Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2018, 22:22   #53
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Później

Karasu udał się do pokoju w którym spał. Poinformował wcześniej Eddiego, że idzie wykonać skok do wewnątrz siebie. Nie wiedział, jak zostanie to wykonane, więc zanim użył przedmiotu, zwyczajnie przygotował się tak, jak na standardową akcję. Miał przy sobie zarówno karabin snajperski z amunicją, miecze oraz paczkę z medykamentami i białkiem. Wyglądał, jakby ruszał na wojnę i sam czuł, że coś podobnego go czeka. Gdy był już przygotowany, usiadł na pryczy i spojrzał w otrzymany od Papieża artefakt, starając się go aktywować.
Lusterko było okrągłe i niewielkie. Na dobrą sprawę mieściło się w jednej dłoni. Tył był z drewna, w którym wyżłobiono ładne wzory, zaś samo lustro było szklaną płytką. W rzeczywistości Karasu rzadko spotykał się z tym materiałem, biorąc pod uwagę, że różne rodzaje plastików wyparły naturalne szkło praktycznie całkowicie. Biorąc jednak pod uwagę awersję Magica Icaria do technologii, szkło mogło być najlepszym, co potrafili wyprodukować. Dopiero oglądając swoje odbicie w tafli szkła, Karasu przypomniał sobie, że Zoan nigdy nie nazwał przedmiotu artefaktem i rzeczywiście, lusterko nie wydawało się mieć żadnej, specjalnej mocy.
Kronikarz był ewidentnie zawiedziony. Rzeczywiście spodziewał się jakiś czarów, że coś go wchłonie, zobaczy magiczny błysk - cokolwiek. W chwili, gdy uświadomił sobie, że sam sam dopowiedział, czym jest lusterko to uśmiechnął się z zażenowaniem. Karasu zwyczajnie przywykł, że artefakty towarzyszą mu na co dzień. Wyglądało jednak na to, że całe to zaglądanie w głąb siebie, to bardziej duchowa sprawa. Dlatego spróbował podejść do problemu inaczej.

Syntetyk spojrzał na lustro i zobaczył własne odbicie. Jego żenometr eksplodował w momencie, gdy sobie uświadomił co ma zrobić. Nie spodziewał się, że to będzie takie głupie, a jednocześnie oczywiste i proste. Nigdy bowiem nie wpadł na to, aby użyć własnej iskry na samym sobie. Uświadomił sobie, że czeka go nadzwyczaj głęboka penetracja własnego jestestwa. Miał tylko nadzieje, że laser jego duszy trafi bezpośrednio w jego oczy, a nie jebnie rykoszetem gdzieś obok. Karasu nie chciałby spędzić wieczności, skacząc pomiędzy powierzchniami odbijającymi światło, aż trafiłby na jakiegoś nosiciela. To nie było śmieszne nawet dla syntetyka. -[i] No nic, pora na przygodę! [/]- rzekł do siebie medyk i skorzystał z iskry.

Wykorzystując swoją iskrę, aby pojmać swoją własną duszę, Karasu wymusił jej wciągnięcie do wnętrza studni. Obraz przed jego oczami zniknął, gdy świadomość udała się do innego, wewnętrznego świata.

