Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2018, 09:26   #16
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Tego wieczora jadł jak król. Dostał nawet osobny pokój - nic specjalnego: łóżko, stół i dwa krzesła, ale dla przywykłego do spania w jaskiniach wśród kilkudziesięciu śmierdzących, chrapiących i wiecznie narzekających mężczyzn - to był prawdziwy luksus. W dodatku nikt go tu nie zamykał - Leith mógł swobodnie przemieszczać się po kompleksie dla gladiatorów, na który składały się pokoje innych walczących, place i sale ćwiczeń, ale nawet łaźnia z niedużym basenem.
Leith wykorzystał więc swój mały apartamencik do ćwiczeń, tych prawdziwych, zjadł zaś koło basenu, tak aby pouprzykrzać się ewentualnym bywalcom samą swoją obecnością.
Kiedy kończył jeść, znów odwiedził go Orion. Skrzydlaty, który już wcześniej wydawał się ponury, teraz sprawiał wrażenie arcy-ponuraka.

- Gratuluję. Po raz pierwszy odkąd pamiętam zdarzyło się, że zwycięzca pojedynku nie dostał żadnego zaproszenia do sypialni. Nawet kwiatka czy liściku - kręcił głową, ale wydawało się, że nie to go trapi.
Leith pokiwał głową, bynajmniej nie przejmując się brakiem “brania”, nie to nie to - on po prostu lał na to.
- To zupełnie tak samo jak ja to zapamiętałem. No ale przecież chyba nikt nie podejrzewa mnie też o to, że taki liścik mógłbym przeczytać, a kwiatek pewnie bym zjadł, nieprawdaż?
Orion westchnął.
- Nie rozumiesz, młody. To co zrobiłeś... okaleczyłeś tego dzieciaka póki żył i to w sposób najbardziej przerażający dla nas skrzydlatych. Na arenie możesz być sobie bogiem śmierci, ale poza nią potrzebujesz protektora. Dlatego powinieneś pachnieć i się uśmiechać. Wiem, że Księżna chce cię podsunąć Księżniczce, ale... to bardzo ryzykowny plan. Dobrze jakbyś miał alternatywę, szczególnie że dziś podpadłeś wielu.
Leith pokiwał głową.
- To jest bardzo dobry plan… dla Skrzydlatego, ale nie dla kogoś takiego jak ja. Nie ma co się oszukiwać, podpadłem w chwili urodzenia, nikt nie uroni po mnie nawet jednej udawanej łzy, nikt się nie przejmie choćby niewiadomo co. Macie tutaj cały harem wypachnionych dzieci udających żołnierzyków, ja jestem potworem. Potworem który zamierza być w tym dobry.
Orion uśmiechnął się półgębkiem.
- No dobra, potworze. Jutro skoro świt zaczynamy trening. Nieźle poradziłeś sobie z tym piachem, ale nie zawsze będziesz miał tyle szczęścia przy ataku z góry. Pokażę ci jak radzić sobie ze skrzydlatymi. Pojutrze zaś czeka cię kolejna walka, wskakujesz oczko wyżej. Tak więc wyśpij się, bo chyba nawet potwory potrzebują odpoczynku.
Leith uśmiechnął się.
- Znasz odpowiedź. Wszyscy jesteśmy potworami, ja tylko jestem szczery.

Kiedy Orion odszedł nikt już nie zakłócał spokoju Leitha. Wydawało się, że wszyscy gladiatorzy gdzieś się wynieśli, bo w okolicy było zadziwiająco cicho. Dopiero w śnie w głowie Bękarta powrócił znajomy głos:
- Dziękuję, że mnie posłuchałeś. Czego pragniesz, obcy? Czy to chęć zemsty cię napędza? Nie wydaje mi się. Więc dlaczego chcesz być potworem?
Leith w zasadzie nigdy nie spał tak jak robili to skrzydlaci czy ludzie. Bękart zapadał w kilkunasto-kilkudziesięcio minutowe drzemki. Dzięki temu nie śnił. Dlatego w tej mentalnej projekcji nie miał takiej władzy we własnym umyśle jak właściciel tajemniczego głosu. Zamiast słów, które zresztą kojarzyły się Leithowi z gatunkami do których się nie zaliczał, mężczyzna pokazywał swoje emocje, obrazy, wyobrażenia. Dlaczego chciał być potworem? bo był, tak była natura istot żywych. Leith przekazał obraz ludzi targujących się, zaprzeczających się, bijących się, jedzących, zabijających zwierzęta, znęcających się nad nimi i sobą nawzajem, obraz skrzydlatych patroszących tych samych ludzi całymi setkami za pomocą magii i broni, obraz kości skrzydlatych jakie znalazł głęboko w kopalniach, obraz burdelu, Mrru, w końcu gladiatorów. Obraz lubieżnych spojrzeń kobiet i mężczyzn. Następnie Leith przelał obrazy gryzących się psów, walczących o jedną rujną sukę. Obrazy robaków pełzających po trupach na polu bitwy.
Co go napędzało? Tutaj pojawił się dudniący odgłos bijącego serca, serca, które chciało żyć za wszelką cenę, nie dlatego że to było dobre życie, ale dlatego, że to było jedyne życie.
Czego pragnął? Leith wyobraził sobie pusty świat, pusty i niedostępny, niemal martwy, gdzie nie było zupełnie nikogo, tylko on, sam, wreszcie pozostawiony w spokoju.
- A jeśli ci powiem, że to możliwe bez przemocy? Jeśli...

Nagle przekaz urwał się. Wyćwiczone przez lata ciało i zmysły wychwyciły zagrożenie nim ono nastąpiło. Nie dało to jednak Leithowi możliwości na przygotowanie się do starcia z użyciem magii. Jego jasnobłękitny kamień zawierał zaledwie tyle mocy, by siłą umysłu zgasić lub zapalić świecę. Nie było mowy o walce. Mógł owszem wesprzeć się magią, jak czynił podczas wojny, czyniąc swoje ciało nieco szybszym, nieco mocniejszym, ale walka stoczona w tej kategorii była poza możliwościami Leitha. Toteż nic nie mógł zrobić gdy magiczny paraliż ogarnął jego ciało. Niczym posąg, który stracił podparcie przewrócił się i upadł na bok nim jeszcze potężny kopniak (lub inna magia) wyważyły drzwi do jego pokoju.
Każde żywe stworzenie się boi, bał się też i Leith, jak zwierze zamknięte w klatce, jak mucha w pajęczej sieci. Strach był dobry, ratował życie.
Zazwyczaj, tym razem jednak na nic mu się nie przyda.
Jedynym sposobem na pozbycie się takiego strachu, było zastąpienie go nawet silniejszą emocją. Emocją nie tak naturalną jak strach, emocją zaprojektowaną.
Złość.
Kiedy już nawet strach nie może ci pomóc zostaje jeszcze złość.
Nie widział napastników z perspektywy, jaką narzucało mu ułożenie jego głowy w momencie sparaliżowania. Potem zaś na głowę naciągnięto mu koc. Paradoksalnie był to jeden z najczystszych kocy, jakie Bękart miał na ciele - czysty i pachnący lawendą.
- Myślisz, kurwo, że coś ci się udało? Że nas zastraszysz? - oczywiście, że tak myślał, cała ta sytuacja była tego dowodem.
- Jebany psie, zaraz poznasz gniew panów. - na to wyglądało...
- Jak księżna mogła w ogóle dopuścić na dwór takiego kundla… - dobre pytanie, ale może jaki pan taki kram?

Wyzwisk było wiele. Głosy, które Leith słyszał były męskie i kobiece zarazem - nie do określenia i nie do zapamiętania. Zapewne kolejny efekt działania magii. A może ktoś dodał mu coś do jedzenia?
W tym magicznym świecie magicznych potworów wszystko było możliwe
Paraliż okazał się mieć zaskakujący plus - Bękart nie czuł nic włącznie z bólem. Kiedy potężne kopniaki i uderzenia targały jego ciałem. On fizycznie nie czuł zupełnie niczego. Tylko czy miał się z czego cieszyć? Przed chwilą coś chrupnęło w boku, a doświadczenie podpowiadało, że właśnie złamano mu żebro. Ile mogło być napastników? Chyba trzech, sądząc z kątów, pod jakimi obrywał.
- Marzą ci się prawdziwe skrzydła kundlu? - to by wykluczało bycie kundlem...
- Nic dziwnego, to twoje to jakieś kurwa śmiechy… - taaa...
- To w ogóle lata? A może jesteś jak kura, która używa skrzydeł tylko do podskakiwania?
- Kokokoko!
- Może jak je odetniemy, to wyrosną ci takie prawdziwe? - Cóż, przynajmniej umrę z wykrwawienia w miękkiej pościeli...

Leith poczuł napór na plecach, jakby ktoś na nim usiadł. Znów szamotano jego ciałem, lecz inaczej niż przy uderzeniach. Koc na głowie zaczął pachnieć krwią. Musiało być jej naprawdę dużo. Czy zdoła to przeżyć? Bękart czuł, że staje się coraz słabszy, a świadomość opuszcza jego umysł.

- Nieoszlifowany kamień... przetrwać... musimy... świątyni. - usłyszał jeszcze, choć nie wiedział już czy głos rozbrzmiewa w jego głowie tylko, czy należy do napastników. Cały świat zasnuła ciemność.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline