06-11-2018, 19:07
|
#11 |
|
Po wstępnym zapoznaniu się z grupą, Ryży przesiadł się na wóz. Kiepsko sobie radził w siodle. Ale gdy pogoda się zepsuła, a droga zmieniła w błoto, wysiadł. Mimo iż ważył tyle, co ludzkie dziecko, każdy kilogram się liczył. Nawet nie myślał też o pomaganiu w przepychaniu taboru. Z jego wzrostem i masą skończyłby pod kołami. Żeby nie być całkiem bezużytecznym, wziął na siebie rolę zwiadowcy.
Gdy dotarli do kapliczki, cała grupa przyjęła to z entuzjazmem i postanowiła się tu schronić. Marchwiowy spojrzał smętnie na niewielką budowlę, która nie obiecywała luksusów.
- Jak daleko do klasztoru i jak daleko do końca kanionu, ewentualnie do jakiegoś miejsca noclegowego? Mroczno tutaj jakoś, chatka niewielka. Jest w środku chociaż jakieś palenisko, żeby ogień rozpalić? - wypytywał elfkę Yll, która zdawała się najlepiej orientować w okolicy.
Tymczasem grupa zaczęła zmierzać w stronę kapliczki. Pierwsza szła ludzka kobieta, Elvira. Z uznaniem zauważył, iż zachowała pewną dozę ostrożności. Z własnego doświadczenia z walk z nieumarłymi wiedział, że mogą czaić się w najbardziej niewinnych miejscach. Poprawił więc swoją tarczę, z charakterystycznym wizerunkiem marchwi na środku i ruszył sprawdzić budynek dookoła. W pierwszej kolejności wypatrywał bezpośrednich zagrożeń. Podejrzanych dzikich zwierząt, zielonoskórych, nieumarłych. Pilnował jednak, by nie zadeptać potencjalnych śladów, które zamierzał za chwilę sprawdzić.
Ostatnio edytowane przez Gladin : 06-11-2018 o 22:03.
|
| |