Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2018, 17:44   #28
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
W ciągu kolejnych dni ugruntowywała się dynamika między nowymi uczniami. Connor, Lily i Lei trzymali się blisko (niejednokrotnie bardzo blisko), Olaf i Elora pozostawali outsiderami, choć różnili się w tym jak dzień i noc. Elfka szybko nawiązywała bowiem znajomości wśród starszych uczniów, nie tylko z rocznika Siri, lecz i jeszcze starszych. Uważała się za lepszą, a wzorowe wyniki na zajęciach u Meleghosta i Danillo tylko ją w tym przekonaniu utwierdzały. Krasnolud wybierał samotność. Jedynie Connor utrzymywał z nim kontakty, twierdząc że z Olafa jest równy gość jeśli go lepiej poznać. Leilena, wciąż na niego obrażona, nie miała wcale ochoty się o tym przekonywać.
Czasu wolnego zaczynało ubywać. Wielkolud zamartwiał się zielarstwem, które kompletnie mu nie szło. Gnomka ukończyła zaś kuszącą, czerwoną suknię dla koleżanki i skupiała się na studiach magicznych. Chciała w końcu zdjąć obrożę, która po dekadniach noszenia zaczynała ją irytować. Leilena też nie podchodziła do nauki lekko - odkryta moc była przecież dla niej i jej rodziny wielką szansą. Kiedy w końcu nadszedł czas praktycznego sprawdzianu wydawało jej się, że jest gotowa.
Danillo Blessed przeprowadzał pierwsze praktyczne próby rzucania zaklęć w innej niż zazwyczaj sali. Tak się jednak składało, że rudowłosa bardzo dobrze ją pamiętała - to właśnie w niej doświadczyła swego trójkąta z Siri i Connorem. Może to był jakiś dobry omen i lekcję też będzie wspominać dobrze? Do prezentacji, jako pierwsza, wyrwała się jednak Elka. Nauczyciel zaprosił ją do magicznego kręgu i wewnątrz niego zdjął uczennicy obrożę. Ponieważ elfka miała talent do telekinezy, położył metalową ozdobę na podłodze i wyszedł poza ochronne runy. Rudowłosa mogła jedynie zgadywać, czy takie środki zaradcze były naprawdę potrzebne. Jak wielkich szkód mógłby dokonać niedoświadczony mag? Z drugiej strony sama prawie wpędziła Aldyma do grobu przy swoim pierwszym razie, więc może ostrożność była na miejscu.
To, jak dobrze poszło elfce było trochę irytujące. Jej smukłe palce wykreślały w powietrzu skomplikowane znaki, a śpiewny głos pewnie powtórzył niezbędną formułkę... i obroża uniosła się z ziemi. Przeleciała raz w lewo, raz w prawo. A gdy tylko Elora poczuła się naprawdę pewnie, kawałek metalu zaczął krążyć wokół jej ramion i głowy, aż nauczyciel przerwał prezentację. Nie szczędził przy tym pochwał.
Aep Sinn, z ponownie założona obrożą, usiadła na swoim miejscu niemal pęczniejąc z dumy, a jej miejsce w kręgu zajął Connor. Tym razem Danillo również w nim stanął. Czar wielkoluda musiał mieć jakiś żywy cel, oszołomienie kawałka blachy nie wchodziło w grę. Chłopak nerwowo ściskał w palcach kawałek wełny, który podobno był niezbędnym czynnikiem do poprawnego rzucenia zaklęcia i długo zbierał się w sobie. W końcu jednak przystąpił do działania. Głos miał zaskakująco cichy i niecharakterystycznie szybki. Przynajmniej ruchy miał ospałe. Podrzucił wełenkę do góry jednocześnie wykrzykując pojedynczą sylabę i... kompletnie nic się nie stało, a przynajmniej nic co dostrzegłaby rudowłosa. Blessed stał tak jak wcześniej, nie zmienił się w słup soli ani nie zataczał jak pijany. A jednak coś się stać musiało.
