Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2018, 23:28   #7
Porando
 
Porando's Avatar
 
Reputacja: 1 Porando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputację
Wóz Manfreda do bram dotarł w momencie, gdy mnich - lub ktoś, kto na niego wyglądał - odjeżdżali wraz ze świtą. Dało się jeszcze słyszeć niewybredne słowa, jaką obrzucała się nawzajem kompania. Ryży spiął kuca i wysforował się w stronę mnicha. Minął dwie kobiety jadące na jednym koniu i obrzucił je ciekawy spojrzeniem. Kiwnął im głową w pozdrowieniu, ale nie zatrzymywał się. Ciemnowłosa tylko patrzyła na jadących i kiwnęła głową w odpowiedzi niziołkowi. Następnie tak samo zaciekawił go mężczyzna jadący przed nimi, To chyba z nim kobiety wymieniały się obelgami. Również i jemu skinął i dogonił w końcu mnicha.
- Dobry mnichu - zbliżył na odległość rozmowy - ja i moi kompanii - machnął ręką wstecz - do Maisontaal zmierzamy, w odpowiedzi na ogłoszenie. Zwę się Ryży Marchwiowy i słyszałem, że większa grupa dziś rano tam wyrusza. Azaliż to i wy jesteście?
Mnich uśmiechnął się i pokiwał głową. Jego wyraz twarzy jest tak sympatyczny, że od razu prosi o zaufanie i oddanie. Ubiór skromny, typowy dla wyznawcy Taala, zdobi jedynie czaszka jelenia z rogami, zaczepiona na rzemieniu. Jego kara klacz, w której ciężko dopatrywać się konkretnej rasy, osiodłana jest niedbale. Braciszek zatrzymał się, wskazał drogę gestem dłoni i skinął porozumiewawczo do elfki. Yll zrozumiała, że mnich prosi o pomoc w objaśnieniu drogi, więc kiwnęłą głową i zatrzymała się, żeby zrównać się z pozostałymi wędrowcami. Jej koń przypominał kolorem brunatną ziemię lasu. Każdy kto się nad tym chwilę zastanowił nabierał przekonania, że koń wyglądał jakby ktoś ulepił go z gleby.
Przedstawiła się raz jeszcze tym, którzy przybyli do grupy.
- Czeka nas podróż do klasztoru La Maisontaal. Wiedzie ona przez góry, krętymi ścieżkami, które potrafią być niebezpieczne - powiodła spokojnym wzrokiem po podróżnikach - Isha będzie nas prowadzić. Szacunek do Ziemi i zaufanie Bogini uczynią nasze kroki pewnymi. Potem dotrzemy do kanionu pełnego zieleni, gdzie ludzie zbudowali miejsce modlitwy dla Taala. Brat będzie pewnie chciał się tam zatrzymać na chwilę skupienia. - spojrzała na mnicha.
Do grupy podjechał wóz taborowy ciągnięty przez dwa muły, prowadzony przez młodą brunetkę ubraną w skromny strój podróżny. Obok niej siedział ubrany w przeszywanicę barczysty mężczyzna, którego wiek ciężko było określić gdyż jego twarz pokrywały okropne blizny. Dziewczyna zatrzymała wóz i zeskoczyła z wozu.
- Dzień dobry! Czy wy też zmierzacie do klasztoru? Ja jestem Ursula, początkująca zielarka a to jest Simon, rybak i łowca. A tam gdzieś z tyłu jest Manfred - powiedziała ciepłym beztroskim tonem.
Z tylnej części wozu zeskoczył mężczyzna ubrany również w przeszywanicę. Był gładko ogolony, z przodu miał ogromne zakola, z tyłu nosił dłuższe włosy mniej więcej do wysokości ucha. Przy pasie miał małą sakiewkę i sierp, a na szyi róg sygnałowy. Podszedł szybko do podróżnych i bez czekania powiedział:
-Dzień dobry. Jestem Manfred Opper, medyk z Altdorfu, patolog i balsamista. Moi towarzysze już się pewnie państwu przedstawili. Zmierzamy do klasztoru. Jeśli ktoś ma taką ochotę zapraszam na wóz, jest jeszcze trochę miejsca - po czym wrócił do Simona i oparł się o wóz. Manfred przyjrzał się mnichowi i od razu poznał, że to nowicjusz. Najpewniej rok spędzony w monastyrze. Nowo przybyła trójka miała przy sobie broń - Ursula krótki miecz, Manfred buzdygan a Simon topór. Na wozie były też ułożone w łatwo dostępnym miejscu trzy tarcze i trzy włócznie. Nowo poznane osoby jeszcze tego nie wiedziały, ale na wozie było mnóstwo rzeczy: wnyki, zatrzaski, klatki, kociołek, alembik, narzędzia typu noże, piła czy łopata, załadowany plecak, tuba na zwoje, mała tablica do pisania i torba lekarska. I mnóstwo wszelakich pojemników, głównie pustych: trzy skrzynie, trzy małe beczki śmierdzące apteką, butelki, bukłaki, fiolki, słoiki i worki. Prędzej czy później i tak zajrzą na wóz, więc Manfred wolał im powiedzieć od razu o swojej profesji balsamisty, zanim ktoś go oskarży o nekromancję lub inną czarną magię. Mężczyzna był małomówny i odzywał się tylko wtedy kiedy było trzeba. Całą gadkę zostawiał Ursuli i niziołkowi.
- Miło was poznać! Już wiecie czym się zajmujemy, może powiecie coś o sobie? Długo już tu czekacie? - zagadywała Ursula - O rety! Prawdziwa elfka! Znaczy, przepraszam, pierwszy raz widzę z bliska, o rety, przepraszam, już nic nie mówię... - spojrzała błagająco na nizołka by ten zaczął już nawijać.
