka skinęła głową i sięgnęła do swojego rękawa strzepując z niego jakiś pyłek a może był to taki gest. Akiro nie widział tego aż tak dokładnie. - Ale to, że odrzucili czyjąś ofertę nie oznacza, że przyjęli moją. - powiedziała podnosząc znowu głowę i spoglądając w twarz Azjaty. Wpatrywała się w niego pewnym siebie spojrzeniem bez śladów wątpliwości czy zawahania. Jak na pewnego swoich racji i pozycji szlachcica wypadało. - Więc? - zapytała czekając aż Akiro doprecyzuje swoją odpowiedź.
- Wszyscy poza Vegas są w grze, ja nie mam decydującego głosu. - odpowiedział Azjata intensywnie patrząc prosto oczy szlachcianki, a następnie kierując wzrok na Annę, czując że dalej nie da rady prowadzić tej dyskusji.