Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2018, 13:42   #1
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
[Zew Cthulhu,21+]Alone in the Dark

Arkham. Niewielkie miasteczko, w stanie Massachusetts pogrążone było w sielskim, wręcz leniwym, ostatnim sierpniowym popołudniu roku 1931. Pogoda zachęcała do spacerów, ale próżno byłoby szukać ich w dusznym upale, który łapał wracających przez szeroką East River Street pracowników lokalnych fabryk. Trzy mosty, przerzucone nad rzeką Miscatonic i wbijające się niczym szpony drapieżnego ptaka w Water Street nie były jeszcze zapchane. Większość studentów lokalnego uniwersytetu nie skończyła nawet zajęć, a większość robotników wchłaniały położone na południu miasta dzielnice Upton i Brickhall, pełne niskich, brzydkich domów otoczonych zaśmieconymi ogródkami które już wkrótce dymić będą na potęgę, rozwiewając zapachy grilowanej wołowiny i żeberek wieprzowych. Nieco mniej spokojna była północna część miasta, której stare, wysokie kamienice kryte mansardowymi dachami leżały wzdłuż ciasnych ulic niczym kury na grzędzie. Ulice zaś, niczym sieć jakiegoś prastarego pająka biegły do okazałego budynku sądu, piętrząc się nad kamienicami niczym stróż. Miał ten stróż czego pilnować, ponieważ kilka przecznic dalej wznosiły się nad dachami zabudowań ogromne gmachy niesławnego szpitala dla obłąkanych, i sąsiadującego z nią więzienia Black Stone. I nawet przepiękne, urokliwe o tej porze roku parki ozdabiające Northside nie mogły złamać grozy drzemiącej w tych ponurych murach. Próbowała to robić alejka Peabody, będąca główną ulicą handlową tego niewielkiego miasteczka, jakby swoim jazgotem próbując zwrócić na siebie uwagę. Zawodziła za każdym razem.

Arkham nie było bogate. Bardzo poważnie odczuwano tutaj skutki kryzysu tuż po wielkiej wojnie. Widać go było w niezbyt modnych ubraniach wszystkich mieszkańców Arkham, po zabitych deskami i pomalowanych na biało szybach wystawowych sklepów i zakładów usługowych, które zmuszone były przenieść się do pobliskiego Bostonu, a puste ulice, po których co jakiś czas grzechocząc silnikiem przemykał jakiś automobil, lub turkocząc kołami konna bryczka. Radosne dzwonienie tramwaju, którego linię oddano do użytku jeszcze w czasie wojny nie mogło poprawić tej ponurej atmosfery miasta, które swoje dni świetności miało dawno za sobą, lub może raczej, nigdy ich nie miało.

Nie dla wszystkich jednak mieszkańców kryzys był straszny. Wszelkiej maści spekulanci bogacili się na ludziach nieszczęściach i byłoby to dziwne, gdyby w Arkham było inaczej. Okazałe posiadłości bogaczy przy Apple Lane były tego najbardziej widocznym dowodem. Oczywiście nie wszyscy mieszkańcy, których kryzys nie dosięgnął byli spekulantami. Naukowcy mieli się całkiem nieźle, a Uniwersytet Miscatonic, mimo niesławy z powodu okazjonalnych, niezbyt poważanych naukowo badań i przyciągania różnej maści naukowców którzy preferowali nieco egzotyczne kierunki i nietuzinkowe metody swoich badań. Kryzys ominął również antykwariuszy, a przynajmniej takich, co współpracowali z uniwersytetem. W każdym razie pani Ann Lockhart prowadząca swój niewielki sklepik nie mogła narzekać na klientów, którzy czasem osobiście przyjeżdżali do niej z Bostonu, a przez jej ręce przewijały się czasem woluminy warte kilkanaście razy więcej niż jej kamienica, położona przy malowniczej choć ludnej wschodniej Main Street. Z okazałego budynku rodzina Lockhartów miała wspaniały widok na Stary Park, w którym bieliło się niewielkie mauzoleum Jeffersona, a z najwyżej położonych okien na mansardowym poddaszu od strony południowej można było dostrzec dachy ukrytego wśród drzew kampusu uniwersytetu. Jedynie wieczorny smród, jakby gnijących ryb bijący czasem od rzeki Miscatonic mógł czasem drażnić mieszkańców tej ogólnie dogodnie położonej dzielnicy miasta.

31 sierpnia 1931r. West Main Street 77, 16:30

Dzwonek telefonu, stojący na biurku w antykwariacie wyrwał pannę Ann z nad kolejnego nabytku, który bardzo uważnie studiowała, ślęcząc nad pożółkłymi stronicami z monstrualną lupą. Dzieło to, będące świadectwem kunsztu holenderskich drukarzy leżało rozłożone przed kobietą studiującą właśnie przepiękną rycinę witruwiańskiego człowieka, wpisanego w pentagram. Rycina ta, dosyć popularna dla wielu ksiąg okultystycznych nie była niczym szczególnym, choć większość zabobonnych mieszkańców Arkham na pewno potraktowałoby tą grafikę jako dzieło samego szatana. W każdym razie jednak, De Occulta Philosophia libri III Heinricha Corneliusa Agrippy, wydanie z 1714 niechybnie osiągnie dobrą cenę w Bostonie. To był kolejny dzień korzystnie spędzony przez panią Lockhart. Kolejny dzwonek telefonu natarczywie jednak o sobie przypominał, lub być może oznajmiał kolejną, ważną sprawę, a może być może kolejny, zyskowny interes.

Kobieta podniosła słuchawkę
- Halo? Panna Lockhart? Tu mówi Jack Grunewald. Czy mogę zająć pani chwilkę? – zabrzmiał znajomy, choć nieco zdenerwowany, jakby niepewny głos.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 27-11-2018 o 14:46.
Asmodian jest offline