Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2018, 12:07   #6
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Karczma Dzikie Wino, Parravon, rano

- Dzień dobry - powiedział niziołkowy kucharz widząc wchodzącego do kuchni Ryżego - Przyszedłeś pomóc mi ze śniadaniem? - zapytał bez zbędnych wstępów. - Wstawiłem już jajka do wrzątku, a w piecu pieką się bułki. Do tego mamy pasztet z zająca, ser i klopsiki w sosie grzybowym.
- Miły ranek
- odpowiedział Marchwiowy. - To gdzie znajdę fartuch? - zapytał rozglądając się po kuchni. Nie szukał wzrokiem niczego konkretnego, ale był ciekaw nowej kuchni. Jak są rozmieszczone stoły, półki, paleniska? Jak są składowane przyprawy, warzywa? Kto wie, jaki ciekawy pomysł dla siebie można wynieść obserwując nowe miejsca. - Ryży Marchwiowy jestem, zapomniałem wczoraj wieczorem Henriemu się przedstawić. A do bułek może jakiś dżem?
- Fartuch wisi przy drzwiach do kuchni, a kuchnia jak widzisz dość skromna jak na tak duży przybytek, ale radzę sobie jak mogę. Wybacz również moje maniery mam na imię Fido.
- kucharz na chwilę zrobił przerwę w rozmowie po to by wyłożyć z pieca świeże bułki. - Są powidła ze śliwek, oraz dżem z aronii.
- Żałuję niestety, nie mam ze sobą naszego rodowego specjału. Następnym razem, gdy będę tędy przejeżdżał postaram się o słoiczek dżemu marchwiowego
- odparł.
- Również tego żałuję przyjacielu ale gdybyś kiedyś wybierał się jeszcze do Parravonu wspomnij sobie o mnie, chętnie spróbuję twego dżemu - powiedział z uśmiechem kucharz. - Ale teraz czas zabrać się do pracy na rozmowę będzie czas później - zakasał rękawy i zajął się przygotowywaniem śniadania. Szło mu to sprawnie, tak sprawnie, że Ryży raczej przeszkadzał niż pomagał świetnie zorganizowanemu kucharzowi. Gdy skończył zadzwonił kilkukrotnie małym dzwonkiem, a nagle w kuchni pojawiło się kilka młodych dziewczyn wynosząc przygotowane jedzenie.
- Dziękuję za pomoc - powiedział Fido i uścisnął dłoń Ryżego.
- Masz teraz chwilkę na rozmowę? - odpowiedział tenże ściągając fartuch. - Jeżeli palisz, to możemy zapalimy gdzieś na zewnątrz?
- Dawno nie paliłem porządnego fajkowego ziela
- Fido uśmiechnął się do Ryżego - zerknę tylko na salę, czy wszystko podano i możemy wyjść na tył budynku.
Wrócił po chwili i zaprowadził Ryżego na małe podwórko otoczone winoroślami, dorodne grona w kolorze purpury i zieleni zwisały na uginających się pod ich ciężarem pnączach. Po drodze zahaczyli o piwnicę, z której sięgnął butelkę wina i karafkę z chłodną wodą. Na środku stała ławka, a przy niej mały stolik, na którym Fido postawił dwa pucharki, do których nalał wino rozcieńczając je wodą.
- Tobie też rozrobić z wodą? - zapytał.
Z kieszeni wyciągnął krótką fajkę, którą nabił zielem fajkowym otrzymanym od nowo poznanego niziołka. Przypalił i zaciągnął się kilka razy, po czym rozsiadł się wygodnie na ławce.
- Tak, poproszę - odpowiedział wojownik wskazując wodę. Rozejrzał się ciekawie, nabijając fajkę. - Gdy jestem w drodze, to na ogół ja kucharzuję. Nie, żeby mi to przeszkadzało - uśmiechnął się. - Ale skoro już gotuję, to chciałem połączyć przyjemne z pożytecznym i nauczyć się czegoś nowego. Wdzięczny byłbym za kilka wskazówek odnośnie lokalnych ziół, które mógłbym zebrać po drodze i użyć do eksperymentów kuchennych.
