| Z wolna podjechała do chaty w towarzystwie Hagena, Melity i Kurta. Nie usłyszała żadnych wystrzałów, tudzież szczęku krzyżowanej stali, zatem panowie musieli szybko opanować sytuację w sposób w miarę pokojowy. Jak się okazało potem, nie była to do końca prawda, gdyż domostwo było całkiem opuszczone, a czas odcisnął na nim swe piętno. Yelena mogła się tylko domyślać, co widzieli w oknie na piętrze... wielokrotnie słyszała o zjawach i duchach, które nie mogą zaznać spokoju, nawiedzając miejsce, gdzie zostały zamordowane, lub niezbyt należycie zostały załatwione sprawy związane z ich pochówkiem. Czyżby właśnie doświadczyli obecności takich bytów na własnej skórze? To było bardziej, niż pewne, biorąc pod uwagę, że otaczała ich zła energia.
Zostawiła klacz w zagrodzie z pozostałymi zwierzętami i wróciła do chaty. - To, co widzieliśmy, to była prawdopodobnie wizja śmierci tej biedaczki. Słyszałam kiedyś opowieści o tym, że zjawy i duchy nie opuszczają miejsca, w którym zginęły, chyba, że ktoś zapewni spokój ich duszom - powiedziała, przyglądając się niemal wyblakłej plamie krwi na łóżku. Spojrzała na Reinmara i Rolfa. - Ktoś powinien na noc zostać z końmi. Jesteśmy w niebezpiecznym, nienaturalnym środowisku, dlatego przyda się mieć oko na zwierzęta.
Niedługo później rozpalono w kominku, a Yelena usadowiła się jak najdalej od paleniska, gdyż przesadne ciepło niezbyt dobrze robiło jej na samopoczucie. Zajadając ze smakiem kolację od czasu do czasu rozmawiała z towarzyszami, zwłaszcza, gdy została o coś zagadnięta. - Nie chcę wyjść na przesądną, ale skoro widzieliśmy, co widzieliśmy, żadne z nas nie powinno spać w tych pokrwawionych łóżkach - rzuciła spokojnym, chłodnym tonem. - Nie ma co kusić losu. Licho najwyraźniej tutaj nie śpi i ma się dobrze.
I nie trzeba było długo czekać na potwierdzenie tych słów. Najpierw przez szalejącą na zewnątrz słotę usłyszeli pukanie do drzwi, które sprawiło, że łyżka niemal wypadła jej z dłoni, a potem ktoś zaczął w nie walić, wyraźnie próbując dostać się do środka. Pies Reinmara szczekał przeraźliwie, gotowy skoczyć ku wejściu. - Zdradź swe imię i zamiary, to może cię przenocujemy! - Krzyknęła gardłowo, zimno, w kierunku drzwi.
Nikt jej nie odpowiedział, a walenie w drzwi nie ustawało. - Jestem za tym, żeby nie otwierać - powiedziała do pozostałych. - Odnoszę wrażenie, że cokolwiek tam jest, nie szuka schronienia przed deszczem.
Odłożyła miskę z gulaszem i chwyciła za kostur, w pamięci odnajdując formułę zaklęcia. Czekała w gotowości na dalszy przebieg wydarzeń i miała nadzieję, że żadne z towarzyszy nie zdecyduje się na otwarcie tych przeklętych drzwi. Znowu miała złe przeczucia, choć o dziwo, pozostawała spokojna. |