Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2018, 23:13   #3
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Odczekawszy odpowiedzi, Marduk skierował swe słowa do bliźniaków.
- Jaką pogodę lubisz? - pytanie wydawało się być wyrwane z kontekstu. Chyba, że Marduk potrafił panować nad pogodą.
- Przydało by nam się również kilka umocnień. Grota jest mała... za mała dla mej prawdziwej formy. Otulę ciało zmarłego niezniszczalną sferą, a dookoła zbuduję fortecę, jak walczycie towarzysze? - skierował swe pytanie do bliźniaków.

- Myy.. - odpowiedział Kyle, a może Kinbarak.
- Nie pamiętam.
- Zginęliśmy w zeszłym życiu…wtedy
- dzierżyliśmy moc bogów, potem demonów.
- Chyba... pamięć mnie zawodzi.
- Teraz… czuję bestie drzemiącą
- w nas. W tym miejscu gdzie była objawiona magia.
- Wypełnia ona bezkresne równiny
- gdzie znajdowały się pałace naszej potęgi.
- I wiem, że możemy ją wezwać.
- Prawdopodobnie będzie to jakaś forma polimorfii
- Przeobleczemy się w śmierć - powiedzieli jednocześnie
- ale póki nie spróbujemy nie będę wiedział.
- Ale ciemności…
- mrok jest mi bratem
- a oczy ozdobą. Słyszymy przestrzeń.

Marduk skinął głową, jakby w zrozumieniu. Jego prawdziwe widzenie zdradzało mu wiele.
- Zatem czas już.Czas. Już czas. Wreszcie czas. Czas na objawienie. Czas na prawdę. Czas dla czasu. Czas dla śmierci. Czas dla walki. Czas dla życia. Czas dla pogardy. Czas dla odkupienia. Czas dla krwi. Czas dla dla dla. Czas!- wypowiedział coraz bardziej nachodzącymi na siebie wieloma głosami. Także ostatnie słowa zostały wypowiedziane równocześnie, czyniąc zdanie zupełnie nie zrozumiałym.
Ciało mężczyzny odfrunęło do tyłu, niczym kukiełka pociągnięta za niewidzialne linki. Tam przeobraziło się, urosło. Rozdwoiło się.
Twarz pękła, przebita ostrym dziobem wyłaniającym się od środka. Łopatki wydłużyły się z trzaskiem pękającej skóry. Oblazły adamantytowymi piórami by rozłożyć się szeroko nad ogromną koło 10m postać drapieżnego ptakopodobnego gargoyla.
Ramiona wydłużyły się, robiąc się niezdrowo chude i pokryły żelaznymi łuskami, a palce zakrzywiły w śmiercionośne szpony.
Skała pękła z głuchym łoskotem gdy dwa kolosy oparły swój ciężar na nogach drapieżnego ptaszyska.
Liczne cieniste macki uniosły się zza pleców, jakby smakowały powietrza. Albo jakby szukały ofiary
- Przyjmij swą prawdziwą postać, wyzwól bestię. - rzekły oba kolosy, każdy dwoma głosami równocześnie.
- Mrok zatem będzie. I zamieć , otulająca świat niczym gęsta mgła. Te też lubisz? Zwykłe oko, a nawet magiczne nie przedrze się. Jedynie twój słuch i mój dotyk.

Piotr odruchowo cofnął się o krok. Opuścił głowę, wargi drżały mu od modlitw, których nie był w stanie wypowiedzieć.
- Niezbadane są wyroki boskie - szepnął, ale jego głos szybko nabrał mocy - Nie podważa się woli bożej. Jeśli nasz Pan uznał, żeście narzędzia jego woli to tak być musi - Piotr uspokoił się.


- Nie lękaj się Piotrze. - Oba kolosy pochyliły się lekko nad człowiekiem. - Ogień najlepiej zwalczać ogniem. A kto bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Czyżbyś osądził nas po naszej powłoce?- kontynuowały głosy nierównym chórem. - Obronimy ciała syna twego Boga, lub zginiemy próbując.
Marduk spróbował zapanować nad pogodą. Jednak... coś się mu przeciwstawiło, coś o nieustępliwego. Marduk zaniechał dalszego forsowania. - Zdaje się, iż pogoda pozostaje we władaniu wroga. - rzekł spoglądając na zbliżający się mroczny front burzowy. - Nic to. - rzekł nie przejmując się szczególnie.

- Burza nam - przemówił Kinbarak, a może Kyle.
- nie straszna.
- Tym gorzej dla wrogów.
- Połam ziemię.
- Poprzecinaj wąwozami
- I kanionami.
- By ci spętani powierzchnią
- odczuli jaką wolność dają przestworza. - dokończył Kyle, a może Kinbarak.