- Na ogół używam tymianku -
wskazał palcem glinianą donicę, w której rosły zioła - lebiodkę i miętę pieprzową, tymczasem zerwij sobię kilka gałązek, a później dam ci woreczek z suszonymi ziołami, którymi zdobędziesz sercę niejednej kobiety - Fido wyszczerzył zęby w uśmiechu zaciągając się ze swej fajki. Ryży przyjrzał się roślinom. Znał je, chociaż w domu większość z nich musiała być uprawiana w domach, nie na polu.
- Ciekawi mnie, jakie koleje losu przywiodły Cię do pracy akurat tutaj? Mnie na razie bardziej ciągnie wojaczka, ale kiedyś nadejdzie czas, gdy będę chciał zawiesić miecz na ścianie i znaleźć sobie jakieś miłe miejsce do życia. Każda inspiracja jest dla mnie cenna.
- Długo by tu opowiadać, nie ma jednak na to zbytnio czasu, może gdy będziesz wracać przez Parravon uda nam się porozmawiać dłużej. Do Parravonu przyjechałem wraz z wojskiem, będąc kucharzem wojskowym.
- Wydaje mi się, że właścicielka ma już swoje lata. Co zrobisz, gdy jej już zabraknie?
- Swoje lata ma, ale trzyma się nadzwyczaj dobrze, a gdy jej zabraknie
- zrobił pauzę zastanawiając się chwilę rzekł - pewnie pójdę dalej, szukać szczęścia lub zostanę tutaj o ile ktoś porządny przejmie interes pani Joanny.
- Mój ród wyspecjalizował się w uprawie marchwi, stąd zresztą i nazwisko przybrane przez założyciela. A jak to u was wygląda? Gdzie zaopatrujesz kuchnię w warzywa? Jest tutaj ktoś, kto specjalizuje się w dostawach warzyw najwyższej jakości, a marchwii w szczególności?
- Wszystko kupuję na targu od sprawdzonych dostawców
- odpowiedział na zadane pytanie.
- Ah, jeszcze jedno pytanie, jeżeli pozwolisz. Chciałbym się przejść na miasto poszukać jakiś ogłoszeń, płatnego zajęcia dla naszej grupy. Wiesz może, gdzie najłatwiej znaleźć coś takiego?
- Najlepiej szukajcie na targu, w łaźni lub w rejonie zamku
- odrzekł kucharz - tam zawsze można znaleźć ludzi szukających pracowników.
Palili potem przez jakiś czas w ciszy, a gdy tytoń już się znacznie wypalił, Marchwiowy wstał i wyciągnął rękę. - Pożegnam się już. Może faktycznie, gdy będę wracać, znajdzie się więcej czasu.


 Parravon, Targ

Wkrótce dotarł na targ. Z daleka zauważył specyficznego człowieka, ale nie był pewny co do jego płci. Osobnik ten zrywał właśnie ogłoszenia ze słupa. Kto inny może by się tym zirytował, ale ponieważ Ryży i tak nie potrafił czytać, dostrzegł w tym raczej szansę, niż przeszkodę. Skierował się do nieznajomego i jego towarzyszy.
Ursula stała pod tablicą ogłoszeń wyraźnie zestresowana. Obok stał Manfred z rózgą w ręku.
No już, czytaj. Co tutaj jest napisane? - powiedział stanowczym tonem pokazując na wiszącą tam kartkę.
- Yyy M-A-M yy J-U-Ż yyy - T-E-G-O yy -D-O-Ś-Ć! - wydukała dziewczyna. Manfred już poruszył rózgą, ale zobaczył że faktycznie jest tam taki tekst.
- Dobrze! - zdziwiony przeczytał resztę już sam
Cytat:
„Mam już tego dość! Poszukiwany dyplomata do rozwiązania sporu pomiędzy Vogelami a Schmetterlingami. Sołtys wsi Wunderluft.”
przeszedł wzrokiem do następnego ogłoszenia, czytając je na głos - Sprzedam konia, kupię konia, oddam, zamienię… O to jest ciekawe i jeszcze to - zerwał z tablicy trzy kartki i odszedł do swojego wozu na tyłach karczmy.
