Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2018, 15:09   #9
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Dario chwilę trwał zmartwiały.
Nie było czasu na wyjaśnienie trzeba było zająć się potworem.
Wyrwał zatruty sztylet z pochwy.
- Nie na mojej wachcie demonie! - podbiegł szukając w pamięci informacji o demonach i ich słabych punktach. Pierwszy - Nawigator - Alchemik miał zamiar w taki punkt wpakować zatruty sztylet.

Alchemik minął maszt, próbując uporządkować sobie to co wiedział i widział. Nagle przyszło olśnienie. Kiedyś czytał o tym! Pakt z demonem potwierdzony przymierzem krwi. Krew jako nośnik esencji duchowej. Któryś z wielkich alchemików Gis wysunął wniosek jakoby, krew miała być 9 elementarną esencją. Co świat uczony odrzucił oczywiście. Ale zgodnie z jego teorią pakt mógłby być przeniesiony na dziedzica razem z krwią. Taki pakt gwarantował moc, za cenę życia i szaleństwa, bowiem demon, żerował na ciele nosiciela. Mnich miał w tym aspekcie racje - wszystko się zgadza. Ta dziewczyna na pewno związana jest z jakimś demonem, a mnich w jakiś dziwny sposób jakoś zaczął hamować przepływ mrocznej demonicznej aury. Myśli alchemika biegły równo z nim, a demon był już niemal na wyciągnięcie sztyletu.

Huai Ren postąpił krok do przodu. Cały czas mamrocząc i obracając połyskujące paciorki w dłoni spychał demona w kierunku kasztelu. Demon szarpiący ciałem kobiety zdawał się być zamknięty w coraz ciaśniejszej klatce. Szamotał się i warczał. Wypluwał pogmatwane słowa w nieludzkiej mowie. A chłód ściskający słabł coraz bardziej. Kobieta dotknęła plecami kasztelu, tuż obok drzwi do laboratorium. Dario odetchnął z ulgą, w porę się zreflektował, że wybuch w tym miejscu mógłby być ostatnim, jaki miał miejsce na Morskiej Wiedźmie.

Dario również lecz po trafieniu czytaj zatruciu prowadzącym końcu do śmierci wycofał się. Imadło na mnicha to jemu narażone jeszcze zależy na dziewce, bo tak ogólnie to mu na niej nie zależy takie wrażenie odniósł.

- Więc opowieści mają w sobie prawdę? - zawołał kapitan. - Niech Huai Ren ogarnie demona, zna się na tym najlepiej. Zostaw dziewuchę, Zaaran. Nie chcemy jej zabijać.

Po czym wysupłał zza pasa szablę i przesunął się bliżej, osłaniając mnicha.

Dario po okrzyku kapitan Dario postanowił poczekać na rozwój wypadków. Potem zaś porozmawiać z mnichem i Czarną Mambą.

Zaraan niechętnie, ale zatrzymał się. Jeśli tylko mnichowi powinie się noga chciał być gotowy do działania.

Już po chwili Demon został otoczony z każdej strony w dziewczynę mierzyło ostrze. Mnich zaś dalej powoli kręcił swoimi paciorkami, mamrocząc coś pod nosem. Dziewczyna przestała się szarpać przechyliła głowę i wymamrotala parę słów w dziwnym języku
- Maxaad iyaga... u bixin weydeen...
- Weli maaha taliye... - odpowiedział spokojnym tonem mnich, biegle posługując się tym dziwnym językiem, by dodać po chwili - Anigu waxaan u keenay gurigaaga halkaas


Dziewczyna zaczęła poruszać się jakby ospale. W odpowiedzi mamrotanie mnicha się wzmocniło i przeszło w cichy zaśpiew. Paciorki przyspieszyły, przepływając między palcami jak rozpędzone koło u wozu. Nagle zastygły rozległ się cichy trzask i jeden z kamyków w bransolecie pękł i rozsypał się w pył w odpowiedzi dziewczyna zwiotczała i opadała na ziemię. Mimo to nikt z załogi się nie poruszył. Deszcz orał pokład bez ustanku. Jako pierwszy wystąpił do przodu mnich i podszedł do dziewczyny. Położył jej twarz na swoich kolanach i delikatnie otarł czarne smugi po łzach.
- Żyje… Jest nieprzytomna, ale chyba będzie cała - stwierdził Mnich po czym dodał - potrzebuje teraz odpoczynku.