- Bardzo dobrze, Connorze - pochwalił bowiem nauczyciel. - Trochę bełkotliwa dykcja, ale efekt końcowy zupełnie poprawny. Możesz założyć obrożę i wracać na miejsce. Kto kolejny? Może Leilena?
Zdeterminowana rudowłosa wstała, uśmiechając się. Spinanie się nie miało sensu, już odkryła, że magia nie działa w ten sposób. Starała się za bardzo nie myśleć o tej elfce, której starość pozwalała uważać się za lepszą. Gdyby Lei też miała sto lat, to teraz tworzyłaby ogromne burze, a nie słabiutkie wyładowania. Zbliżyła się do czarodzieja, gotowa na swoje zaklęcie… choć to on musiał określić cel. Ta magia nie wymagała materialnego komponentu, miały wystarczyć słowa i gesty. Pierwszym krokiem było zdjęcie obroży. Leilena spodziewał się, że poczuje jakiś przypływ energii, nagłe ciepło czy zimno, ale tak naprawdę nie poczułą nic. Może poza tym, że mogła swobodniej ruszać szyją. Blessed w zamian dał jej jabłko i opuścił ochronny obszar.
- Zacznij kiedy będziesz gotowa. To silniejsze zaklęcie niż dwa poprzednie.
Nie zostało nic innego, jak wziąć głęboki wdech i rozpocząć inkantację. Jabłko nie było może efektownym celem, ale bezpieczeństwo było najwyraźniej podstawą początku studiów magicznych. Dziewczyna starannie powtarzała wyuczone słowa i wykonała niezbędne gesty. Owoc pozostał jednak nienaruszony. No cóż, w instrukcji pisali, że to zaklęcie wymaga dotyku. Skupiona tak bardzo jak umiała, sięgnęła do jabłka, dotykając go palcem. Przez mgłę pamiętała uczucie, gdy pierwszy raz spowodowała magiczne wyładowanie. Zimny dreszcz. Tym razem jednak nawet nie dostała gęsiej skórki. Jabłko jedynie złośliwie poturlało się od szturchnięcia i zaraz znieruchomiało.
- Pomyliłaś gesty - podpowiedział uczynnie Blessed. Dobrze, że to on uczył czarowania, a nie Meleghost, bo pewnie już zaczęłyby się krzyki i docinki.
Jak mogłą pomylić gesty, przecież robiła to tyle razy! Starając się nie denerwować, zaczęła od nowa, dokładnie tak jak robiła to setki razy w ramach przygotowań. Dłonie kreśliły gesty, a usta wypowiadały słowa kiedy dłoń sięgała raz jeszcze po jabłko. Starała się myśleć przy tym… o swoim pierwszym analnym doświadczeniu. Może to wzmacniało magię? Ponownie nic się nie wydarzyło!
- Błędny akcent na przedostatnim wyrazie - cierpliwie tłumaczył mag. Wszedł też do kręgu i stanął za dziewczyną, kładąc jej dłonie na ramionach. Był od niej wyższy, przez co musiał się nad nią pochylić. W efekcie kolejne słowa niemal wyszeptał jej do ucha. - Spróbuj rozluźnić trochę barki. Jesteś za bardzo spięta.
Do trzech razy sztuka, tak mówiono. Może faktycznie była zbyt spięta i za bardzo próbowała wszystko zgodnie z opisem? W końcu była wiatrem, błyskawicą, ogniem i resztą tych nieokiełznanych żywiołów. Niestety taka bliskość mężczyzny wywoływała też trochę podniecenia. Raz jeszcze zaczęła splatać zaklęcie, starając się robić to swobodniej, bardziej “po swojemu”. Silne, męskie ręce nie pozwalały robić zbyt szerokich ruchów, a zwrócenie uwagi na akcent sprawiło, że dziewczyna bardziej skupiła się na wymowie. Tym razem, kiedy tylko dotknęła owocu coś zaiskrzyło i błysnęło słabo. Przez całe jej ciało przeszedł dreszcz, od pięt, przez uda, kręgosłup aż do samego czubka głowy. Dostała aż od tego gęsiej skórki! Ale zaraz też przypomniała sobie, że w sypialni rzuciła na Barrowa znacznie silniejszy czar.