Tam czekał na niego już jego drugi towarzysz, barczysty i pokryty bliznami Simon. Manfred podał mu jedną z kartek.
- Simon, przeczytaj po cichu ogłoszenie i za parę minut powiesz mi co tam jest napisane. A ty Ursula, czytaj na głos! - podał jej karteczkę z ogłoszeniem, a sam zaczął rozstawiać tablicę.
- P-O-T-R-Z-E-B-N-I... - dziewczyna powoli odczytywała litery zapisane na kartce -O-D-W… - przerwał jej odgłos uderzenia rózgą o wóz. Manfred nie bił swoich towarzyszy, ale sam dźwięk powodował ciarki.
- Zbyt wolno! Nie możesz po prostu wymieniać liter które widzisz, musisz odczytać całe słowa, zachować dykcję, akcent, tempo i melodię zdania. Posłuchaj jak ja to robię - Manfred odczytał na głos:

Cytat:
Potrzebni odważni poszukiwacze i badacze
Do przeszukania pobliskiego obszaru Gór Szarych, w celu odnalezienia Krypt, Kurhanów i tym podobnych reliktów zamierzchłej przeszłości.
Poszukiwania prowadzone będą przez małe grupy i każda z nich przydzielony mieć będzie określony obszar, który musi zbadać, przeszukać i naszkicować plany. Następne czytelnie i dokładnie trzeba opisać wszystkie ciekawe miejsca, które zdołano odkryć.
Potrzebne będą umiejętności związane z tropieniem, przeszukiwaniem, rysowaniem map i przeżyciem w dzikich ostępach, ponieważ każda grupa polegać będzie musiała na własnych zapasach, a także bronić się przed wszelkimi niebezpieczeństwami i wrogami.
Dobra płaca z premią za każde odkrycie! Pytać o Jean-Louisa Dintransa w Klasztorze La Maisontaal.
Dziewczyna patrzyła na niego zakłopotana, nie odzywała się.
- No dobrze, weź kartkę i poćwicz trochę sama, przed snem. Za dwa dni spróbujemy jeszcze raz. A jak tobie idzie Simon?
- To coś o jakimś nieumarłym potworze w jakiejś mieścinie. Gdzie i co robi ta bestia to nie wiem.. Pojedziemy tam zobaczyć o co chodzi? Czy ruszymy do tego klasztoru?
- Pewnie jedno i drugie. No dobra, to teraz poćwiczymy cyferki. Od 1 do 10, Simon normalnie, Ursula wspak...

- Przepraszam, że przeszkadzam
- wtrącił się Ryży. Po chwili zauważyli szczerzącego się do nich niziołka. - Nazywam się Ryży Marchwiowy - skinął im głową - i zainteresowało mnie to, co właśnie czytacie. Podróżuję na wschód, więc po drodze mi do La Maisontaal. A zawodowo zajmuję się eliminacją nieumarłych, więc chętnie wziąłbym też to zlecenie na nieumarłego. Trakty jednak niebezpieczne dla samotnego podróżnego, a moi dotychczasowi towarzysze podróży dalej nie jadą. Chętnie bym się do was przyłączył, a w zamian oferuję zbrojne ramię i dobrą kuchnię w podróży.
Ursula i Simon zgubili się gdzieś w połowie potoku słów wylewających się z małego człowieczka. Manfred spojrzał na obcego. Niziołek miał na sobie pełną kolczą zbroję i uzbrojony był - można rzec - po zęby: miecz, tarcza i nieodzowna dla niziołka proca znajdowały się na widoku. Z daleka możnaby go zapewne pomylić z krasnoludem.
Ursula uśmiechnęła się serdecznie, Simon nie zrobił nic.
-Nieumarłych? - Manfred uniósł brew - Więc czym się różni ghul od zombi? Upiorna płaczka od zwykłego ducha? - zapytał, sondując czy niziołek faktycznie zna się na temacie.
-Oj Manfred, przestań - powiedziała Ursula - Jasne, możesz z nami pojechać. Tylko jak już go pokonamy to on jest nasz. Łup i nagrodę dzielimy po równo.
