Małpoludy odstąpiły.
Cedmon nawet im się nie dziwił - on sam, będąc na ich miejscu, po takim pokazie magicznej mocy, byłby już w drodze do swej jaskini, gdzie chciałby się wcisnąć w najdalszy, najmroczniejszy kącik.
Małpoludy były albo głupsze, albo bardziej odporne na strach, bo zamiast uciekać jak najdalej przyczaiły się wśród drzew. Zbierały siły i odwagę na następny atak, czy może naradzały się nad tym, co robić dalej.
Cedmon, gdyby mógł, pomógłby im w podjęciu odpowiedniej, korzystnej dla siebie, decyzji. Nie widział jednak sposobu, dlatego też, z szablą w dłoni, ruszył powoli na dół, pomiędzy trupy, by sprawdzić, co się stało z Ramim. A nuż tamtemu udało się przeżyć...
A gdyby przypadkiem udało się przeżyć jakiemuś małpoludowi, to Cedmon miał zamiar skrócić jego cierpienia.