- Całkiem, całkiem. Musisz popracować nad precyzją, ale masz w sobie sporo mocy.
- Jabłko powinno rozpaść się na sto kawałków, prawda? - spytała z pewną rezygnacją, wzdychając głośno.
- Powiedzmy, że powinno się przysmażyć. Nie przejmuj się, to ledwie początek twojej drogi.
Podniósł z ziemi obrożę i ponownie założył ją na szyję panny Mongle.
- Kolejny, Olaf - zawołał krasnoluda.
Jak się okazało, Lei nie była najgorsza w klasie. Hardrock w ogóle nie zdołał wywołać żadnego efektu. Lily, która czarowała ostatnia, wszystko zrobiła poprawnie, ale na tle prezentacji elfki wypadła strasznie blado unosząc kawałek metalu raptem stopę nad ziemię. Blessed nie sprawiał jednak wrażenia zawiedzionego kimkolwiek, nawet Olafem. Zajęcia zakończył krótkim apelem do swoich pupili.
- Zapamiętajcie dobrze to, co czuliście czarując. Jak przepływała przez was moc. Niech wypali się to w waszych umysłach, bo tylko tak zapanujecie nad własnym ciałem. Rzucanie zaklęć to jedno, ale gromadzenie mocy to coś innego. Wtedy jest ona dzika, pierwotna, trudna do okiełznania. A musicie nad nią panować, inaczej przy każdym stosunku będziecie ryzykować efekty dzikiej magii. Do czasu, aż się tego nauczycie będziecie dalej nosić obroże. Pozwolę wam je zdejmować tylko na zajęciach.
- Kiedy poznamy, że już to umiemy? - nie wytrzymała z pytaniem Lei.
- Nie ma na to formuły, to nie matematyka. Każde z was będzie musiało dojść do tego samemu. Nabrać przekonania, że rozumie w jaki sposób dotyka Splotu i jak Splot dotyka jego. A potem samemu się przekonać, czy bez obroży nie wybuchnie przy pierwszym macanku.
Rudowłosa pokiwała do siebie głową, trochę się rumieniąc na różne swoje wspomnienia, lecz nie spuszczała wzroku z nauczyciela. Ciekawe czy dawał prywatne korepetycje?
- No, dosyć pytań na dzisiaj. Nie będę was już dłużej trzymał, bo spóźnicie się jeszcze do mistrza Meleghosta - zakończył, choć prawda była taka, że chyba tylko aep Sinn lubiła zajęcia w szklarni. Prawie wszyscy uczniowie się rozeszli, żeby skorzystać z krótkiej przerwy przed lekcją zielarstwa. Leilena jednak została w sali.
- Tak? - zapytał Blessed. - W czymś pannie pomóc?
- Booo… - zawahała się, ale tylko na krótki moment. - Chciałam się dowiedzieć, czy mogłabym pana namówić na bardziej… osobiste lekcje - zarumieniła się. - Akademia jest droga, a mi zależy, aby nie musieć jej zakończyć zaraz po zdjęciu obroży. Magia dałaby mi o wiele większe możliwości w życiu, a jak było widać mam problemy z poprawnym wypowiedzeniem jakiegoś prostego zaklęcia…
- Problemy? - mag wyprostował się i spojrzał uważnie na swoją uczennicę. - Dlaczego tak uważasz?
- Ledwo udało mi się cokolwiek zrobić i to dopiero za trzecim razem… - skrzywiła się. - W przeciwieństwie do innych. Może prócz krasnoluda, ale jemu ani trochę nie zależy.