- Ursula…
- chrząknął Manfred - nie zapominasz się? Jestem Manfred Opper, a to Ursula i Simon - chwilę się wahał, ale w końcu powiedział - Nie jesteśmy zbrojnymi, więc przyda nam się każde towarzystwo. Szukamy naszych znajomych, krasnoluda z zielonym irokezem i kobietę o… nietuzinkowej urodzie, odzianej w stal od stóp do głów. Nie widziałeś ich może po drodze?
Ryży podrapał się po głowie.
- Dziwne i niebezpieczny pytania zadajecie, panie Opper. Wielu zaczęłoby się zastanawiać po co wam taka wiedza. Albo nieumarły - zerknął na kobietę. - Jeżeli powiem wam, że ghoule mają się do zombie tak jak ogórek zarażony szarą pleśnią a zgniły ogórek na kompostowniku, wystarczy wam taka wiedza? Na stos was nie powinni za to zaprowadzić. A duchy to się jakoś specjalnie na nasze pola nie zapuszczały… - mały wojownik wyglądał na zafrasowanego. - Brat mi kiedyś coś na ten temat czytał… szczerze rzekłszy nie pamiętam, ale kojarzy mi się, że duchy to raczej nie są zbytnio agresywne. A tak w ogóle, to ta płaczka to nie jest upiorem, jak nazwa wskazuje? - zainteresował się. - Jeżeli macie jaką wiedzę na ten temat, to chętnie ją poszerzę. Widzicie, niepiśmienny jestem, historię mego życia spisuję tym oto mieczem - poklepał się po boku. - A na takie dwie osoby to się nie natknąłem. Gdzie nocujecie? Ja się zatrzymałem w Dzikim Winie, kucharzem jest tam mój pobratymiec. Pyszna kuchnia powiadam wam, z użyciem lokalnych przypraw.
-Tak, nasze zachowanie z pewnością wydaje się dziwne i szalone, zmierzające prosto na stos. Tak jednak nie jest, zapewniam cię. Jeśli nie odstrasza cię to że taka reputacja może przejść i na ciebie i jednak zdecydujesz się na nasze towarzystwo, to znajdziesz w tym wszystkim sens. Jestem związany z uczelniami w Altdorfie i taka wiedza to… akademicka ciekawość
- rozejrzał się, upewniając się że nikt nie patrzy - O zombie dobrze prawisz, a upiorna płaczka, inaczej banshee, to duch bardzo podłej za życia kobiety. Jest dużo groźniejsza, zawsze wrogo nastawiona a jej wycie zwiastuje przyszłą śmierć. Na szczęście nie dane mi jeszcze było jej spotkać - przerwał na chwilę - Jeśli chcesz możesz dołączyć do naszych lekcji. Na naukę pisma nigdy nie jest zbyt późno, Ursula i Simon się uczą i robią postępy. A jak skończymy to chodźmy do Dzikiego Wina, przekonałeś nas!
- Nie będę wybrzydzał. Reptuacja reptuacją, a życie życiem. Wolę narazić ciut reputację, niż dokonać żywota. Ot wczoraj nas na szlaku banda orków zaatakowała. Gdybyśmy w czas nie napotkali innej grupy podróżnych, mógłbym dziś już śniadania nie zjeść. Z nauką czytania jednak się wstrzymam może do później, wolałbym najpierw poznać tajniki zabijania potworów. Dziwne stwory atakowały mnie ostatnimi czasy i czasem towarzysza podróży nawet trzeba było pochować. Mimo, że jeden w drugiego doświadczeni w boju byli. Taki los im widać pisany. Jednego wyciągnęliśmy z rąk wampira parę miesięcy temu tylko po to, aby od upiornych jakiś wilków na szlaku zginął. Nie frasujcie się jednak
- dodał widząc, że zaczynają się zastanawiać, czy dobrze zrobili zgadzając się na wspólną podróż. - Dobry posiłek odgania wszelkie ciemności. Kiedy planujecie wyruszać?
