Arnold pokiwał głową. Tak, miał całkowitą pewność, że to nie uczony którym był... ale kim był właściwie? Ciężko było czytać tego człowieka, jeśli w ogóle człowiekiem był, a że miał w tym doświadczenie to tym bardziej alarmowało. Czyżby Tzeentch...
- Proszę wybaczyć, zapomniałem przez chwilę, że jest pan spętany... dla własnego dobra. - powiedział spokojnie, z lekka przepraszającym tonem po czym się zwrócił na bok - Hans, mógłbyś?
Po tych słowach gładząc się po brodzie przyglądał się bakałarzowi... i zauważył dwójkę żaków.
- Odstawię pana do najbliższego miasta razem z aparaturą, by mógł pan spokojnie zalizać rany. W tym wieku nierozsądne jest zaniedbywanie ciała... ah tak, pańscy uczniowie... oczywiście, nie muszę ich przedstawiać, prawda?