- Pilnuj tę dziewkę, żeby przypadkiem nie opętała kogoś z mojej załogi - rzekł kapitan. - Wydaje się, że gadasz prawdę, chociaż ciężko w nią uwierzyć. Rzeknij no, jak daleko stąd jest ta wyspa i jakich niebezpieczeństw możemy się spodziewać w grobowcu? No i wreszcie, po co czarownik miałby gromadzić złoto? Ile tego jest?

- Niepotrzebnie zostawiłem ją bez opieki… - mamrotał bardziej do siebie, aniżeli do kapitana. Podniósł zmęczone spojrzenie i powiedział. - To wyspa martwych.

Kapitan i nawigator zamarli słysząc tą nazwę. Obaj doskonale wiedzieli, gdzie leży i czym jest wyspa martwych. To jedna z wysp oszpeconych. To miejsce przeklęte, w którym każdy kto tam umrze wstaje z grobu. To miejsce, do którego się nie pływa…Jest ono dwa dni drogi stąd przy dobrych żaglach. Ale najodważniejsi mijają tą piękną wyspę dalekim łukiem.

- Karchedon był szalony. Gromadził niezmierzone skarby. Pławił się w złocie, kamieniach szlachetnych... Wszyscy się go bali się go i nikt nie zwrócił się przeciwko niemu... Bali się go i czcili niemal jak boga… Był szalony, i gromadził bogactwa tylko dla ich posiadania i by cieszyć się nimi na wieki... Tak, dobrze myślicie udał się na wyspę martwych bo wierzył, że tam będzie nieśmiertelny… Umarł tam, tak jak jego załoga, która dalej mu towarzyszy… - Podniósł wzrok na kapitana i rzekł smutnym tonem - co zaś się tyczy opętania Pańskiej załogi kapitanie, obawiam się, że może być już za późno. Demon dotknął ich dusz... Nie mają wiele czasu. - mówiąc to wskazał ręką na pokład.

Mamba, Heri, Kira, Marice, Sara... - nie wyglądały dobrze. Były blade, nie miały siły stać na nogach. Najgorzej było z najmłodszymi. Ich ciała drżały jak w wysokiej gorączce.

- Teraz musimy razem dopłynąć do wyspy i zabić demona. To jedyne wyjście by uratować Pańską załogę Kapitanie…

- Wiedz przeklęty mnichu, iż ty na pewno nie pozostaniesz przy życiu. Za zdradę każemy śmiercią. - Dario był wściekły. Walka z demonem, gdy nie ma się pewności nagrody, mu się nie uśmiechała. Zdradziecki mnich zapłaci bólem każdego dnia, gdy trucizna będzie go trawiła a przygotuje taką by męka trwała miesiącami.

Heist założył szablę na ramię.

- Kurs tedy jasny - rzekł do Wrony. - Czy tego chcemy, czy nie, musimy zniszczyć maga, który zesłał na nas tą plagę. W dupę mu pikę włożyć i na rufę zmontować dla parady. Dają bogowie, obłowimy się przy tym jeszcze.

- Poniechać Huai Ren i dziewczynę. Zabicie ich może wypuścić demona na pokład, a jak mi kto demona wypuści, tego pod kilem przeciągać każę.

Kapitan schował szablę.

- Dario, poniechaj. Rzecz pewnie niezależna od mnicha. Płyńmy na wyspę… I zabawmy się nieco, w piekle.

Schowawszy broń przyklęknął przy Mambie.
- Co mam robić, kobieto? Czy pozbycie się tej dwójki z pokłady pomoże ci? - zapytał półgłosem biorąc ją na ręce niczym dziecko. - Złożymy dotkniętych przez demona w twojej kajucie nawigatorze.

