Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2018, 19:58   #48
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Co teraz... To było bardzo trafne pytanie, nad którym Marina się nie pochyliła. Pozwoliła mu wybrzmieć w akompaniamencie wiatru, jak i wybrzmieć we własnej głowie. Przecierała oczy, by choć trochę zastana sytuacja nie była dla niej obojętna. Spojrzała na Hana... Zawiesiła na nim swój wzrok na dłuższą chwilę... Po tym przebiegł ją dreszcz a zasilanie wróciło do zwojów mózgowych. Bardziej świadomym wzrokiem spojrzała na zbira i na okolicę. Trzeba było zleźć na dół. Ciasna zabudowa w zasięgu obecnego dachu musiała przewidywać cokolwiek o nieco mniejszej wysokości. Kaskadowo złazić, aż w końcu nie dotrze się do miejsca, w którym można bezpruderyjnie skorzystać z czyjegoś okna, by powrócić do przestrzeni bardziej przyjaznej przemieszczaniu się. W tym celu obeszła obrys dachu, by ułożyć możliwy plan zejścia.

Szybko musiała przyznać, że nie wyglądało to zbyt dobrze. Niższe dachy w zasięgu skoku wszak były, ale zdawały się w tym zasięgu być raczej "na styk". Jedno złe odbicie, jeden niepewny chwyt, czy źle postawiona stopa i można by runąć w dół. Może nie na śmierć, ale raczej prosto do szpitala.

Tajemniczy napastnik chrząknął wymownie, o dziwo wyglądał tak, jakby mu się gdzieś spieszyło i opóźnienia w doprowadzeniu go tam, gdzie mieli zamiar, go z jakiegoś powodu irytowały. Han wybałuszył oczy ze zdziwienia.

W oddali nawoływania wystraszonych pożarem miejscowych zdawały się zyskiwać na sile.

I nagle zza krawędzi dachu wyjrzała jakaś głowa i po niej wygramoliło się na górę ciało. Krzywo ogolony facet ze złamanym nosem i brzydką szramą idącą przez czoło musiał wydostać się z jakiegoś okna i wdrapać na górę, podobnie jak oni poprzednio.

- Czego tu chamy, po dachach mi...! - warknął wściekle i widać było, że pewnikiem miał zamiar tam wejść i ich złoić, jednak wnet dostrzegł dwa karabiny wiszące na ramieniu Hana i kaburę przy pasie Mariny. Zwątpił, uniósł ręce w obronnym geście, cofnął się, po czym powoli zaczął szykować się do spełznięcia z powrotem na dół.

Brunetka podjęła obywatela w swój wyuczony sposób, prostując się i chowając dłonie za biodrami.

- Marina Mardock, komisarz KSSP - odezwała się monotonnie, lecz wystarczająco stanowczo, by przebić się przez wiatr. - Musimy zejść na ulicę korzystając z pana dachu i okna. Proszę o ich udostępnienie.

Mężczyzna przez moment wyglądał na szczerze skonfundowanego, ale w końcu machnął tylko ręką. Cóż, przynajmniej wyglądało to tak, jakby nie groziły mu kłopoty.

W końcu, zabezpieczając na zmianę więźnia, sprowadzili go na ulicę na dole. Bardzo starali się, by olbrzym nie miał żadnych szans, by zejść z ich pola strzału, wyswobodzić się, bądź sięgnąć jakichś niebezpiecznych przedmiotów, czy ludzi, których mógłby użyć jako osłon. Zajęło im to kupę czasu i wymagało dodatkowo kłótni z miejscowymi pijakami zajmującymi uparcie i grupowo obskurną, śmierdzącą moczem klatkę schodową, ale w takiej sytuacji lepiej byłoby być ostrożnym.

W końcu wylądowali z nim na ulicy na dole.

