Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2018, 23:23   #5
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Przybyli z północy z Lubuskiego. Kiedy toczyły się tam walki powstańcze słyszano tylko od miejscowych o Leśnym Ludzie. A oto jakiś miesiąc temu kiedy powstanie wróciło w dolnośląskie granice przez front przedarło się kilkunastu ponad trzyipółmetrowych leśnych gigantów. Przypominali trochę bardziej ludzkie wersje entów z Władcy Pierścieni. Nosili ubrania - pancerze pozszywane z bojowych płaszczy i zbroi ruskich sołdatów. Zrobili tym większe wrażenie, bo przekroczyli front w miejscu gdzie stacjonowała kompania wojska. Ich przybycie zostało zapowiedziane przez wycia mordowanych Rosjan. Kiedy entowie przybyli na pozycje powstańców dźwigali ze sobą zdobyczną broń, skrzynie i byli cali skąpani we krwi... martwych wrogów.

Mieli coś do dowództwa powstania. Parę dni później zostali wcieleni do Armii Wyzwoleńczej. Ktoś zauważył, że świetnie się sprawdzą jako super-ciężka piechota, bo nawet "użytkownicy magii" pośród nich przerastali siłą trolle. Porozdzielano ich po różnych oddziałach, bo, jak ktoś zauważył, głupio by było stracić wszystkich naraz gdyby pieprznęła w ich drużynę bomba. Biorąc pod uwagę że wróg bombardował wszystko co potencjalnie mogło stanowić osłonę (w tym lasy) to było prawdopodobne że oberwie też grupka "niskich drzew".

Niestety entowie jakkolwiek cenni okazali się też... kłopotliwi. Jakby ktoś chciał opisać ich krótko w paru zdaniach pewnie powiedziałby coś takiego: "Przypominają skrzyżowanie skandynawskiego giganta z drzewem i ekoterrorystą. Z charakteru większość z nich to stare ramole - nie spieszą się, zanim coś powiedzą mija pół dnia, a najchętniej to by siedli na dupie i rozpamiętywali różne rzeczy. Tyle że jak z ramolami, jak się wkurwią to nie odpuszczą, jak chłop żywemu." Jedynie chyba powstańcy z leśnych i wiejskich obszarów mieli do nich cierpliwość. Dla miastowych były to dziwadła straszne. Nikt też do końca nie wiedział czy ma do czynienia z meta-człowiekiem czy z jakąś dziwną rośliną.

Oj wiele było pytań odnośnie entów, ale nie było czasu ich zadawać.

W Powstaniu każdy kto chciał dołączyć do czynu niepodległościowego był na wagę złota. Szczególnie jeżeli ten ktoś ma dość krzepy żeby cisnąć osobówką kilkanaście metrów.

***

Był początek czerwca więc słońce dopiero co zaszło za horyzontem, dlatego Hipolit pozostawał jeszcze w miarę świeży. Napił się z pękatej manierki wody i otarł usta. Wielkolud z niego był co nie miara - trzy i sześć dziesiątych metra, choć brak mu było masywności trolli i z sylwetki przypominał człowieka. Ubrany był w poszarpany pancerz-samoróbkę ze zdobytych na wrogach materiałów - nikt bowiem nie podjął się zrobienia dla entów prawdziwych pancerzy. Zbroja ta w paru miejscach przebita była gałęziami lub zarośnięta korowatymi wyrostkami. Czasem Dobroleszy ostrym kamieniem zdrapywał nadmiar tej kory by pancerz nie przeszkadzał w poruszaniu się. Starannie dbał też o swoją "zieleninę" - przypominające porosty i mech włosy i listki wyrastające z głowy i gałęzi.
Był dla wszystkich wyjątkowo uprzejmy, spokojny i cierpliwy. Podobnie jak reszta entów. Ale też tak jak i oni miał problem z trzymaniem się powstańczej hierarchii. Szybko podoficerowie podłapali że enta lepiej prosić (zwróć się per "pan" to już w ogóle) niż się nań wydzierać - ci bowiem traktowali rozkazywanie im jak pyskówki od przemądrzałych dzieci. A jak takiemu w mordę przylać za niesubordynację?
Hipolit wyróżniał się jednak inną rzeczą - był bardzo gniewny. Na widok pochłanianych przez ogień lasów i łąk rosła w nim frustracja. Zaczynał mówić szybciej, głośniej, czasem prawie krzyczał kiedy trzeba było po prostu coś powiedzieć. Raz nawet chwycił głaz i cisnął w kierunku pozycji wroga. Oczywiście kamulec dolecieć tam gdzie chciał ent nie miał prawa, ale metaludzi przeraziła odległość na jaką pocisk ten został ciśnięty.
Był bardzo oddanym towarzyszem. Osłaniał mniejszych od siebie żołnierzy, dźwigał ich, wynosił ze stref zagrożenia, przyjmował na siebie szrapnele.
Poza tym widać było, że podobnie jak u innych wojaków brak kontaktu twarzą w twarz z przeciwnikiem bardzo Hipolita bolała.

Należało się spodziewać, że kiedy w końcu w zasięgu jego ręki pojawi się ktoś wrogo doń nastawiony będzie widowisko godne maratonu filmów gore.

Świadkami tego będą powstańcy z drużyny Wierzba, do której go przydzielono.

Teraz z dostojeństwem kroczył w kierunku miejsca zgrupowania nie przejmując się tym co mogą rzucić na nich Rosjanie.


W Puszczy nie takie istoty i rzeczy musiał zabijać.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 23-12-2018 o 23:32.
Stalowy jest offline