Dario zamyślił się próbując przypomnieć co wiedział o samych demonach. Musiał chwilę pomyśleć by przypomnieć sobie co wiedział o przebywaniu demonów na świecie. Kołatało mu się, że demon nie mógł się materializować na świecie bez ciała śmiertelnika, które mógł opanować, ewentualnie tylko na chwilę przyzwane przez czarnoksiężnika w kręgu. Tedy zabicie dziewki zniszczy powłokę demona odsyłając go do piekieł.

***

Wszyscy rozeszli się ze zwieszonymi głowami. W kajucie nawigatora stworzyła się izba chorych. W kajucie znalazło się 5 kobiet. Jedynie Wrona wyszła z próby nietknięta. Najbardziej ucierpiała Sara, która nie odzyskała przytomności. Pozostałe osłabione nie były w stanie funkcjonować. Zaraan kierowany przez Mambę, która z wszystkich dotkniętych czuła się najlepiej, przygotował wywar. Według słów mamby uspokoił poranione dusze. Wszystkie kobiety usnęły. Jedynie Mamba odmówiła sama swojego eliksiru. Poprosiła jeszcze Kapitana i Nawigatora i słabym głosem wyjaśniła.

- To moja wina… Ja sprowadziłam na nas to zło.. - Westchnęła ciężko, mówienie musiało jej sprawiać ból - kobieta była przerażona, chciałam jej pomóc. Miałam liście Ajaska ich żucie uspokaja i wycisza. Jednak jak mawiają szamani to pędy duchów. Ułatwia im komunikację i zbliża do świata duchów.. - przerwała by wyrównać i uspokoić oddech.

Nawigator od razu zaczął się domyślać, że to być może to jakaś odmiana lotosu. Już od pewnego czasu podejrzewał, że Mamba praktykuje jakieś sztuki. Szybki tok myślenia przerwała mu jednak Mamba, która podjęła.

- Momentalnie to coś wyrwało się na zewnątrz. Ta bestia żywi się kobietami. Sięga do ich dusz i wyrywa życie.Stary Mhawi mówił mi o takich duchach. Są talizmany, które mogą powstrzymać złego ducha, ale tylko ktoś potężny może zerwać więzi.

Giakomson nie był pewny tego co mówiła pokładowa lekarka. Wiele czytał na temat demonów. Tego akurat demona nie kojarzył, ale przypominał sobie co czytał na temat 9 esencji. Pakt trwa dopóki demon istnieje on jest bowiem źródłem esencji. Zabicie objętego paktem nie będzie skutkować zdjęciem innych opętań. Jedynie byt macierzysty - źródło esencji jest wrażliwym elementem układu. Jego odcięcie uwolni związanych. Alchemik wiedział jednak na pewno, że im dłużej to będzie trwało tym demon będzie silniejszy. Będzie karmił się energią ofiar.

- Przeszkadzanie mi w przyrządzaniu mi mikstur nie jest dobrym pomysłem kapitanie. Wybór jednak należy do załogi, wolą mieć wsparcie magii czy nie. To wolna kompania korsarzy. Lazaret możemy urządzić też w największej kabinie. Do was zależy czy wolicie mieć przy walce z demonem wsparcie magii czy nie.
Dario popatrzył po załodze w końcu byli wolnymi korsarzami. Sami wybierali Kapitana, Pierwszego i innych funkcyjnych. Pełen dostęp laboratorium w czasie pracy był ważny dla procesu tworzenia mikstur bez niego było trudniej, lecz mógł tworzyć mikstury nawet bez laboratorium. Głupotą było posiadanie laboratorium z którego nie można korzystać w celu łatwiejszego tworzenia mikstur.
- Mnichu za narażenie załogi na śmierć - śmierć, za narażenie statku - śmierć. Zdradą wymusiłeś na nas pomoc w twojej obłąkańczej misji. Za to też śmierć. Wyjdziesz z tego żywy tylko w przypadku gdy opętane pozbędą się wpływu demona i każdy z braci stanie się bogaty, jak udzielny cesarski szlachcic, tak jak obiecałeś. Załoga to jedyna rodzina jaką mamy. Statek to dom a ty złamałeś wszelkie święte prawa gościnności.
Szybko podszedł do mnicha i wymierzył mu siarczysty policzek.

