Czarci Kieł kończył wlaśnie całkiem niezłą pieczoną kaczkę i zmierzał zamówić jeszcze jeden kufel piwa, kiedy do jego stolika w oberży podszedł młody goniec.
- List do Pana. - rzucił krótko i wyciągnął z torby małą kopertę. Mimo że obecność kota w tej okolicy trwała już od jakiegoś czasu to niektórzy wciąż podchodzili do niego z pewną dozą ostrożności. Kieł otworzył pismo i tak zaskoczyła go jego treść, że nie zauważył, kiedy chłopak się oddalił. Chwilę rozważał w myślach potencjalne następstwa tego, co właśnie się dowiedział, po czym zawołał do karczmarza.
- Nie zostanę jednak na noc. Potrzebuje za to trochę tej przepysznej kaczki na drogę i kufel piwa teraz. - Trochę żałował, że nie będzie mógł się oddać błogiemu lenistwu. Miał tak straszną ochotę na drzemkę...
***
Zamek wyglądał zdecydowanie gorzej niż wynikało z opowieści staruszka. Widać było, że lata świetności ma już dawno za sobą. Kieł liczył na to, że uda mu się to zmienić.
Do "zamku" przybył trzy dni po otrzymaniu wezwania. Mimo, że list mówił, iż nie jest jedynym spadkobiercą, zaskoczyła go wiadomość, że będzie ich w sumie czwórka, a jeszcze bardziej był zaskoczony, gdy w końcu ich poznał.
***
- Nie przesadzaj drogi Rivelenie! Dobrze będzie porządnie zjeść i wyspać się w ciepłym łóżku zanim ruszymy w dalszą drogę. - Kieł uśmiechnął się do towarzyszy i starał się, by jego uśmiech nie wyglądał zbyt groźnie. - Znam tu gospodę, gdzie podają fenomenalną pieczoną kaczkę! Za mną!