Poszło gładko, choć umęczona pani Komisarz dalej nie była przekonana, czy aby to jest gotowa na niespodzianki, które skrywał ranny napastnik. Mając już wolne ręce odebrała jeden z karabinów od Hana po czym go sprawdziła polecając to samo towarzyszowi. Po chwili dodatkowej refleksji nad drabem stwierdziła, że powinna coś zrobić z jego odkrytą twarzą jak i kamizelką na przedzie. Pancerz został zdjęty z napastnika i przekazany pod mundur podkomendnemu. Pierwsza lepsza szmata została założona zamachowcowi na głowę jak worek. Dopiero wtedy oceniła okolicę. Interesowała ją droga powrotu pod płonący budynek i do swoich ludzi. Z bronią automatyczną na wierzchu można było całkiem sprawnie przemaszerować.

Im bliżej podchodzili do budynku, w którym wszystko się zaczęło, tym większy był chaos na ulicach. Widzieli ludzi spieszących się z wiadrami i uciekających z dobytkiem, jednak większość wyległa na ulice zupełnie zmieszana i niepewna dalszych poczynań, jakby przed działaniem chcieli się najpierw wywiedzieć, czy warto było, czy ogień nie został już zduszony. A sądząc po gorących podmuchach wiatru i coraz silniejszym smrodzie spalenizny jeszcze nie był.

Ludzie schodzili im z drogi, pokazywali palcami. Bo uzbrojeni w groźnie wyglądające karabiny i prowadzący zakapturzonego okrwawionego olbrzyma wyglądali iście niecodziennie.

W końcu gdzieś przez wiatr usłyszeli świszczące nawoływania Luiego.
- Więcssej wody! Sszybko!!! - darł się, próbując chyba koordynować działania miejscowych. Widać było że jęzory ognia przeszły już do trzech, może czterech pobliskich budynków. Szalony wiatr rozwiewał je na wszystkie strony, tak że nie można było być pewnym, gdzie inferno przeskoczy jako następne. Gdzieś ktoś okropnie wył, porażony niespodziewanie płomieniami, gdzie indziej słychać było piskliwy płacz dzieci. Ktoś panicznie uciekając, wpadł na prowadzonego przez nich zamachowca, przestraszony tłum wylewający się z pobliskiej zablokowanej ogniem alejki naparł na nich od boku, stracili z oczu Luiego. Niesiony wiatrem pył mieszał się z gryzącym dymem, prawie nic nie było widać, lepiej było tam zbyt długo nie pozostawać.

Tłok był bardzo niekorzystny dla eskortowania zamachowca. Wiele różnych sytuacji mogło pokrzyżować plany. Z początku wciąż bojowo nastawiona pani Komisarz miała gdzieś pożar. Interesował ją właściwie jeden człowiek... i świadkowie. Drab nie mógł się wykrwawić a świadkowie mieli dożyć. Tylko z kompletem można było sprawnie rozwiązać całą kabałę. Ściągnęła więc pojmanego na bok, trochę z dala od ludzi.

- Hans, ściągnij tu Luiego! - poleciła, jakoby ta osoba mogła zlokalizować dzieciarnie posiadającą wymaganą wiedzę.

Sama Marina pozostała na miejscu jak uzbrojony pies warowny, gdzie jej cel ochrony miał położyć się na ziemię. Po wydaniu polecenia sięgnęła do radia.

- TM0, tu TM1. Potrzebuję natychmiast pojazdu na współrzędne C45. Kierowca z pasażerem, bez ekipy. Potrzebuję pustej paki - zakomunikowała oschle patrząc zmęczonym wzrokiem to na chaos obok, to na leżącego.

Czekała a jej słuch mimowolnie odbierał dramat ludzki. Z głowy znikała bojowość na rzecz poczucia misji względem powierzonej jej części miasta. W końcu z każdym dniem jej serce było rozdzierane przez widok warunków, w których ludzie zmuszeni byli żyć. W końcu złamała się i sięgnęła po radio po raz kolejny.

- TS2, TS3, TS4, tu TM1. Potrzebuje od was po troje ludzi na współrzędne C45. Wybuchł pożar, który trzeba opanować i zabezpieczyć. Natychmiast.

Ekipy kolejno meldowały się przez radio. Niektóre widziały już zapewne bijący w niebo dym, inne wydawały się zaskoczone rozkazami, po paru chwilach wszyscy wywołani byli już w drodze. Tymczasem w płonącej dzielnicy szalało piekło. Jasnym stało się, że ogień rozprzestrzeniać się będzie dalej, na ulice z dobytkiem wylegli więc i wszyscy mieszkańcy z pobliskich przecznic, skutecznie blokując ruch w każdą stronę. Gdzieś z ciżby dobiegły bolesne jęki i krzyki przestrachu, ktoś chyba został stratowany, gdzie indziej płonące elementy z pobliskiego budynku zaczęły spadać prosto na tłum na ulicy poniżej.

Han percepcja d20= 8 porażka
Marina percepcja d20= 10 porażka

Straciła z oczu zarówno Luiego, jak i wysłanego po niego Hana. Gdzieś za ścianą dymu, w której zniknęli rozbrzmiał stłumiony rykiem płomieni i wrzaskiem tłumu terkot karabinu maszynowego. Część tłumutłuszczy, która rozpoznała ten dźwięk ruszyła nagle panicznie w przeciwną stronę, prosto na ekipy ochotników, którzy próbowali gasić szalejący żywioł.

Gdzieś w tym tłoku zauważyła dwójkę funkcjonariuszy z TS1, którzy byli z nią podczas ataku i zostali przed budynkiem, by zadbać o rannych młodocianych. Poszkodowanych nie było przy nich widać, najwyraźniej zostawili ich w jakimś bezpiecznym miejscu i teraz starali się wrócić. Jednak tłum dwójke funkcjonariuszy spychał coraz dalej i dalej.

Nagle usłyszała też jęk leżącego na ziemi, zakapturzonego pojmanego.

Marina medycyna (-4 na szybko, byle czym)= 14 porażka
Napastnik sprawność d20(-6 za krytyczną ranę)= 16 porażka

Znieruchomiał, a strugi krwi sączące się z rany zaczęły barwić pył wokół niego czerwienią. Podobnie znieruchomiała pani Komisarz. Wbiła wzrok w rozkrwawiającego jakby nie docierało do niej, że człowiek, którego potrzebuje może "uciec" drogą, która jest poza jej zasięgiem. Po chwili ocknęła się i rzuciła do jego ratowania. Trzymaną broń zabezpieczyła i zsunęła na plecy. Padła na kolana przy leżącym i dość nerwowo zaczęła odkrywać jego broczącą krwią ranę. Nie mając również niczego innego pod ręką, fragmenty tego samego ubrania nieco zwinęła i zaczęła wciskać w ranę, by zakorkować dziurę. Nie miała pojęcia, co robić dalej. Mogła tylko uciskać ranę i czekać na swoich ludzi wraz z pojazdem...

- Timmons! - uniosła głos dość znacznie, by przebić się do ich świadomości oraz ściągnąć ich do siebie.

Timmons wsparcie medycyna d20= 1 krytyczny sukces
Marina medycyna d20 (+4 za pomoc Timmonsa)= 13 porażka

Zupełnie sobie z nim nie radziła. Na szczęście dwójka funkcjonariuszy w końcu się do nich dopchała. Timmons, ten który parę chwil temu postrzelił draba, obecnie starał się pomóc jej go wyratować. Wydawało się, że też nie za bardzo wiedział co robić, ale podchodził do sprawy z podziwu godnym zapałem.

- Dycha! Ale ledwo! - starał się przekrzyczeć wrzask tłumu i trzask ognia.

Zatamowali krwawienie najlepiej jak mogli. Gdzieś w oddali słyszała nawoływania funkcjonariuszy, chyba w ich okolice próbowały dotrzeć pierwsze z wezwanych grup.

