Troll nadgryzł monetę, potem drugą.
-
Możesz iść - powiedział. -
Pięć mil stąd jest wioska. Tyrn. Tam znajdziesz gospodę. Królewski Klucz się zwie. Ale gdybym był uciekinierem z klasztoru, to bym się tym nie chwalił. I omijał niektóre miejsca, przynajmniej przez pewien czas.
Uboższa o dwie sztuki srebra (i bogatsza o garść informacji) Eliona ruszyła dalej.
Sto kroków, dwieście, trzysta...
Tysiąc...
Nikt rozsądny nie schodziłby z ubitego traktu, skuszony pięknem odchodzącej od niego dróżki. Ale nikt rozsądny raczej nie ucieka z domu, chcąc dotrzeć do nieznanego sobie (i być może wcale nie istniejącego) ojca. Ojca, który wiedział (z pewnością) o istnieniu swej latorośli, ale który, jakimś dziwnym trafem, nawet nie spróbował się z dorosłą córką skontaktować.
Ale gdy już się z tego 'domu' uciekło, to raczej należało zadbać o to, by nie zostać złapanym przed zrealizowaniem celu, jaki uciekinierowi przyświecał.
Co zatem wybrać - ubity trakt, który miał ją doprowadzić do wioski, czy tajemniczą dróżkę, prowadzącą do Roren-wie-gdzie?
To już musiała zdecydować sama.