Na kolacji było dość gwarno. Studenci wracali do codziennej rutyny i karnie stawiali się na posiłki. Tworzyli przy tym bardzo eklektyczne grono, nawet mimo tego że w przeważającej większości byli ludźmi. W tłumie Leilena wypatrzyła tylko jedną osobę, która z całą pewnością nie była człowiekiem - niziołkę. Trochę szkoda, bo gdyby to był niziołek, to Lily pewnie by się z tego ucieszyła.
Connor był na miejscu, tak samo jak Dims i oboje konkurowali o to, kto więcej zje. Siri również była na sali, a Lei jeszcze nie przekazała jej zdobytego ziela. To właśnie do niej skierowała swoje kroki rudowłosa.
- Zrobiłam co chciałaś. Jestem tak szybka, że zasłużyłam na przysługę? Malutką. Kto najmniej będzie protestował, by mi dać przepustkę do miasta? - szepnęła.
Ciemnoskóra otworzyła szeroko oczy i mało nie udławiła się kromką chleba. Ciemnowłosy kolega, którego Mongle znała tylko z widzenia, aż musiał klepnąć ją w plecy.
- Udało ci się? Już? Rewelacja - wyciągnęła rękę, chyba zapominając że właściciel ziela siedział raptem parę stołów dalej. - A na przepustkę bym nie liczyła. Jeszcze obroży ci nie zdjęli - stwierdziła, ale jednak spojrzała na nauczycielskie grono i westchnęła ciężko. - Może Theo, nasz nowy elf jeszcze nie zna wszystkich zasad i by się zgodził? - niepewnie zaoferowała odpowiedź.
- No tak, na to może byłaby szansa - Lei westchnęła po krótkiej pauzie. - A to dam ci po kolacji. Poza ciekawskimi spojrzeniami - pokazała Siri język i mrugnęła wesoło. Z uśmiechem spojrzała po znajomych ciemnowłosej. W końcu rudowłosa była przyjazną, radosną istotą lubiącą nowe znajomości. Takie z tych przyjemnych oczywiście.
- Koleżanki Siri, to i nasze koleżanki. Siadaj z nami - zaoferował jeden z mężczyzn, klepiąc krzesło obok siebie.
- Już ty nie bądź taki wyrywny. Jeszcze mi koleżankę zbałamucisz, a przecież to młode i niewinne - odcięła się ciemnoskóra.
- Mogę ci usiąść na kolanach jak się boisz - zaproponowała ciemnowłosej Leilena, śmiejąc się.
- Śmiało - odpowiedziała od razu. - Leciutka jesteś, a w taki sposób mogę cię bronić przed moimi lubieżnymi kolegami.
- Od razu lubieżnymi - prychnął blondyn naprzeciw niej. W sumie była ich trójka i dobrali się idealnie. Szatyn, brunet i blondyn, więc można sobie było wybierać według gustu.
Rudowłosa nie czekała na dodatkowe zaproszenie, ładując się na kolana Siri.
- Jesteś jedyną dziewczyną na roku? - zapytała. - Jak macie na imię? Ja jestem Leilena - przedstawiła się chłopakom.
- Z mojego rocznika, tak. Tylko ja - skinęła głową. - Ale przegonię tych nieuków i dołączę do adeptów, a tam już kobiet pod dostatkiem.
- Tylko wszystkich nie podrywaj sama - zaśmiał się blondyn. Widocznie było wiadome dość powszechnie, że w łóżku Siri grała na dwa fronty. - Jestem Alden - uścisnął Lei dłoń.
- Ja nazywam się Stor - szatyn miał starannie przystrzyżoną brodę i nawet siedząc, nie mógł ukryć niskiego wzrostu. Nie, będąc w towarzystwie wyższych mężczyzn.
- A ja Umbero - dodał brunet. Obco brzmiące imię i jaśniejsza karnacja wskazywały, że nie pochodził z Halruaa. Albo przynajmniej któryś z jego rodziców nie pochodził, jak w przypadku Leileny.