Dario poczuł pieczenie w dłoni. Uderzenie było naprawdę solidne. Twarz mnich jakby nie drgnęła, zupełnie jakby nie poczuł uderzenia. Stał niewzruszony wpatrując się w Alchemika. Dario zobaczył przez jeden krótki moment żar gniewu w oczach mnicha i zobaczył jak jego dłonie zaciskają się na kiju. Jednak trwało to zaledwie ulotny moment. W oczach mnicha na powrót zagościł spokój i opanowanie, a jego ciało się rozluźniło… Opuścił z uniżeniem głowę cofnął się o krok i powiedział.
- Z pokorą przyjmuję wyrok Panie, mimo, że jak słyszeliśmy to nie ja winny byłem tego co się stało… Znasz Panie moją drogę, wiedz, że jest ona ważniejsza niż moje życie…

- Jakoś ci nie wierzę mnichu. Wiedziałeś, że coś takiego może się zdarzyć wcześniej, niż to się zdarzyło. Jesteś bardziej zdradliwy od krwiożerczego pirata.
Po tych słowach zbliżył się do mnicha i szepnął mu do ucha.
- Co ci zawiniły dzieci. Co zrobiła ci Sara, dla której ten statek jest domem a załoga rodziną. Żyj teraz ze świadomością, że to z winy Twojej zdradliwej natury, przez ciebie cierpi.

- Poniechaj mnicha, Dario – rzekł kapitan srodze. - Porachujesz sobie z nim później. Dobry wojownik z niego, przyda nam się na rejzie na grobowce. Niech ma oko na opętanych. Jeśli o złocie prawdę gada, to wzbogacimy się w po stokroć, jeśli nie, cóż, zawiśnie... Zdradzać mnie na Wiedźmie Mórz to śmierć. Tymczasem, pospieszmy się. Im szybciej dopłyniemy do wyspy, tym lepiej.

- Macie rację na wszystko przyjdzie pora.
Dario miał nadzieję, iż wyrzuty sumienia będą dręczyły mnicha.
- Ty zaś mnichu z dziewką pomagacie na statku. Masz się trzymać jej blisko, co nie znaczy, że pomagać w łataniu żagli czy kukowi lub myć pokład nie możecie. Pracujecie - jecie. Nie pracujecie - nie jecie. Powtarzać się nie będę.

***

Na pokładzie trwały prace. Gdy statek był już bezpieczny, załoga zabezpieczyła łup. Nie był on wielki widocznie nie wiodło się im ostatnio.
Nie było wiele czasu na przeczesanie obu okrętów. Wyszkolona załoga przywykła do szybkiego łupienia. Udało im się zdobyć jeden prawie pusty kuferek z klejnotami i monetami należący do kapitana piratów. Troszkę biżuterii, zdobionych drobiazgów, kilka szlacheckich strojów, ale bez przepychu, jakieś trunki, troszkę uczciwie wyglądającej broni. Całość to około 4000 syrantyjskich księżyców - łup dość ubogi, jak na ryzyko jakie podjęto.

Wiele skarbów było jeszcze w wyrzucanych na brzeg wrakach. Dario wiedział iż trzeba będzie po nie wrócić w odpowiedniejszym czasie. Najważniejsze było życie załogi. Naniósł miejsce na mapę. Wróci się po to później o ile mnich oszukał ich w sprawie skarbu. Miał wiele pracy , musiał stworzyć mikstury do walki z demonem oraz do żeglugi, nadzorować kurs, wydawać rozkazy dotyczące żeglugi. Oczywiście nadzorowanie wypełnienia rozkazów zostawiał w rekach bosmana. W wolnych chwilach Dario przesiadywał przy Marci i Sarze. Jak załoga był rodziną, tak one były dla niego najbliższą rodziną.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline