Szansa na osiłka na trasie do magazynu:
1-40 jest, 41-80 jest "ale", 81-100 nie ma
d100= 49
Robotnik przyjrzał mu się bystrymi oczami. Był wyjątkowo rosły, może nawet większy od Dużego, o wielkich jak bochny chleba dłoniach, ale też i w miarę przyzwoitej twarzy. Odstawił niesioną właśnie skrzynkę i zbliżył się do Mariusa, trochę za blisko jak na gust poborcy.
- Ja was znam. - rzucił mrukliwym tonem.
- Wyście ten urzędnik, co moją Majenkę nie dalej jak trzy dni temu z domu wyrzucić chciał...
Potarł wielkie, stwardniałe od pracy dłonie. Przez chwilę atmosfera stała się gęsta, ale w końcu mężczyzna wyraźnie struchlał.
- Ona dobra kobieta jest... - zapewnił.
- Znalazła właśnie pracę w szwalni, wszystko opłacać będzie teraz w porę... Gotów jestem wam pomóc, nawet znajomków zwołać, kilku z nich niekiepsko orężem włada... Ino obiecać musicie, że jej te okropne odsetki odpuścicie i dom zachowa, jak od teraz płacić będzie...
Marius szybko porachował w głowie o kogo chodzić mogło. Faktycznie, kojarzył odpowiednią kobietę, problem w tym, że właścicielowi fakt nie płacenia przez nią podatków był bardzo na rękę, jej kamienica miała być tanim kosztem odnowiona, a dotychczasowi niezbyt szacowni i zamożny mieszkańcy i tak przepędzeni stopniowo podwyższanymi opłatami (i - jak to zwykle bywało - różnymi innymi zabiegami będącymi na granicy prawa).
Cokolwiek miał zamiar zrobić, musiał się spieszyć, w oddali, od strony alejki, w której zniknął łysy z oburzonymi kompanami dało się słyszeć agresywny, podniecony ryk licznych gardeł. Wyglądało to tak jakby do wykrzykującej głośno groźby grupy dołączali następni niechętni niziołkom mieszkańcy. W tych czasach o eskalację gniewu nie było trudno, całe miasto wszak nim tętniło. Była spora szansa, że najemnicy nie dotrą w porę - o ile w ogóle miałby szczęście i byliby tak na szybko dostępni.