Król Drewna mlasnął dwa razy, wyciągając się w fotelu, aż ten zatrzeszczał. Spojrzał po was i w końcu się odezwał.
- Dobra, niech będzie ta stówka zaliczki, zwłaszcza, że kto by nie przyszedł się nająć do roboty, to nosem kręci, ze Yarra to, Yarra tamto. Nie chcą brać tej dobrze płatnej fuchy. No ale skoro trafiłem w końcu na was, to nie będę oszczędzał. Eee, Varek!!! - Krzyknął, a po chwili do pokoju wtoczył się krępy krasnolud o długiej, rudej brodzie. -
Zabierzesz no tych panów i panią do kasy zakładowej i wydasz im po sto sztuk złota na głowę.
- Tak jest, szefie. - Varek skinął głową.
- Tylko niech podpiszą umowę odnośnie roboty na Yarzze, co ją przygotowałem tydzień temu - rzucił jeszcze Terhoven. -
Z aneksem, że pobrali tę stówkę.
- Tak jest, szefie.
- No, to świetnie. - Terhoven zatarł dłonie i spojrzał na Corbeana. -
Ja też mało wiem o tej rzece. Każdy mało wie o tej rzece, złociutki, bo i nikt jej nie spenetrował dobrze, a jak spenetrował, to nie miał szczęścia opowiedzieć. - Król Drewna zarechotał, a krasnolud do niego dołączył. -
Niebezpiecznie jest ponoć, ale to już wiecie, poza tym wyglądacie mi na takich, co z niebezpieczeństami są za pan brat. Nie bójcie jednak nic - popłynie z wami Vitring i paru jego ludzi. To mój najlepszy chłopak jest. Elegancki! Niejedną rzeczną przygodę przeżył. Szakal rzeczny, można by rzec. On ma wszelkie mapy, z nim gadajcie. Popłyniecie "Ważką", jedną z moich najlepszych łodzi, nie będzie lipy. Zapasy też będą. Na takie zadanie nie dałbym wam byle czego. Ty też się na łodzi pewnie przydasz przy sterze, złociutki.
Terhoven wyszczerzył się do Aelfrica. Wyglądało na to, że ten człowiek przyjmował najlepszych ludzi, miał najlepsze łodzie i dawał najlepsze warunki. Prawdziwy skarb. Chciał jeszcze coś powiedzieć, gdy rozległo się gromkie pukanie do drzwi i do środka weszło dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn w strojach roboczych i siekierach przy pasach.
- Szefie, to drewno, co z Harken przyjechało to suche jakieś, musi szef zobaczyć. Moim zdaniem słabo to wygląda, chcą nas ojebać na pieniążku - rzucił brodaty drwal.
- Dobra, dobra, już idę to sprawdzić - podenerwował się Król Drewna i spojrzał na was. -
Widzicie, tak to jest w tym biznesie. Jak człowiek nie przypilnuje, to by go w samych onucach puścili! Po odebraniu zaliczki idźcie do Vitringa, powinien być w dokach nad kanałem. Zwykle siedzi na pokładzie "Ważki", od niego się wszystkiego dowiecie. Powodzenia, licze, że uda wam się dotrzeć do Dyveken.
Po tych słowach wyszedł z wami ze swojego biura, ruszając za drwalami. Krępy krasnolud zabrał was natomiast w głąb budynku, gdzie mieściła się kasa zakładowa i wypłacił wam na rękę po sto złotych monet. Jednocześnie podsunął pod nosy dokument związujący was umową z Terhovenem. Aelfric, jako jedyny piśmienny i czytający potwierdził, że wszystko się zgadza, więc podpisaliście i ruszyliście na poszukiwania Vitringa.
Wyszliście z budynku na gorące, letnie powietrze, w którym unosił się zapach wędzonego dorsza z pobliskiej wędzarni.. Mieszkaliście w Brezie już jakiś czas, więc wiedzieliście, że miasteczko zamieszkiwane jest w prawie całości przez drwali, flisaków, kupców i traperów. Zanim przyjechał tu Terhoven, było zaledwie osadą, która rozrastała się w bardzo szybkim tempie. Oprócz dwóch gospód, z których to "Biały Rumak" był tą lepszą i droższą, dla tak zwanej "lepszej klienteli nie awanturującej się", znajdował się tu jeszcze tartak, magazyny ze składami drewna, garbarnia, kilka warsztatów (w tym kuźnia), praktyka medyczna oraz dwa spore sklepy typu "mydło i powidło" w których można było kupić to i owo. Część tych interesów należała do Terhovena, reszta prowadzona była przez lokalną społeczność.
Rozpytując flisaków o Vitringa dowiedzieliście się, że był jeszcze chwilę temu na terenie doków, ale wybył w miasteczko w interesach, a potem miał zahaczyć jeszcze o gospodę Nosacza. Pytani o Yarrę, rybacy nie mieli wam nic do powiedzenia - jakby nagle nad całym portem zawisła zmowa milczenia. Nie mając innego wyjścia ruszyliście więc w drogę powrotną do karczmy, mając nadzieję, że będziecie tam przed człowiekiem Terhovena. Gospoda "Pod Piłą i Siekierą" znajdowała się ledwie dwie ulice od portowych budynków Króla Drewna, więc byliście na miejscu w miarę szybko. Wnętrze sali było względnie puste, pachniało piwem i pieczoną rybą, a za szynkiem stał właściciel, czyli
Nosacz, pucując kufle przybrudzoną szmatką. Był dość niskim, ale dobrze zbudowanym mężczyzną, a jego umięśnione przedramiona pokrywały blizny, co mogło oznaczać, że kiedyś na chleb zarabiał stalą. Na wasz widok uśmiechnął się szeroko.
- No i jak tam, powiodło się? Dostaliście robotę u Terhovena? - zapytał, gdy ledwo przekroczyliście próg. -
Jak z pieniędzmi, które mi zalegacie? Kiedy będzie spłacone?