Cała czwórka była całkiem rozmowna, a ciemnoskóra od razu objęła koleżankę. Nie pozwalała sobie co prawda na macanki, ale i tak wtulona w bok koleżanki dostarczała przyjemnych doznań. Mongle zerkała jednak od czasu do czasu na swoich rówieśników, a kiedy ci skończyli jeść pożegnała się uprzejmie z nowymi znajomymi i ruszyła do wyjścia.
- Szybko awansujesz w hierarchii - zauważył Connor, gdy go dogoniła.
- Jestem towarzyska - poprawiła go. - Zresztą znasz Siri tak samo dobrze jak ja - zachichotała. - Mam coś dla ciebie. Chodź gdzieś na bok, tylko niedaleko, bo dla Siri też coś mam.
Nie protestował. W głównym budynku było sporo ustronnych kącików, wybrał więc pierwszy lepszy i z wyczekiwaniem spojrzał na koleżankę. Wcisnęła mu majteczki w dłoń.
- Zrób z nich dobry użytek - błysnęła ząbkami i zostawiła go samego, mrugając wesoło na pożegnanie.
Koleżeństwo z wyższego roku trochę się zagadało przy gulaszu, ale i oni w końcu opuścili jadalnię. Rudowłosa zrównała się z Siri na zamkowym placu.
- Aż boję się zapytać czym zajmowałaś się w dzieciństwo, skoro tak łatwo ci poszło - zaśmiała się ciemnoskóra.
- Podglądaniem - Mongle odparła wprost, wciskając w dłoń Siri zioło alchemika.
- Och, naprawdę? A czego, gdzie mamusia chowa ciasteczka? - drażniła się.
- Jak mamusia podciąga spódnicę i się wypina do różnych państwa - Lei nie miała nic przeciwko takiemu drażnieniu się.
- Naprawdę? - słuchała tylko jednym uchem, bo widać było po niej jak bardzo podekscytowana była otrzymanym zielem.
- Pewnie, wyssałam swoją swobodę z jej mlekiem - machnęła ręką. - Lepiej powiedz co chcesz zrobić z tym co zdobyłam.
- A jak ci się wydaje? Wypalić w zacnym towarzystwie - odparła z dziwną dumą, ale i też z przekąsem. Jakby coś ukrywała.
- Czyyyyyli…?
- No wiesz… chyba nie powinnam ci mówić. Ale ponieważ mam na ciebie haka złodziejko, to nikomu nie wypaplasz. Zioło przyda nam się do rytuału, który chcemy odprawić. Pamiętasz, że jak przyłapałaś mnie w bibliotece, to czytałam księgę? To nie było tylko dla rozrywki - stwierdziła.
- Biorąc pod uwagę co robiłaś czytając, to ten rytuał ma chyba bardzo ciekawe skutki… - Lei zawiesiła głos, spoglądając z ukosa na koleżankę.
- Baaardzo ciekawe - przyznała. - Ale ciekawość to pierwszy stopień do piekła - ostrzegła, kręcąc paluszkiem. - A jak się za dużo dowiesz, to jeszcze będziesz chciała w nim uczestniczyć.
- Wiem wiem, z pierwszoroczniakami nie można się dzielić - pokazała jej język.
- Z dobrze rokującymi można się zastanowić - zatrzymała się i zlustrowała młodsza koleżankę wzrokiem. - W rytuale nie trzeba umieć czarować, żeby się przydać… ale musiałabyś zachować to w zupełnej tajemnicy. Ani mrumru Connorowi ani gnomce.
- Jasne - zgodziła się od razu. - Jeśli tylko mnie chcesz to będę milczała jak grób.
Mała podglądaczka kiedy trzeba potrafiła bardzo skutecznie dotrzymywać tajemnic. W końcu to ona chciała być ich powierniczką, znać ich jak najwięcej.
- Świetnie. Zgłoszę się do ciebie, jak już wszystko przygotuję. Rytuały naszej magii ci się spodobają. Są bardzo podobne do tego, co ćwiczyłyśmy w sali lekcyjnej - mrugnęła.
Tego wieczora pozostał już tylko jeden niedomknięty temat. Elfi mag, który mógł, ale nie musiał udzielić zgody na opuszczenie murów uczelni. Tylko czy tak popularnego i rozchwytywanego nauczyciela da się w ogóle spotkać sam na sam? Tymora postanowiła jednak uśmiechnąć się do rudowłosej. Elf wdał się w rozmowę z Meleghostem, który swym zwyczajem o tej porze zatrzymywał się na fajkę przy szklarnii. Zapach palonego ziela nie służył chyba jednak elfowi, bo ten szybko się pożegnał i już samotnie skierował się do głównego budynku, w którym znajdowały się komnaty kadry nauczycielskiej. Pobiegła za nim, zupełnie otwarcie, bez bawienia się w pochody. Uważała tylko, aby odpowiednim łukiem ominąć alchemika i szklarnię.
- Przepraszam! - zaczepiła go z przepraszającym uśmiechem. - Ominął mnie pana przyjazd, a chciałam się przedstawić. Jestem Leilena - wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Elf, choć trzymał się prosto jak struna, nie był szczególnie wysoki. Z bliska jednak, nawet w wieczornym świetle, naprawdę wyglądał gładko i dostojnie. Cerę miał zupełnie inną niż ludzka i pewnie nawet gdyby bardzo chciał, to nie zapuściłby żadnego zarostu.
- Theoduin aep Norlynn z Myth Drannor, mag bitewny w służbie ostatniej coronal, Ilsevele Miritar - wydeklamował lustrując dziewczynę.Ta słyszała legendy o elfim mieście na dalekiej północy. Podobno przez dekady prowadziło wojny z Netherilem, imperium od którego Halruaa oderwało się w niepamiętnych czasach. - Nie jesteś aby za młoda, by uczęszczać na moje wykłady?
- Dopiero zaczęłam naukę - przyznała, odrobinę tylko zbita z tropu jego majestatycznością. - Ale w tej akademii to chyba wygląda trochę inaczej. Na razie muszę się nauczyć panować nad tą mocą - przyznała cicho, zagryzając wargę i patrząc w dół niczym faktycznie mała dziewczynka. Szybko uniosła wzrok. - Dla pana na pewno jestem bardzo młoda, ale wśród ludzi nie aż tak. Tylko mała urosłam - uśmiechnęła się.
- Staram się nie oceniać przedstawicieli innych ras po wieku, tylko po dojrzałości. Po prostu wydałaś mi się… Nie ważne - machnął dłonią. - Wątpię, abym umiał ci pomóc w opanowaniem waszych mocy. Jestem klasycznie wykształconym magiem.
- Nie szkodzi - zapewniła od razu. - Bardzo chciałam pana poznać. Bardzo lubię poznawać nowe, ciekawe osoby. A tu jest ich mnóstwo. Ale chyba nie powinnam zajmować pana czasu…
- Jeśli pójdziesz ze mną, to nie stracę nawet chwili. Rozmowa nie wadzi w chodzeniu - stwierdził i jak powiedział, tak zrobił podejmując swój spacer.
Dołączyła do niego bez chwili wahania.
- Pewnie ma pan już dość wypytywania o wszystko, ale jestem strasznie ciekawa dlaczego zdecydował się pan tu uczyć.
- A to aż tak dziwne? Wasze państwo jest bardzo niebezpieczne, po dziś dzień znajduje się na nim wiele obszarów dzikiej magii i wypaczeń Plagi Czarów. Umiejętność radzenia sobie z taką magią powinna być dla was cenna jak mało dla kogo.