Wewnątrzświat


Karasu znalazł się na bezkresnym, białym polu otoczonym przez białe niebo. Pośród niego w rozrzuconych, niewielkich grupach znajdowały się setki osób. Byli to ludzie najróżniejszego pokroju, pośród nich również dusze, na których umiejętnościach polegał. Dyskutowali ze sobą, bawili się, uprawiali zapasy, czy nawet tańczyli. Większość z nich nie zdała sobie nawet sprawy z pojawienia się Karasu, choć inni spojrzeli w jego stronę z ciekawości. Wysoko nad nimi lewitowały przeróżne obrazy pokazujące momenty z ich życia. Była to olbrzymia galeria doświadczeń i przeżyć, dobrych, jak i złych.
Karasu na starcie sprawdził, co ma przy sobie i jak wygląda. Ciekaw był bowiem, jak prezentuje się jego dusza oraz co odzwierciedla. Nie wiedział bowiem co go tu spotka, a nie miał na podorędziu telefonu do Pogromców duchów, aby wezwać ich na pomoc. Uświadomił sobie również, że nie wiedział jak wygląda ten cały Ojciec Imperator. Czekało go zatem szukanie duszyczki w studni dusz. Podszedł zatem do najbliższej istoty i przywitał się, pytając czy wie, gdzie się znajdują.
Ku swojemu zdziwieniu Karasu ubrany był w zupełnie przypadkowe odzienie: na głowie miał wojskowy beret, tors pokrywał płaszcz laboratoryjny, spodnie były szerokie i luźne, a na nogach miał drewniane klapki. Jedynym co nie odbiegało od normy była jego biała skóra.
- To się chyba studnią dusz nazywa. W każdym razie jesteśmy w zaświatach, wyjścia stąd nie znajdziesz. - odpowiedział żółtoskóry mężczyzna w luźnej szacie.
- Dziękuję serdecznie za informacje. A wiesz, kim lub czym jest Ojciec Imperator? - pytał syntetyk dalej. Był zaskoczony odkryciem tego, jak wyglądał, ale podobało mu się to, co widział. Złapał się nawet na myśli, że może nie ma sensu wracać - o ile powrót był w ogóle możliwy.
Japończyk podrapał się po głowie w zamyśleniu. - Jak pobiegniesz non-stop do przodu, to w końcu znajdziesz takiego typa, co się z nikim nie zadaje. To chyba jedyna osoba, która się tutaj wyróżnia.
Medyk skłonił się i ruszył do przodu. Wypatrywał sobie znanych dusz, ale postanowił ich unikać. Szukał wzrokiem Kevina, bo wydawał mu się jedyną istotą z którą w obecnej sytuacji mógłby się dogadać. Karasu nie znał swoich możliwości w Wewnątrzświecie, więc wolał uniknąć ewentualnego starcia.
Karasu nie wypatrzył Kevina pośród ogromnych tłumów, ale równie szczęśliwie nikt nie przejął się obecnością syntetyka. Idąc przed siebie Karasu wyszedł z terenu zgromadzenia, po czym spędził dłuższą chwilę spacerując przez bezkres w stronę niczego, gdy w końcu z mglistej przestrzeni wyłoniła się niewielka sylwetka niskiej, bladoskórej osoby. Był to prawdopodobnie mężczyzna. Miał rozczochrane brązowe włosy, podkrążone oczy, mysie uszy i ogon, podobne do tych na rzeźbach wewnątrz Magica Icaria. Stał samotny, a obok niego znajdowało się wielkie białe pudło.
Kronikarz nie zastanawiał się długo i starał się podejść do tej osoby. Nie biegł, a wyraźnie spokojnie szedł, nie pokazując, że ma wobec niego jakiekolwiek złe zamiary.
Nieznajomy spojrzał na Karasu bez zainteresowania, po czym teatralnie odwrócił się plecami do syntetyka.
Karasu nie był wybitnie zaskoczony tym zachowaniem. Zresztą i tak nie spodziewał się niczego specjalnego. Powiedział więc na tyle głośno, aby jego przyszły rozmówca usłyszał - Witam, nazywam się Karasu. Czy ty jesteś tym, którego nazywają Ojcem Imperatorem? - zapytał.
- Wolę February. - sprostował. - Wiem, czym jesteś. Czego chcesz i kto cię przysłał?
- Magica Icaria się o pana upomina. Wysłał mnie Papież oraz November. Pragną pańskiego powrotu. - rzekł zwyczajnie syntetyk.
- Próbowałem im pomóc przez tysiące lat. Zamiast działać i walczyć o swoje, siedzieli i czekali na darowiznę. "Pomóż ojcze, pomodliłem się, chyba wystarczy?" - February nie podnosił głosu, choć był wyraźnie poirytowany. - Nie mów mi, że teraz czekają na mój powrót, zamiast się wziąć za siebie? Nic mnie już nie obchodzą. - w końcu odwrócił się w stronę Karasu. - Wróć i powiedz im, co chcesz. Jak ogłosisz się mesjaszem albo reinkarnacją, to będą ci służyć jak bezmyślne owce. - poinformował. - Nawet do końca nie skłamiesz. Jako interfejs masz w sobie równie wiele mnie, co całej reszty.
- Tylko czemu miałbym? Tak jak i panu, tak i mnie nie zależy na nich. Chciałbym tylko, aby Louise nie doprowadziła do końca ludzkości oraz uratować przyjaciółkę mojego towarzysza. Ojcze Imperatorze, dlaczego tu tkwisz? Czego chcesz? Naprawde tutaj jest lepiej, niż w zewnętrznym świecie? - syntetyk usiadł na trawie ze skrzyżowanymi nogami. Został nazwany interfejsem, a to coś nowego!