Minęło sporo przeciągających się w nieskończoność chwil nim udało im się przepchać z rannym przez dym i wezbrany tłum i wreszcie zapakować go na ciężarówkę KSSP.

Napastnik sprawność d20(-6 za ranę krytyczną +2 za sukces Timmonsa) = 6 sukces

Ranny nadal żył i oddychał.

W oddali zastępy funkcjonariuszy próbowały wesprzeć miejscowych w desperackiej walce z ogniem. Po Hanie i Luim, którzy zniknęli jakiś czas temu w samym sercu szalejącego inferna nie było jednak śladu.

Timmons na prawdę odwalał kawał dobrej roboty. Byłby doceniony każdorazowo na miejscu, gdyby pani Komisarz nie była naćpana. Niestety jej stan... pozostawiał wiele do życzenia... trzymająca w pionie adrenalina powoli się kończyła. W końcu nie było już pościgu, nie była wystawiona na napad potencjalnych kumpli bandyty, samochód podjechał a cielsko zostało do niego załadowane, dychał... Pani Komisarz coraz mniej mogła coś zrobić. Całe wydarzenie się wygaszało, przynajmniej z perspektywy pojmania, a w odróżnieniu do tego, co pojmany po sobie zostawił... Nie mniej, typ nie mógł się przekręcić, a w tym mogła pomóc tylko Juliana. Polecenia zostały wydane, pojazd z kierowcą, pasażerem, zamachowcem, Timmonsem i Mariną miał gnać do magazynu, w którym rozłożyła się kapłanka. Natomiast kolega Timmonsa miał w całym zamieszaniu odnaleźć Luia i ściągnąć ranną dzieciarnie również do kapłanki. Pożar... Pożar niestety musiał zostać w rękach obywateli i zwołanych funkcjonariuszy KSSP.

- Będzie żył... - orzekła kapłanka, spoglądając na przykutego do medycznego łóżka nieprzytomnego draba. - Pocisk roztrzaskał kość, a odłamki uszkodziły sporo pobliskich naczyń krwionośnych. Może i lepiej się stało, że zemdlał, przynajmniej nadmierny ruch nie powodował dalszych uszkodzeń.

Jej wzrok spoczął na osmalonej, zmęczonej twarzy pani komisarz. Współczucie mieszało się w nim z naganą. Na pewno rozpoznała, że Marina znowu była pod wpływem prochów.

Z tego co słyszeli od rozgorączkowanych sytuacją mieszkańców pożar został w końcu pokonany, choć zdążył jeszcze pochłonąć co najmniej kilkanaście żyć i strawić parę okolicznych domów, do tego spłonęło też pełno towarów i sprzętów powystawianych przez mieszkańców na ulice. W dzielnicy wokół panował zupełny chaos, kopcące ruiny nadal były gorące i w większości niezbadane. Nie wiadomo co stało się z ranną młodzieżą, podobnie jak dwójką zaginionych funkcjonariuszy. W płonącym chaosie wielu miejscowych brało rannych pod swój dach, być może ktoś odciągnął ich poza granice pożaru i gdzieś leczył. A może leżeli martwi w dymiącym rumowisku.

Docierające do niej informacje były nadal w dużej części plotkami, ale wyglądało na to, że doszło też do strzelaniny przy jednej z bram miasta niedaleko stanowiska TS4. Stacjonujący tam pojedynczy funkcjonariusz nie odpowiadał na radiowe wezwania, a świadkowie ponoć widzieli duże grupy opuszczające miasto przez tamtejszą bramę. Być może ktoś wykorzystał osłabienie liczebności straży w tamtych okolicach.

Poza tym powoli robiło się już ciemno. Dzień chylił się ku końcowi. Była zmęczona.

Marina sprawność d20 (+1 prochy) = 14 porażka
-1 do wszystkich testów.

Po tym wszystkim, co się stało już nawet prochy nie dawały jej wytchnienia.

+1 Punkt doświadczenia
 
Proxy jest offline