- Na pewno jest. Ale ta akademia… - zawiesiła głos na chwilę - ...jest bardzo specyficzna. Jak również nasza magia.
- Co specyficznego jest w miłości? - spytał ze zdziwieniem.
Leilena zastanawiała się nad odpowiedzią przez kilkanaście kroków.
- Może to, że do odnowienia mocy to nie do końca miłość jest nam potrzebna, a… - zająknęła się, bo przychodziły jej do głowy tylko bezpośrednie określenia. - ...no wie pan. Ta fizyczna tego część.
- To miałem na myśli - przyznał. - Wybacz mi bezpośredniość, ale zawsze mnie to zastanawiało w was, ludziach. Jesteście napędzani przez swoje instynkty a jednocześnie się ich wstydzicie. Przedziwna dychotomia.
- To się nazywają normy społeczne, tak przynajmniej mnie uczono - zaśmiała się. - Z tym wstydzeniem się też jest różnie. Ja się na przykład nie wstydzę, a i tak nie mogłabym robić pewnych rzeczy w pewnych miejscach, bo to zabronione. Ludzie bez praw to straszne bestie.
- Nie mówię o czynach, na wszystko jest czas i miejsce. Nie jesteśmy orkami. Mówię o zaakceptowaniu swoich potrzeb. Pożądanie jest naturalnym instynktem i mówienie o nim nie jest niczym wstydliwym wśród mojego ludu. Ale skoro się nie wstydzisz, to dobrze. Ułatwi ci to zgłębianie twojego talentu.
- Taką mam nadzieję - przyznała. - Chciałabym zostać kimś o wiele więcej niż tylko córką kupca. Zawsze sobie mówicie, że macie właśnie ochotę, nawet jak nie jesteście z daną osobą? - musiała zapytać, próbując sobie poskładać to co właśnie usłyszała.
- To nie jest aż tak proste i zależy od sytuacji. Ale tak, zdarza się i tak. Jesteśmy długowiecznym ludem. Mamy inną perspektywę wobec krótkich romansów. Nazywamy je en'ca minne. To we wspólnym byłoby… - zastanowił się chwilę. - Malutka miłość.
Lei była zachwycona słuchając o zwyczajach innej kultury. Coraz bardziej uważała, że jest stworzona do podróży.
- To co się dzieje w tej akademii to nawet nie krótkie romanse - zachichotała. - Za to mało kto się krępuje. To jest niesamowite. Przyjemne z pożytecznym.
- Żyjecie w zgodzie z własną naturą. A to bardzo dobra rzecz - przyznał, ale nabierał coraz grzeczniejszej maniery w głosie. Jakby kręcenie się wokół tego samego tematu zaczynało go nudzić.
Taką długowieczną rasę wszystko musiało nudzić tak po prawdzie. W końcu przez tyle lat to chyba wszystko da się przeżyć. Rozmowa dawała jej jednak czas na zastonowienie, więc jeszcze ją kontynuowała, zmieniając temat.
- Od którego roku będę miała z panem zajęcia?
- Dopiero po solidnym opanowaniu podstaw. Myślę, że nie wcześniej niż za rok albo dwa, to już zależy od tempa twoich postępów - odparł z trochę większą werwą.
- Och, szkoda. Ale będę się starała! - zapewniła i naprawdę tak myślała. - A czy… na przykład… jakbym potrzebowała wyjść do miasta, to mógłby pan mi mimo tego udzielić pozwolenia?
- Cóż za zaskakująca zmiana tematu młoda damo - uśmiechnął się szeroko. - Dlaczego miałbym to zrobić?
- A może pan, pomimo, że nie mam z panem zajęć? - odwróciła pytanie z niewinnym uśmiechem.
- Nie wiem - przekręcił zabawnie głowę. - Chyba mam takie uprawnienia.
- A wie pan gdzie zdobyć dobre, nietypowe ziarno i ślimaki? - zapytała jeszcze bardziej z głupia frant.
