[Autorski]Knajpa morderców Wszędzie błoto… znów padał deszcz. I tak od tygodnia. Przeklęte miasto i przeklęty świat. Therion… stolica… taa… miasto noszące imię dawnego bohatera który zakończył lata wojen. Tyle że po jego śmierci wszędzie zapanowało zło… przestępczość, nierząd, spiski, zdrada i morderstwa to codzienność od. Od prostych mieszkańców po władców zło jest codziennością. Liczą się pieniądze i własna korzyść. Uliczki pokryte błotem i nieczystościami których nikt nie kwapi się uprzątnąć… przy ścianach budynków przebiegają szczury wielkości psów a w ciemniejszych zaułkach kryją się bandyci którzy prostym ciosem zakończyli żywot niejednego nieostrożnego wędrowcy. W jednej z karczm… w jednym z ciemnych zaułków… z kominka bucha ogień. Za ladą gruby i spocony barman w brudnym podkoszulku czyści kufle równie brudną szmatą. Przy jednym ze stołów brodaty krasnolud z wredną mordą pije swoje ósme piwo i przeklina co chwilę elfy, smoki i bóg wie co jeszcze. W kącie siedzi zakapturzona postać podrzucając i łapiąc sztylet. Przy innym stole kilku podejrzanych typków szepcze o czymś żywo. Po podłodze przebiegają wielkie karaluchy… „Knajpa morderców” tak zwie się to miejsce. I Ty trafiłeś do tego zacnego przybytku… „szczęśliwy” wędrowcze. "Nie szukaj drogi, znajdziesz ja w sercu
Smutna jest knajpa byłych morderców
Niech Cię nie trwożą, gdy do niej wkroczysz
Płonące w mroku morderców oczy
Nieważny groźny grymas na gębie
Mordercy mają serca gołębie
Band armii, gangów i czarnych sotni
Wczoraj rycerze dziś - bezrobotni
Pustka i chłodem wieje po kątach
Stary morderca z baru szkło sprząta
Szafa wygrywa rzewne kawałki
Siedzą mordercy łamią zapałki
Czasem twarz obca mignie i znika
Zaraz się dźwignie ktoś od stolika
Wróci nazajutrz z miną nijaką
Bluźnie na życie, postawi flakon
Każdy do niego zaraz się tłoczy
Wkrąg nad szklankami błyskają oczy
I zaraz każdy lepiej się czuje
Jeszcze morderców ktoś potrzebuje
Może nareszcie któregoś ranka
Znowu się zacznie wielka kocanka
I wrócą chwile pełne zazdrości
Znów będą płacić za przyjemności
Znów w dłoni zamiast płaskiej butelki
Znany kształt kolby od parabelki
A w końcu palca wibruje skrycie
Jak łaskotanie: tu śmierć, tu życie
Wracajcie słodkie chwały godziny
Sławne gonitwy i strzelaniny
Tak tylko można znowu być młodym
Zabić i z dumą czekać nagrody
W knajpie morderców gryziemy palce
Żądze nas dręczą i sny o walce
Ale któż dzisiaj mordercom ufa
Więc srebrne kule spią w czarnych lufach
Zmazując barwy lasom i polom
Mknie balon nocy z knajpy gondolą
Kiedyś tak jasno a dziś tak ciemno
Wroga, nie widzę wroga przede mną
Rwie łeb od tortur alkoholowych
Lecz wśród porcelan i rur niklowych
Człowiek się znowu czuje półbogiem
Bo oto stoi twarzą w twarz z wrogiem
Kula jak srebrna żmija wyskoczy
W lustrze nad kranem zagasną oczy
Ciała morderców skry potu zroszą
Gdy milcząc ciało za drzwi wynoszą
Gdy bije północ
autor:Kult
__________________ To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!!
Ostatnio edytowane przez Kolmyr : 16-07-2007 o 19:41.
|