Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2018, 21:35   #14
Jacques69
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację

- Z całym szacunkiem, Lady Amari, ale śmiem się nie zgodzić. Nie jesteście... jeszcze… najlepszą opcją. W mojej ocenie ryzyka Vegas może i nie jest teraz dla nas niebezpieczne, to tylko jeden samochód gangsterów. Ale jak nabroimy, to przyślą więcej i będą nas ścigać na drugi koniec kontynentu. A Teksas? Ich jest najwięcej, Nice city mają po sąsiedzku, dużo ich ludzi tu po prostu mieszka. A oni czują się wobec siebie solidarni. Jeśli dojdzie do walki z teksańczykami, to inni wstawią się za nimi, będziemy tu niemile widziani. Oni są uparci i zawzięci. A Nowy York? Mają najlepszych mechaników i speców. Może się okazać, że tylko oni będą zdolni do uruchomienia maszyny. Ale mam już plan jak utrudnić życie im, a ułatwić nam. Będziemy tylko potrzebować od was dodatkowego wsparcia na… ‘łapówki’, zdobycie sprzętu i na dozbrojenie. Jeśli nam to zagwarantujesz, zrobimy to dla ciebie i upewnimy się, że pozostałe ekipy nawet tego czołgu nie zobaczą.

- Odważne słowa. Świadczą o wielkiej pewności siebie co do swoich możliwości. Albo wielkiej nieznajomości sytuacji. O brzydszych opcjach nie będę mówiła na głos. - odpowiedziała szlachcianka patrząc na milczącą dotąd kobietę. - Zaś co do potencjalnego zagrożenia ze strony innych grup masz rację. Są zagrożeniem. Dla was. Nie dla nas. Pracujcie dla nas to będziecie pod naszą ochroną. A raczej będziemy się wspólnie chronić nawzajem przed wspólnym zagrożeniem. Zwłaszcza jeśli wrócicie z nami do Federacji. - Amari widziała kwestię zagrożenia znacznie odmiennie niż przedstawiła to Anne. Ale prawdopodobnie ona i jej grupa, nawet na tak dalekim wyjeździe, miała znacznie większe możliwości niż grupka podróżująca jednym vanem. W końcu to szlachcice chcieli ich wynająć a w drugą stronę nawet nie było co marzyć o podobnym układzie.

- Nie dam wam ani miedziaka w ciemno. Nie urodziłam się po to by wyrzucać złoto w błoto. - odpowiedziała poważnie szlachcianka lustrując wzrokiem parę po drugiej stronie stołu. - Dopóki nie podpiszemy umowy. Umowa oznacza, że pracujecie dla nas. Dla mnie. I jeśli nie przywieziecie mi tego czołgu albo poczujecie się na tyle swobodnie aby z nim zwiać czy opylić go komuś innemu no oczywiście wezmę to sobie do serca. Zastanówcie się czy chcecie abym taką zniewagę taka kobieta jak ja wzięła sobie do serca. I również polecam się zastanowić co taka kobieta jak ja może zrobić z wdzięczności dla ludzi którzy jej pomogą w potrzebie. I przemyślcie teraz sprawę czy mam kazać wołać o papier czy nie. - Amari popatrzyła na nich dwójkę na koniec wskazując głową na stojącego niedaleko kamerdynera.

Anne uniosła brew i uśmiechnęła się w rozbawieniu.
- Naprawdę potrzebny ci na to papier? Niech będzie. Podpiszemy umowę, ale jeśli najpierw wypłacisz nam pieniądze na start. Mogą być odjęte od ostatecznej nagrody, którą wypłacisz nam w Alabamie. Ale jeśli mamy zdobyć czołg, to potrzebujemy czegoś więcej niż nasz van. Mam znajomego mechanika, na pewno ma dźwig, jego mogę z własnej kieszeni przekonać. Ale gdy w grę wchodzą jeszcze trzy inne ugrupowania… ryzyko rośnie. A z chęcią wróciłabym do moich rodzinnych Appalachów, szczególnie z tą mechaniczną bestią, podobnie jak Akiro. Chyba możesz zaufać rodakom?

- Moi rodacy zostali w górach. - odpowiedziała lakonicznie kobieta po drugiej stronie stołu. - I chyba się przejęzyczyłaś z tym stawianiem nam warunków. Najpierw spisujemy umowę a potem przechodzimy do kolejnych ustaleń. Na przykład zaliczki. I jeśli się dogadamy takimi sprawami jak dźwig czy inna siła robocza wasza dola to zorganizować to co wam będzie potrzebne do wyprawy po ten czołg. A płacić będę ja, jeśli uznam, że to co proponujecie jest sensowne. Wybijcie sobie z głowy, że wam dam w ciemno koszyk z diamentami. Jesteście zainteresowani współpracą na takich warunkach? - lady Amari okazała się twardym negocjatorem realnie oceniającymi otaczający ich świat. Za pustosłowie o rodakach z gór od dwójki obcych osób nie miała zamiaru otwierać portfela. Za swoich rodaków pewnie podobnie jak Akiro, uważała szlachetnie urodzonych ze swojego klanu i nie poczuwała się do patriotycznych związków z innymi rodami. Zwłaszcza, że dwójka obcych jej ludzi mogła być skądkolwiek bo bynajmniej nie wyglądali jak standardowi przedstawiciele szlachty z Federacji. Brakowało im choćby świty obsługi i ochrony, herbów w widocznych miejscach albo szlacheckiego stylu ubierania się tak popularnego w Federacjach. Czyli tego wszystkiego co nawet na tak odległym wyjeździe, prezentowała sobą lady Amari. Wyglądało na to, że bez spisania umowy, negocjacje będą miały trudności aby ruszyć dalej.

- Nie podpiszę żadnej umowy, jeśli nie zagwarantujesz nam w niej wypłaty zaliczki na zorganizowanie wyprawy. To chyba jasne, że najpierw ustala się warunki, a potem spisuje na umowie, hę? Jeśli się nie zgadzasz, trudno, mam jeszcze trzech innych zleceniodawców od których mogę przyjąć pracę. - Anne beznamiętnie wzruszyła ramionami. Było jej to teraz tak obojętne dla kogo wydobędzie ten czołg, że nie widziała żadnej potrzeby ulegania wobec Amari.

- Jak dobrze rozmawiać z weteranem podpisywania umów. - powiedziała szlachcianka spokojnie wpatrując się w rozmówczynię. Dała jakiś znak i ten facet który ich przyjmował i anonsował podszedł do jakiejś teczki i z nią wrócił do stołu stawiając ją obok swojej szefowej. Lady otwarła neseser i chwilę w nim czegoś szukała. - Oczywiście, że w umowie będzie mowa o zaliczce. Umowa jest też pokwitowaniem odbioru zaliczki. - powiedziała zaczynając coś pisać piórem na kartce. Pisała sprawnie i bez wahania. - Jak się nazywacie? Pełne imiona. I imiona tych których macie w bandzie. Jeśli coś się zmieni to wprowadzimy odpowiednie poprawki. - mówiła nie przerywając pisania.

Anne podała imiona wszystkich pięciu członków zespołu.
- Te osoby będą brać całą odpowiedzialność. Pozostałe osoby, które będą nam towarzyszyć, potraktujemy jako pomoc i my ich rozliczymy sami. Nie wiadomo jeszcze ilu nam będzie towarzyszyć. - Anne rozmyślała już jak zorganizować wyprawę, przez chwilę była nieobecna, aż Akiro musiał ją szturchnąć, by przypomnieć, że rozmowa się jeszcze nie skończyła. - Ach! Cóż… myślę, że to wszystko, mi również dobrze się rozmawiało z tak sprawną negocjatorką, myślę, że do czasu aukcji ustalimy wszystkie koszta wyprawy. Akiro zadba też, by nasi rywale nie mieli zbyt łatwego startu. - Kurierka uśmiechnęła się szelmowsko. - Ale nie będziemy wnikać szczegóły.

- I nie interesują mnie one. Tylko ten czołg mnie interesuje. - lady Amari machnęła lekceważąco ręką zbywając wszystko inne w niebyt. Wstała ze swojego miejsca i podała im zapisaną właśnie kartkę papieru. Nie było tego wiele, ot tyle, że niżej wymieniona z imienna piątka, zobowiązuje się do dostarczenia lady Amari z Asheville czołg w terminie do 30 dni od daty podpisania umowy. Do Nice City lub w nieprzewidzianej sytuacji do Baton Rouge. Naturalnie to lady ustalała kiedy owa nieprzewidziana sytuacja miała mieć miejsce. Umowa potwierdzała też odbiór 5 złotych pierścieni które na zakończenie negocjacji szlachcianka wręczyła w małym woreczku dwójce negocjatorów. Chwilę jeszcze trwało sporządzenie drugiej kopii umowy po czym jedna została u wynajemcy a druga u wynajmowanych. - Więc powodzenia życzę. I chciałabym was jutro widzieć przy sobie w tym klubie co ma się odbyć aukcja. - powiedziała o wiele przyjemniejszym niż do tej pory tonem na pożegnanie.

- Oczywiście - odparła zdawkowo Anne, subtelnie pochyliła głowę na pożegnanie, po czym wyszła wraz z Akiro, w dłoni ściskając złote pierścienie. Jej pierwszy przystankiem będzie jakieś ustronne miejsce do rozmowy z wojownikiem, a potem jubiler.

 
Jacques69 jest offline