Zwiastunka świtu spojrzała na kobietę, a następnie wróciła do przerwanych wyjaśnień.
- Następnie wrócimy ponownie na skalisty, górski szlak. Miniemy most linowy i przekroczymy najwyższe partie gór. Dalsza droga wiedzie lasami, które dadzą nam schronienie i opiekę. Będziemy jechać wzdłuż rzeki Vaswasser, która jest chlubą tego regionu. Podróż zajmie nam cały dzień. Czy macie jakieś pytania?
-Most linowy? Szczyty gór? Mnichu jaka jest stawka za pracę? Wozem tam nie wjadę, liczyłem się z tym, że będę musiał go zostawić, ale myślałem że zrobię to w klasztorze, pod opieką mnichów. Tutaj ani go nie sprzedam, ani nie zostawię w bezpiecznych rękach. Jak dajecie mniej niż wart jest wóz, to nie wiem czy warte to jest mojego zachodu. Nie ma innej drogi? -
zapytał Manfred
Ryży zastrzegł uszami. Wieść o problemach z przejazdem wozu nie była pomyślna.
Mnich pokazał palcem na wóz i skinął głową potakująco, po czym znów pokazał na szczyty gór. Ponownie spojrzał na elfkę aby przejęła inicjatywę. Zwiastunka Świtu zatrzymała wzrok na medyku, zlustrowała też jego wóz.
- Manfredzie Opper, medyku z Altdorfu, patologu i balsamisto… - zawiesiła głos - rozwaga jest siostrą mądrości. Wóz tych rozmiarów jest w stanie przebyć tą drogę. Zaufaj Bogom i bądź ostrożny, a dotrzesz do klasztoru.
Niziołek po cichu odetchnął z ulgą. A więc nie wszystko jeszcze stracone. Będzie musiał się uważnie przyjrzeć szczegółom przeprowadzenia wozu. Transport konny byłby mało opłacalny.
Rowan chciała poprowadzić swojego wierzchowca zgodnie z instrukcjami elfki. Starała się ustawić się w szyku z dala od hałaśliwego szlachcica który wydawał się, samą obecnością, wzbudzać gniew w jej towarzyszce. Rudowłosa co jakiś czas zerkała zpod zaciągniętego kaptura na ich barwną kompanie. Najczęściej na elfkę, była zaskoczona, że podobnie jak cała reszta poza mnichem i mężczyzną o imieniu Simon, elfka była istnym wodogrzmotem słów. Wszyscy byli tak rozgadani, mówili jakby w ten sposób napędzali swoje serce do bicia.
Zakapturzona dziewczyna czuła się w tym towarzystwie bardzo nieswojo. Od długiego czasu była tylko ona i gniadosz, wizyty w dużych skupiskach ludzkich były czasem koniecznością. Nie była przyzwyczajona do podróżowania tak dużą gadatliwą grupą, nie słyszała szumu drzew czy wycia wiatru, cichych treli ptaków czy brzęczenia owadów, wszystko było zagłuszone. Nie czuła się z tym najlepiej. Być może ich zachowanie reszty uspokoi się kiedy wjadą już na poprawny szlak. Do tego czasu będzie musiała zdać się na Elwirę. Miała naprawdę szczęście że spotkała drugą kobietę poprzedniego wieczoru. Matka powiedziałaby że Rhye zesłała jej pomoc.
- Khe...myślisz że możesz robić za mój głos jeszcze przez jakiś czas? - poprosiła żołnierkę mając nadzieje że ta już trochę ochłonęła po sprzeczce z von Wittenem.
Elvira siedząc z tyłu do tej pory się nie odzywała a jedynie obserwowała to co się dzieje wokół.
- Oczywiście Rowan. Obiecałam, a że ja dotrzymuję słowa to bądź tego pewna.- Rzuciła z uśmiechem do ucha towarzyszki. Następnie zeskoczyła i jęknęła odczuwając ból pośladków lecz nim ktoś się spostrzegł już była wyprostowana.
- Skoro wszyscy się przedstawiają to i mi wypada.- Zaczęła otrzepując spodnie.
- Elvira Wesinger i jestem najemniczką. Moja towarzyszka to Rowan i będzie uszami i oczami naszej wyprawy a tam z tyłu Jaśnie Wielmożny Her Erik von Witten, szlachcic i mistrz dworskich manier i szpady.- Przedstawiła szlachica wtrącając się z zamysłem by tamten nie został perłą w grupie.Ten przedstawiony kiwnął jedynie głową w stronę Manfreda i jego wozu, po czym popędził konia na przód kolumny, dołączając do mnicha.
- Z chęcią bym też skorzystała z waszego wozu. Jeśli to nie problem. Nie chcę męczyć ciężarem wierzchowca Rowan.- Tu spojrzała na rudowłosą czy aby się nie obrazi i podeszła do Manfreda.
Manfred kiwnął głowa i zrobił rękoma zapraszający gest.
- Mnich nam się nie przestawił jeszcze. Jest niemową czy złożył śluby milczenia? - zapytał Ryży elfki. Jego ton świadczył o zaciekawieniu raczej niż oburzeniu brakiem prezentacji.
Yll długo patrzyła na niziołka zanim się odezwała.
- Przedstawiałam go - powiedziała powoli.
- Brat Op jest mnichem z zakonu Taala w La Maisontaal. Wierny w służbie i przyjaciel ludzi… - popatrzyła na Ryżego jakby znużona - wszystkich ras. Brat jest człowiekiem wielkiej odwagi i poświęcił swoje słowa jedynie Bogom. Zaskarbił tym sobie wielki szacunek wszystkich dobrych istot.
- Niewątpię - odparł Manfred - W takim razie ruszajmy już. Długa droga przed nami.
 
Porando jest offline