Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2018, 22:09   #6
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Arkham, Uniwersytet Miskatonic 10:00
- O, Ann.Kopę lat. - uśmiechnął się promiennie - Dobrze, że jesteś. Już bałem się, że nie przyjdziesz. Kawy? - zaproponował Jack wstając do niedużego imbryka, który parował na niewielkim stoliczku. Obok stolika widać było przybrudzony plecak z licznymi kieszeniami, wciąż napięty od zawartości. Tak, jakby właściciel znów się gdzieś wybierał. Lub jakby nie zdążył się jeszcze wypakować.
- Witaj Jack. - Lockhart rozejrzała się za jakimś miejscem, w którym mogłaby przysiąść nie brudząc swojego stroju. Poranna poczta nieco ją rozdrażniła, jazda autem jeszcze bardziej to spotęgowała. Będzie musiała zatrudnić szofera jak tylko wróci z Aten. - Z przyjemnością napiję się kawy.
Jack wskazał Ann miejsce na fotelu, z którego ściągnął wpierw jakąś stertę notatek ojca. Przez chwilę nieco mieszał się, jakby próbując określić co właściwie powinien zrobić. Potem podał kawę, jakby przypominając sobie o propozycji, którą dopiero co zrobił. Aromat rozniósł się momentalnie po pomieszczeniu.
- Przywiozłem wczoraj z Wenezueli. Świeżutka, niemal z krzaka. – uśmiechnął się i pozwolił Ann chwilę rozkoszować się kawą – Mam coś – był zbyt mocno rozentuzjazmowany, aby czekać nakazane normą piętnaście minut pogawędki o niczym szczególnym. Podniósł wolumin – wygląda na kronikę. Hiszpańską kronikę. Tylko znasz mnie. Nie wiem, czy jest autentyczna a ty masz do tego prawdziwy talent – jego uśmiech jakby powoli przygasał – czy coś się stało? Wyglądasz na zdenerwowaną? - zagadnął jakby dopiero teraz dostrzegł jej nastrój.
Lockhart westchnęła ciężko zajmując miejsce w fotelu, była niemal pewna, że zebrany na nim kurz właśnie przylega do jej ciemnej spódnicy. Ile czasu minie nim nauczy się by na uniwerek zakładać stroje szare i mniej podatne na zabrudzenia? Bez słowa przyjęła podaną filiżankę i upiła nieco kawy, nie zdejmując przy tym rękawiczek.
- Wygląda obiecująco. - Anny wyciągnęła dłoń by Jack mógł podać jej wolumin. Była to jedna z nielicznych rzeczy w tym pomieszczeniu, którą mogła się pobrudzić, niestety nie jedyna która zamierzała się dołożyć do pogarszającego się stanu jej garderoby. Zsunęła jedną z rękawiczek starannie układając ją na kolanach i przesunęła opuszkami palców po delikatnych stronach. Jej wzrok był całkowicie skoncentrowany na papierze i pokrywającym go tuszu. W głowie antykwariuszki właśnie dokonywały się kalkulacje i gdyby nie niepokojące poczucie bycia obserwowanym, mogłaby spędzić długie godziny analizując drobne zawijasy i plamy, świadczące o wieku trzymanego obiektu. - Jest tu jak zwykle potwornie brudno. Mógłbyś nieco zatroszczyć się o swoje miejsce pracy. - Zamknęła księgę i oddała ją właścicielowi, wciągając ponownie rękawiczkę na smukłą dłoń.
- Przepraszam za ojca. Chyba jest większym bałaganiarzem niż ja, o ile to możliwe - Zaśmiał się nieco zakłopotany - Nawet nie byłem jeszcze u siebie. Organizuję od rana wyjazd do Kanady, o ile książka którą trzymasz w ręku jest autentyczna. Zamierzam wyjechać znów za jakieś dwa tygodnie, może trzy, uwzględniając poślizg na granicy i przy sprzęcie. Ann,co się stało? - Jack wydawał się być coraz bardziej zmartwiony. Wiedział, że ma prawdziwego bzika na punkcie książek i oddała mu wolumin jakby ją w ogóle nie obchodził.
- Książka jest autentyczna. Przynajmniej na tyle na ile jestem w stanie ocenić bez lupy i swojego sprzętu. - Kobieta poprawiła jakiś niesforny kosmyk, który irytował ją bardziej niż zazwyczaj. Może rzeczywiście nie tylko bałagan tak drażnił jej nerwy. ten dzień był mało elegancki. Rozbity przez nazbyt wiele nowych wydarzeń, które nie zostały odpowiednio wcześnie zanotowane w kalendarzu. - Przed przyjazdem tutaj dostałam wiadomość od Gliere.
Swobodnie użyła nazwiska wuja. Obracał się on w tym samym towarzystwie co jej własny ojciec i ojciec Jacka. Do tego jako osoba nie przyjęta do środowiska akademickiego z przyjemnością pomijała wszelkie tytuły naukowe, choć z pamięci była w stanie je wyrecytować, znając na pamięć nie tylko je, ale także prace które umożliwiły ich nadanie.
- Przez to musiałam przyjechać tu autem. To jakieś okropieństwo. - Mruknęła wyraźnie niezadowolona z tego faktu.
- Starego Gliera? Co u niego? Dawno go nie widziałem. Ale też praktycznie spotkałem go może kilka razy na korytarzu - Jack próbował sobie przypomnieć jej wujka, ale najwyraźniej mu nie szło. Zamiast tego podszedł do okna, zauważając samochód Ann. Chwilę pokiwał głową, podziwiając stary, ale bardzo stylowy samochód.
- Siedzi w więzieniu w Atenach. - Szybko podsumowała telegram od wujka i o dziwo w jej głosie było dużo mniej irytacji niż gdy mówiła o bałaganie i prowadzeniu auta. Nie rozumiała zachwytu tymi pojazdami. Gdyby nie ich oczywista praktyczność i sentyment jakim obdarzała zakup ojca, pozbyłaby się tej machinerii przy pierwszej możliwej okazji. - W sobotę planuję tam wypłynąć.
- W więzieniu?
- Zdumiał się Jack – Okropne miejsce na prowadzenie badań. Co zamierzasz? - Zapytał ciekawie otwierając szufladę i wyjmując z niej paczkę papierosów i wkładając jednego do ust. Szukał jedynie zapalniczki, ale w bałaganie panującym w gabinecie starego Grunwalda istotnie nie było można nic znaleźć. Wydawało się, jakby ten brudny plecak, Ann i Jack byli jedynymi uporządkowanymi objektami w gabinecie. Słysząc o jej planach, papieros przekrzywił mu się i omal nie wypadł – Zamierzasz płynąć? Sama? - wydawało się, że zdziwił się jeszcze bardziej.
Ann przewróciła oczami. Był to jedyny gest rozczarowania na jaki sobie pozwalała.
- Oczywiście, że nie sama. Kobietom nie wypada podróżować samotnie. Biorę z sobą Lilly. - Musiała się przyznać, że był to chyba jedyny moment, gdy spojrzała na otaczający ją nieład przychylnie. Siedzenie w dymie w tym zakurzonym pomieszczeniu musiałoby ją doprowadzić do astmy. - A Gliera podobno przyłapano na kradzieży antyków.
- Ach, wpadł. Wiesz, to taka zwyczajowa przykrywka dla nas, historyków i archeologów jak zdarzy nam się coś ciekawego znaleźć. Bywa jednak, że władze mają coś do powiedzenia. Szkoda, że wyjeżdżasz. Miałem nadzieję, że popracujemy chwilę razem. Teraz nie wiem, czy organizowanie czegokolwiek w tym roku ma sens....
- zasępił się Jack – chyba...że, ja pomogę ci odszukać staruszka Gliera, a ty w międzyczasie zbadasz tą książkę. I tak nie mam tu nic sensownego do roboty. – Zaproponował, ze zdziwieniem znajdując zapalniczkę w kieszeni swojej marynarki.
Ann przez chwilę obserwowała jak Jack odpala papieros i wypuszcza z ust pierwsze kłęby dymu, które podejrzanie sprawnie zaczęły łączyć się z wiszącym w powietrzu kurzem. Ojciec palił… wujek też. Czasami odnosiła wrażenie, że zbyt długa przerwa w wypełnianiu swoich płuc oparami palonego tytoniu, sprawiała że mężczyzna stawał się kobietą. jack miał jednak trochę racji, prawdopodobnie w męskim towarzystwie byłoby bezpieczniej, a obecność Lilly prawdopodobnie zapewni jej minimum spokoju i porządku w najbliższym otoczeniu.
- Brzmi to niespodziewanie rozsądnie. - Powiedziała spokojnym głosem nie odrywając wzroku od palącego mężczyzny.
- Rozsądniej niż dwie młode kobiety same na statku do Europy, szukające człowieka w więzieniu - odparł lekko się uśmiechając. Podał Ann książkę - Umowa stoi? Znajdziemy staruszka. Takie eskapady to dla mnie nic nowego - dodał uspokajająco.
- To cywilizowany świat. Nie planuję obcować z żadnymi dzikusami, jak to ty masz w zwyczaju.
- Ann przyjęła podaną książkę i mimowolnie uśmiechnęła się. Jednak świadomość, że Jack będzie obok przyniosła ulgę, choć niezbyt chciała się sama przed sobą do tego przyznać. - W przyszłości z takimi sprawami możesz przyjechać do antykwariatu. - Delikatnie zastukała palcem w skórzaną oprawę książki.
- Nie za bardzo mogę wozić ją po mieście. Ale...złamiemy tą zasadę, bo inaczej staruszek Gliere tam nam zmarnieje w tym więzieniu - Jack puścił oko do kobiety.
- Wybieram się właśnie do jego domu by upewnić się, że nie dotarła tam jakaś poczta. - Ann z ulgą podniosła się z fotela czując, że najchętniej otrzepałaby swój ubiór z kurzu. Był to jednak gest nie przystający damie. - Czy chciałbyś mi towarzyszyć?
- Jasne
- Jak wsunął paczkę papierosów do kieszeni, zabrał pęk kluczy, najpewniej od gabinetu ojca, i po chwili którą zajęło mu uporządkowanie z grubsza biurka i swojego odzienia był gotowy do drogi - prowadź, bo nie wiem gdzie staruszek mieszka. Mam prowadzić? - wskazał głową auto Anny.
Lockhart zawahała się. To było auto jej ojca jednak wspomnienie topornie poruszającej się, ciężkiej kierownicy i zbyt głębokiego fotela szybko przekonało ją do tego by wręczyć Jackowi kluczyki.
- To niedaleko. - Powiedziała z ulgą podchodząc do drzwi gabinetu. - Musisz koniecznie zwrócić swemu ojcu uwagę na stan tego pomieszczenia. To uczelnia a nie warsztat.
 
Aiko jest offline