- Przyznam, że nie - odparł po chwili. - Ale pewnie na targu znajdzie się jakiś kupiec, który by coś takiego sprzedawał. To kiedy masz zamiar zadać pytanie? - spojrzał na Leilenę z góry. Minęli już hall budynku i wchodzili na schody.
- Nie zamierzam - wzruszyła ramionami. Faktycznie tę decyzję podjęła w trakcie rozmowy z elfem. - Nie chcę jeszcze przed rozpoczęciem łapać minusów u nauczycieli, a to czego potrzebuję na pewno da się zdobyć w inny sposób.
- Szkoda, mogłaś mi się na coś przydać - Theoduin.
- Jeśli to ma być wzajemna korzyść, chętnie na to przystanę - błysnęła ząbkami. - Córka kupca chyba zawsze ze mnie wyjdzie - roześmiała się swobodnie, wcale nie czując skrępowania w obecności tego “mitycznego” elfa.
- Wydam zgodę, jeśli sprowadzisz mi z miasta kurtyzanę - zaoferował, jakby nigdy nic. Równie dobrze mógł chyba poprosić o kosz jabłek.
- Eee… - teraz ją zaskoczył, aż zamrugała i zatrzymała się - ...tutaj kurtyzanę? Ale po co? - nie mogła powstrzymać języka.
- Dokładnie w tym samym celu, w jakim każdy inny mężczyzna płaci kurtyzanie - odpowiedział lekko, nie zwalniając kroku. Ale przecież musiał żartować.
- W tym miejscu płacenie komuś za seks… to jak płacenie za wodę na środku rzeki - przywołała najprostsze porównanie, które przyszło jej do głowy.
- To, co lubię robić z kobietami nie musi się im podobać. A psucie sobie relacji w akademickich kręgach nie byłoby mądre panno Mongle.
- Ah, no dobrze - było to trudne, ale pohamowała dalsze pytania. - Jeśli dostanę środki i preferencje, przyprowadzę kogo trzeba.
- Pilna uczennica, podlizująca się nauczycielowi. Nie będziesz popularna wśród rówieśników - zaśmiał się. Sięgnął jednak do sakiewki i wyjął kilka złotych monet, co było niemałą kwotą. - Zdam się na twój gust - stwierdził, wręczając dziewczynie pieniądze. - Nie wyrządzę jej żadnej krzywdy, gdybyś obawiała się o czyjeś zdrowie. Ale musi być gotowa na trochę bólu. Kiedy jakąś znajdziesz, powiedz że ma się stawić w akademickiej łaźni przed świtem.
- Podlizująca się nauczycielowi? To by było, gdybym sama nie odniosła żadnej korzyści - zauważyła. Był stary i znudzony życiem, stąd pewnie te preferencje, ale mógł być także nie obeznany tak dobrze z ludzką kulturą. - Zawsze mam zamiar żyć ze wszystkimi w zgodzie. - Na tym miała skończyć, ale jej język wyrwał się znowu. - No chyba, że sama się zgłoszę, to jeszcze monety zostaną dla mnie - powiedziała i od razu się spłoniła.
Elf przystanął na te słowa i uważnie przyjrzał się uczennicy.
- Tak - powiedział w końcu. - Jeżeli zgłosisz się sama, pieniądze będą twoje. I nikomu o tym nie powiesz. Niniejszym wyrażam oficjalnie zgodę, byś jednego dnia opuściła po zajęciach teren akademii. Ale lepiej zakryj czymś tę obrożę, lady Aurora nie lubi plotek o tutejszych uczniach.
- Zgoda - powiedziała od razu, a w jej głowie kłębiło się już mnóstwo przeróżnych myśli. - Planuję pójść już jutro.
- Mi to pasuje. Im szybciej, tym lepiej. Miłego wieczoru panno Mongle - pożegnał się, lekko skłaniając głowę.