Akcja "Pricess" zakończyła się częściowym powodzeniem.
Co prawda gdyby ukradli sukę wraz ze szczeniętami, to zwycięstwo byłoby całkowite, ale - nie da się ukryć - równocześnie byłoby, jak by to określił Marti - pyrrusowe. Po co komu wiedza, że dawno, dawno temu (chociaż nie w odległej galaktyce) istniał facet, który wygrał, ale w sumie przegrał, tego Jimmy nie wiedział, ale skoro ktoś chciał sobie zaśmiecać głowę takimi informacjami, to trudno.
A przynajmniej ktoś będzie miał oko na szczeniaczki i Hauser nie zrobi im krzywdy.
* * *
-
Łebski z ciebie chłopak - Jimmy powiedział cicho do Marti'ego, gdy za Doną zamknęły się drzwi -
i na pewno jesteś kochającym braciszkiem, prawda? Z pewnością nie pozwolisz, by twoja starsza siostra musiała tu siedzieć z nami... Szepniesz jej jedno, czy dwa mądre słowa i będzie ci wdzięczna za to, że będzie się mogła wyrwać z domu. Mądrze to załatwisz i będzie miała u ciebie dług. A my będziemy mieli swobodę. Przemyśl to...
- I do wieczora - dodał, wychodząc z pokoju.
-
Do widzenia, pani Barker! - powiedział znacznie głośniej.
* * *
Nim dotarł do domu zdążył jeszcze wymienić kilka poglądów z obiema pannami "H" i rzucić jedno 'bye' i jedno 'sayonara'. A potem czekała go mniej przyjemna niespodzianka. Tyle, że nie tak od razu...
King wybiegł Jimmi'emu na powitanie i obwąchał go od stóp do kolan jakby wyczuł, że jego przyjaciel znajdował się w pobliżu innego psa. Jimmy pogłaskał zwierzaka za uchem a potem podniósł leżącą na trawniku piłkę i rzucił na aport. Pies natychmiast popędził za piłką, by po chwili wrócić z 'łupem' w pysku, z radości machając ogonem.
-
Świetnie, mały. Jeszcze raz?
Zabawa nie potrwała długo, bowiem po chwili Trevor Thompson wyprowadził z garażu swego harleya.
Dziś właściciel warsztatu postanowił zrobić sobie wolne i, tak jak starzy Marti'ego, wybierał się z żoną na festyn. Obok motoru ojciec Jamesa postawił wiadro i szmatę
-
Przed obiadem ma lśnić na błysk, zrozumiano? – Choć kiedyś podobno był hipisem, to rozkaz zabrzmiał jakby wypowiadał go znienawidzony przez dzieci-kwiaty amerykański pułkownik z Wietnamu. Po chwili jednak Trevor uśmiechnął się do syna i zniknął za drzwiami domu.
-
Dobra, dobra... - odpowiedział Jimmy tonem całkowicie wypranym z entuzjazmu.
Owszem, lubił maszyny.
Lubił też, i to bardzo, wiekowego harleya, starszego niż Michael, pamiętającego ponoć czasy, gdy Jessica i Trevor nie byli jeszcze małżeństwem.
Lubił harleya, ale nie przepadał za pracami porządkowymi i ojciec o tym aż za dobrze wiedział. Ale z kolei James wiedział, że jeśli chce kiedykolwiek samodzielnie przejechać się harleyem (na dodatek nie czekając na prawo jazdy), to musi się nauczyć o motocykl dbać.
W pokoju może być bałagan, ale maszyna ma lśnić i chodzić jak szwajcarski zegarek. Albo i lepiej, bo od zegarka życie zależy znacznie rzadziej.
-
Widzisz, King? - zwrócił się do psa. -
Tak nam dorośli muszą psuć zabawę.
A potem było jeszcze parę słów od mamy na temat wchodzenia na teran cudzej posesji, nawet w najlepszej intencji (najwyraźniej pani Barker podzieliła się wiedzą z panią Thompson), tudzież zgoda na spędzenie choćby całej nocy w domu Marti'ego.
* * *
Po obiedzie Jimmy wsziadł na rower i pojechał do parku by zobaczyć, jak postępuje budowa "El Diablo".
A potem miał zamiar pojechać od razu do Marti'ego.