-Nie śpieszy nam się, odpoczniemy, zjemy i wyruszymy. Nasuwa ci się pewnie mnóstwo pytań, więc śpieszę z odpowiedzią. Jestem medykiem, skończyłem akademię w Altdorfie, a że konkurencja w stolicy jest spora to znalazłem swoją niszę. Zamiast leczyć żywych, skupiłem swoją uwagę na martwych już istotach. I nie mam tutaj na myśli nekromancji. Dziedzic zawsze chce żeby odchodzący do Morra baron wyglądał okazale na swoim pogrzebie, a nie jak kupa gnijącego mięsa. Ktoś musi sprawić by wyglądał godnie. Są ludzie którzy są w stanie sporo zapłacić na przykład za wypchanego zakonserwowanego niedźwiedzia, tak żeby wkraczający do ich bogatego dworu goście mieli wrażenie że gospodarz jest silny i waleczny. Jeszcze inni nie mogą się pogodzić ze stratą swojego ukochanego psa czy tam rumaka i chcą go oglądać przez wieczność. Nie mówiąc już o zmarłych bliskich, ale to już śliski i niebezpieczny temat
- westchnął głęboko - Jeśli odechciało ci się z nami podróżować to zrozumiem, mało kto się godzi na towarzystwo kogoś kto obcuje ze zwłokami. A jeśli się jednak dalej chcesz z nami bratać, to zachowaj to co usłyszałeś dla siebie. Jak już zauważyłeś, wystarczy iskra, by kogoś takiego ja oskarżyć o nekromancję i posłać na stos. Im dalej od Altdorfu tym mniej mnie chroni autorytet uniwersytetu. No, ale cóż, czas coś zjeść! Prowadź.



 Grunere

- Jak można tak długo jeść śniadanie? - zdziwiła się się Ursula, czekając niecierpliwie na niziołka.
- Myślicie, że taki obżartuch faktycznie przyda się w walce? - zawtórował jej Simon.
- Nadal nie potraficie prawidłowo myśleć - ofuknął ich Manfred. - Natrafia się doskonała okazja na bliskie przestudiowanie zachowań i kultury tej rasy. Ale wy oczywiście dalej niż czubka własnego nosa nie widzicie, wolicie zamiast tego... [/i] - przerwał widząc, jak Simon zezuje właśnie na czubek własnego nosa. Natychmiast uderzył rózgą obok. Simon skoncentrował wzrok na rózdze. - To ciekawe... właśnie się zastanawiałem, czy szok w momencie zezowania spowoduje jego utrwalenie. Najwyraźniej nie. Będę musiał to w wolnej chwili zanotować. A teraz przestań się wygłupiać!
- Przepraszam za opóźnienie, ale widzicie, śniadanie należy zjeść odpowiednio
- usłyszeli zza nich głos niziołka. - Dzięki temu pogadałem z ludźmi i wiem, że dziś rano przy bramie miejskiej mnich z klasztoru Maisontaal zbiera chętnych do pracy i wyruszają wspólnie dalej. Natkę przygotuję w parę chwil i możemy ruszać.
Do bram dotarli w momencie, gdy mnich - lub ktoś, kto na niego wyglądał - odjeżdżali wraz ze świtą. Dało się jeszcze słyszeć niewybredne słowa, jaką obrzucała się nawzajem kompania. Ryży spiął kuca i wysforował się w stronę mnicha. Minął dwie kobiety jadące na jednym koniu i obrzucił je ciekawy spojrzeniem. Kiwnął im głową w pozdrowieniu, ale nie zatrzymywał się. Następnie tak samo zaciekawił go mężczyzna jadący przed nimi, To chyba z nim kobiety wymieniały się obelgami. Również i jemu skinął i dogonił w końcu mnicha.
- Dobry mnichu - zbliżył na odległość rozmowy - ja i moi kompanii - machnął ręką wstecz - do Maisontaal zmierzamy, w odpowiedzi na ogłoszenie. Zwę się Ryży Marchwiowy i słyszałem, że większa grupa dziś rano tam wyrusza. Azaliż to i wy jesteście?


 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 02-11-2018 o 08:54.
Gladin jest offline