Marduk skinął głową. Czas było zabrać się do pracy. Czas... Czas posłusznie staną w miejscu.
Gdy znów popłynął rwącym strumieniem, oczom zgromadzonych ukazał się znacznie zmieniony krajobraz.
Skała u ich stóp popękała, tworząc gigantyczne rowy, z których wystawały potężne iglice i grzebienie skalne.
Do niektórych można było wejść. Ciągnęły się w nich szerokie proste korytarze, którymi były połączone różnych wielkości groty, od wielkich o średnicy 200 stóp po mniejsze, o średnicy około 30 stóp.
Tunele wiły się nie zwracając uwagi na grawitację, idąc raz to w dół niczym głęboka studia by potem szarpnąć się w górę niczym długi komin.
Podobnie groty nie miały wejść w logicznych miejscach, raz otwór wlotowy był w suficie, raz w podłodze, raz na ścianie, lecz nigdy nie na poziomie posadzki. Niektóre były puste, w innych ciągnęły się rzędy kolumn lub skalnych iglic.
Wejścia zablokowane ciężkimi blokami skalnymi, mające zagwarantować, iż jedynie istoty o podobnej sile jak obrońcy ciała syna bożego mogli się poruszać swobodnie.
Kompleks dodatkowo zabezpieczony został magicznymi pułapkami jak i ochroną przed teleportacją. Skały zaś psionicznie wzmocnione, by uniemożliwić przebicie się.
Kilka grot było specjalnie przygotowane, by z sufitu sypał się delikatny piasek, skutecznie zapylając wnętrze niczym gęsta mgła.
Sama ziemia zaś najeżona była kolcami i luźnym gruzem, by utrudnić poruszanie się tym, którzy nie byli w stanie latać.
Telepatyczny impuls uderzył swą gwałtownością w bliźniaków. W ich umyśle ukazały się zawiłe ścieżki iglic.
- Zapamiętaj ile możesz - zasugerował Marduk . - Być może będziemy musieli się cofać w głąb, gdzie wróg będzie miał ograniczone pole do manewru i nie będzie mógł opaść na nas chmarą.

- Dobrze… - zapewnił Kyle, a może Kinbarak.
- doobrze… - poparł go Kinbarak, a może Kyle.
- Nasze jest pole bitwy.
- Nam wytyczać prawa tej wojny.
- Niech zadrży arcydiabłeł
- i wszelki wróg
- gdy przed nami stanie.
- Biada pokonanym
- CHWAŁA ZWYCIĘZCOM - ostatnie zdania wypowiedzieli jednocześnie.
- Mamy jeszcze czas nim dotrą tutaj.
- Jak chcemy walczyć?
- Powinnyśmy ich przetestować.
- Może nawet wyjść naprzeciw
- i flankę nadszarpnąć.
- Uderzyć...
- Zabrać ich życia nim się spostrzegą.
- I zniknąć…
- Zostawiając tylko to drobne ziarno strachu w ich sercach.
- Potem znowu… tym razem z drugiej strony.
- Niech się nas lękają.
- Niech zrozumieją.
- ŻE TO MY TU JESTEŚMY DEMONAMI.
- A potem się wycofamy.
- Znając ich siły.
- Znając ich serca.
- Skażone drżącym kiełkiem trwogi.

Marduk przechylił wielki łeb na bok. Zastanawiał się przez chwilę. Tutaj mieli przewagę, stworzone pole bitwy. Tam... tam nadciągały legiony.
Zakrzywione dzioby rozwarły się, jakby w szyderczym uśmiechu. Cieniste macki strzeliły niczym bicze.
Pomysł się spodobał. Nie był rozważny. Nie był bezpieczny. Może lekko zuchwały. Lecz się spodobał.
- Taaaak. - odparł nie zsynchronizowany chór głosów.
- Sprawdźmy ich. Wybadajmy. Posmakujmy ich krwi. Wyprujmy flaki, zatopmy kły w ich parującym mięsie. Wysysajmy szpik. Wychłeptajmy życiodajne płyny.- głosy przeplatały się, nakładając na siebie, mówiąc jednocześnie każdy swoją własną kwestię, przez co było je trudno zrozumieć.
Marduk dał się nieco porwać. Pierwszy raz od dawna poczuł coś na rodzaj ekscytacji. Choć jego krew jeszcze nie wrzała. Trzeba było więcej, by do tego doprowadzić.
Jednakże Odrobinę trapił go brak zdolności teleportacji w tym miejscu, odbierało mu to jedną z bardzo ważnych opcji taktycznych... Nie szkodzi. Nie czuł się zagrożony. Jeszcze nie. Mimo to, nie zamierzał się odkrywać, nie był lekkomyślny, wręcz przeciwnie, nie przeżył by tak długo, gdyby nie był przesadnie ostrożny i nieco paranoiczny. W głowie układał już plany awaryjne na różne ewentualności.
Żelazne skrzydła obu kolosów machnęły w idealnej synchronizacji. Upiorne stwory uniosły się ponad roztrzaskaną równinę, którą przed chwilą... lub przed dekadą stworzyli.
Marduk utkwił swe spojrzenie w nadciągającym froncie burzowym. Potężny ryk wydarł się z dziobów, rzucając wyzwanie nadciągającej armii.
[/quote]
 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 13-12-2018 o 23:16.
Ehran jest offline