- Stworzyłem to miejsce jako więzienie. Gdyby dało się tu wepchnąć April samodzielnie, to zrobiłbym to już dawno. Z drugiej strony po co? Jest tu święty spokój, nic nie czujesz i niczego nie potrzebujesz. - wyjaśnił. - Nawet jeżeli April przejmie samą galaktykę, temu miejscu nic się nie stanie. Na pewno nie przez długie millennia. - oparł się o kwadrat. - Moja moc pozwala na usuwanie efektów magii, przywracanie świata do stanu naturalnego. Możesz jej używać, może w czymś ci pomoże. Ba, możesz korzystać z umiejętności każdej zgromadzonej tutaj osoby. Jesteś efektem spojenia świadomości i przeżyć wszystkich więźniów tej studni. Nikt ci ciała nie zabierze, uroiłeś to sobie. - wyjawił. - Gdy jesteś na zewnątrz, nie możemy się z tobą nawet skontaktować.
- To czym ja właściwie jestem? Salaman Gkero był prawdziwy? Czy ja, jako ten cały interfejs to jedynie odprysk osobowości uwięzionej w studni? Moje “ja” również jest sztuczne? Syntetyczne? - pytał kronikarz. Nadmiar rewelacji na dzień dzisiejszy. Zdecydowanie. Pomyślał Karasu. Potem zastanowił się, czy była to rzeczywiście myśl. W obecnym stanie może nie mógł myśleć, skoro był wewnątrz siebie, a każde pragnienie było rzeczywistością?
- Tak, Salaman jest tutaj z nami. Prawdopodobnie polegałeś na jego osobowości, bo to on stworzył twoje ciało. W rzeczywistości jest tylko częścią siebie. Ostatecznie nazwałeś się Karasu, a nie Salaman, nieprawdaż?
- O ile tak nie nazwał mnie Twardowski. To on mnie w końcu odnalazł i uratował. Strasznie to wszystko poplątane. - stwierdził Karasu.
- Twardowski jest pomagierem April. Nie wiem, czy Salaman też dla niej pracował, ale w każdym razie projekt włożenia studni w ciało był ich pomysłem, ja tego nie planowałem. - wyjaśnił. - Pewnie mieli nadzieję cię wykorzystać, ale najwidoczniej magia April sobie z tobą nie poradziła.
- To co robią tutaj te wszystkie dusze, skoro studnia miała być więzieniem? Kto je tutaj umieścił i po co? -pytał dalej.
- Magia zmienia zasady funkcjonowania rzeczywistości. Uważam to za nienaturalne i chciałem to zwalczyć, przynajmniej dopóki nie zawiodłem się na ludziach. W studni uwięziłem adeptów, kontrahentów. Wreszcie siebie, gdy miałem już dość.
- Czy i Ty Panie, jesteś jednym z diabłów? Wieczna dziewica również była? - Karasu wiedział, że wplątał się w coś, w co raczej nie chciał być zamieszany. Nie wiedział tylko, czy pozostała jakakolwiek szansa na zmianę obrotu wydarzeń.
- Tak, demonizowałem magów, nazywając ich diabłami. Wieczna dziewica to November. Całkiem dobrze się między nami układało, aż jej zaklęcie nawaliło. Podzieliła swoją duszę na tyle fragmentów, że straciła fizyczne ciało i spory kawałek pamięci. - westchnął. - Teraz wydaje mi się na tyle upierdliwa, że zamknąłem ją w pudle. - zastukał w konstrukcje, o którą się opierał.
- Efekt tego też taki, że lata po galaktyce, obiecuje kontrakty i poluje na adeptów oraz magów. Opowiada również o jakiejś zarazie, którą rozsiewa, a która doprowadzić ma do śmierci. Nie wiem tylko na ile mówi poważnie, a na ile zwyczajnie opowiada o śmierci jako takiej. - westchnął syntetyk, który okazał się nie tym, kim myślał, że jest.
- Oj spokojnie może cię zabić. Jej magia zajmowała się degradacją organizmów żywych. Najpewniej nie łatwo jest czarować za pomocą jednej milionowej siebie, ale raczej powinno to być możliwe.
- Nie wiem czy zadziała na moje syntetyczne ciało, skoro nie jest ono organizmem żywym. Zastanawiam się jednak, czemu powinienem cokolwiek robić? Nie mógłbym zwyczajnie pozostać tutaj? - rzucił myślą kronikarz.
- To zostań. Nie obchodzi mnie, kto co robi i gdzie. - wzruszył ramionami.
- I słusznie. Czemu również powinno obchodzić i mnie? W końcu jestem niczym… - rzekł Karasu, po czym zwyczajnie rozłożył się na trawie. Coś jakby w nim umarło. Mechanizm się zatrzymał, zegar przestał odliczać sekundy. Czuł się jak studnia dusz w której się znajdował. Pusty, czysty, biały. Wszelakie jego potrzeby, czy troski brały się z okruchów innej osobowości. Jak sobie to uświadomił, nagle poczuł, że on w zasadzie nie żyje. Nie ma potrzeb, celów, czy pragnień. Nie ma nic i niekoniecznie coś chce mieć. Wszystkie normy etyczne, czy moralne wynikały z zaangażowania emocjonalnego. Nie jednak jego samego, a osób, które w sobie posiadał. To tłumaczyło często sprzeczne reakcje oraz odruchy. Gdy jednak znalazł się w centrum samego siebie i wszystkie oczy odwróciły się od niego, pozostał nagi. Jak lalka, którą pozbawiono ozdób.




