Randulf przez moment wpatrywał się w ogień.
- Ciekaw jestem, czy za tym wszystkim stoi nasz znajomy dziadek, za którym uganiamy się od tylu dni - powiedział. - I czy gdybyśmy nie stracili tyle czasu, to byśmy go powstrzymali. Pewnie nie...
- No dobra... Masz rację, trzeba się trochę przespać. Obudź mnie, jak będziesz mieć dosyć stróżowania. A twoje plecy wyglądają coraz lepiej. Niedługo prawie nie będzie śladu - stwierdził, po czym ziewnął. - Idę spać. Kiciu, idziesz do sypialni, czy tu zostajesz?
Poczęstował kota jeszcze jednym kawałkiem mięsa. Kot poczęstunek przyjął, ale z zaproszenia nie skorzystał. Położył się koło kominka, zwinięty w kłębek. Wyglądało na to, że sobie powoli usypia.
- Szkoda, że nie pies - powiedział Randulf. - Popilnowałby razem z tobą. Dobranoc - rzucił na odchodnym.
Wszedł na piętro i wpakował się do pierwszej z brzegu sypialni. Miał zamiar wyspać się ile się da, nim Oswald znudzi się czuwaniem.