- Początkującym czarodziejom rzucenie najprostrzego czaru zajmuje nieraz miesiące. A ty w niespełna dwa dekadnie, prawie w pełni opanowałaś całkiem silny czar. Nie ma się czego wstydzić.
- To dlaczego większości innych idzie lepiej? - nie poddawała się Leilena. - Ta nasza… magia skupia specyficzne osoby?
- Nasza magia jest bardzo rzadka. Zdaje się pojawiać przypadkowo, ale występuje zauważalnie częściej u potomków tantrystów albo u dzieci urodzonych blisko obszarów dzikiej magii - wyjaśnił. - A czy innym idzie tak bardzo lepiej? Aep Sinn wywodzi się z rodu tantrystów. Connor odbył szkolenie magiczne. Na tle pozostałych wypadasz pośrodku, a to wcale nieźle, panno Mongle. Wypada jednak docenić, że chcesz być jeszcze lepsza. I naturalnie ci w tym pomogę - obiecał. - Czy coś szczególnie sprawia ci kłopot?
- Sama nie wiem - zastanowiła się przez moment. - Ja należę do osób bardzo energicznych… i nie wiem ciągle w jaki sposób powinnam się skupiać podczas rzucania zaklęć, powtarzania tych gestów i słów. Recytowanie prosto z księgi nie działało najlepiej.
- No tak - skinął głową. - Trudno oddać w księdze właściwe akcenty. Ale mylisz się tylko na końcu. Spróbuj powtórzyć za mną - zaoferował i zaczął powoli i wyraźnie wymawiać słowa formuły.
Zaczęła powtarzać, uważnie i dokładnie, starając się zachowywać intonację. Danillo poprawił ją jeszcze dwa razy, ale potem już tylko się przysłuchiwał.
- Bardzo dobrze - pochwalił. - To zawsze jest na początku trudne. Z obrożą nie rzucisz zaklęcia, więc nie wiesz czy wszystko robisz dobrze. Obroży się nie pozbędziesz, dopóki nie nabierzesz dyscypliny i wprawy. Najważniejsze, to się nie poddawać i nie frustrować. Ten tok nauki jest doskonalony od lat i działa - uśmiechnął się.
- Będę się starała - skinęła głową. - Gdyby jednak chciał mi pan poświęcić kiedyś trochę czasu, to obiecuję, że się jakoś odwdzięczę. A teraz… chyba muszę biec na następne zajęcia - zarumieniła się i uśmiechnęła.
- A jak byś mogła się odwdzięczyć? - zapytał ze śmiechem. - Podchodzisz z kupieckiej rodziny prawda?
- To prawda, bez wielkich tantrycznych przodków jak sądzę - westchnęła. - Ale chociaż rodzice mnie nauczyli, że należy spłacać każdą przysługę.
- Jestem nauczycielem i całkiem nieźle opłaca mnie lady Aurora. Nie potrzebuję dodatkowych nagród panno Mongle. Pomoc to mój obowiązek - stwierdził skromnie. - Poza tym oferta panny wdzięczności zdaje się cię zawstydzać - wytknął rudowłosej czerwone policzki.
- Bo w tej akademii różnie się może to kojarzyć - wytłumaczyła szczerze. - Nie chcę, by mi potem wypominano, że… próbuję przekupywać nauczycieli czy coś takiego.
- Słusznie - raz jeszcze kiwnął głową. - Bo kontakty cielesne między nauczycielami a uczniami nie są pochwalane. Nie chcemy się tłumaczyć przed Radą Starszych, że nie mamy tutaj calimshańskiego haremu, tylko akademię.
- Wiedząc już jak to wygląda, wiem dlaczego to wszystko takie tajne - pokiwała głową Lei. - We wszystkim tu ważne, aby nikt niepożądany się nie dowiedział. Muszę uciekać, bo nigdy nie wyjdę ze szklarni - uśmiechnęła się przepraszająco, ale szeroko i otwarcie. I pobiegła na zajęcia z nudnego zielarstwa. To znaczy alchemii.
 
Lady jest offline