***
Magica Icaria, Główna Katedra.


Eddie wraz z resztą pracowników Magica Icaria uważnie obserwowali ciało Karasu, oczekując jakichkolwiek zmian, które nigdy nie zaszły. Na koniec tygodnia papież zarządził przeniesienie ciała do głównej katedry, gdzie zebrali się wybrani przez niego ludzie: Ojciec Gerard, jego dwójka pomagierów: wysoki ksiądz i kobieta, którzy powitali Eddiego pierwszego dnia; nieznany Eddiemu chłopak, oraz November. Śladu przypominającej April kobiety nie było.

- Karasu jest martwy. - poinformowała wszystkich November, siedząc na ołtarzu obok jego zwłok. - Jak się okazuje, był on mesjaszem. Mój mąż i założyciel tej organizacji, February, jest wewnątrz artefaktu niegdyś zasilającego to ciało. Niestety, obydwoje stwierdzili, że jest im lepiej wewnątrz i mają na nas wszystkich wyjebane.

Ta wiadomość była dość szokująca dla członków Magica Icaria. Ich święty ma ich głęboko gdzieś? I jego mesjasz też? Gdy Zoan otrząsnął się z szoku, natychmiast oznajmił: - Będziemy musieli zachować to w tajemnicy.

November wzruszyła ramionami. - Waszego boga nie ma i nie będzie, co zrobicie dalej?

- Raczej sami podejmiemy walkę. - stwierdził Gerard. - Przecież nie przekręcimy się martwi i poddamy. Tysiące lat ten zakon szukał sposobów na walkę z magami, jak się postaramy, to poradzimy sobie nawet z April.

Zebrani przytaknęli. November spojrzała na Eddiego.

- A ty?
- Sam nie wiem. - niebieskoskóry odpowiedział zupełnie szczerze. - Ciężko mi stwierdzić, czy Karasu faktycznie zrezygnował z życia, czy też wasze lustro nie było aż tak pomocne, jak powinno. - stwierdził w końcu, spoglądając na ciało martwego już przyjaciela.
- Ale to nie ma znaczenia. On zdecydował się na to ryzyko, był jego świadomy. Może nawet czekał na pierwszą okazję tego typu. Nie wiem. - Eddie rozłożył ręce na boki w geście bezradności.
- Co planujecie zrobić z tym ciałem? - spytał w końcu.
- Zostawimy je w krypcie pod nadzorem. Kto wie, może jeszcze się obudzi. - westchnął Zoan.
- Czy nie lepiej byłoby dostarczać mu jakichś bodźców, rzekłbym, nowego użytkownika, który potencjalnie zachęci February do wyjścia? - zaproponował niebieskoskóry. Po raz kolejny w ciągu ostatnich miesięcy jego priorytety zdawały się ulegać powolnym zmianom.
- To ciało jest unikalnym wynalazkiem znanym tylko jego twórcy. Nawet Karasu nie znał szczegółów. - poinformowała November. - Na pewno nie będziemy robić nic pochopnego.
- Czy Magica Icaria nie stroni od technologii tego typu? - spytał niebieskoskóry. Jego wzrok skupił się na diablicy. - Nie sądzisz, że mamy świetnego kandydata, który powinien być w stanie wtłoczyć życie w to ciało i zapewnić mu bezpieczeństwo? - spytał.
Kobieta podniosła brew. - Co? Kogo? Jakiś kontekst ci uciekł. Poza tym nie zakładaj, że wiemy jak "wtłoczyć duszę" w studnię. February się nią nie chwalił. - pokiwała głową.
- Ah, wybacz. - przemytnik złapał się za głowę w geście skrępowania. - Anne Code powinna być w stanie wtłoczyć swą świadomość w to ciało, niezależnie od tego, jak dokładnie działa sama technologia. - stwierdził w końcu. - Nie mogę być pewien, w jaki sposób zareaguje na to sama Studnia Dusz, ale ciało będące chmarą nanorobotów powinno być w zasięgu jej umiejętności. Znając ją, to również bez samej Studni. - dodał.
- Hahaha! - November zaczęła machać nogami na ołtarzu szczerze rozbawiona. - Próbować zbić biznes na pogrzebie przyjaciela. A ja się dziwię, że lgniecie do magii jak ćmy do światła. - zebrani przeżegnali się i spuścili głowy we wstydzie. - Pozwól, że ci wytłumaczę, jak działa medalion: gdy właściciel ma umrzeć, zaklęcie poszukuje żywej zaprzyjaźnionej osoby i prosi ją o wymianę życia. