-Ludzie! - wydarł się Marius - Ci z magazynu wrota sami otworzyli! Nie ma co ryzykować i stać im na drodze, jak otworzyli to pewnie coś paskudnego uszykowali! Chodu!
Następnie rzucił się do ucieczki, przybierając zaszczuty wyraz twarzy. O to akurat nie było mu trudno, wszak przed chwilą mógł się stać ofiarą samosądu. Jak nic wypadało nabyć najlepszej jakości gęsie pióro i w podzięce za wsparcie oracji Verenie w ofierze złożyć...
Jeśli mógł, biegł w kierunku, z którego mogliby przyjść robotnicy, ale przede wszystkim starał się być jak najdalej od grupki Łysego.
Gdyby niziołki trochę rozumu miały, to jaki dym czy smród wyzierające z wrót by na poczekaniu sprokurowali, żeby narrację Mariusa bardziej przekonywującą uczynić. Wielu z nich to całkiem bystre osoby, nawykłe do radzenia sobie podstępem, może uliczny spryt sprawi, że wykorzystają nadarzająca się okazję...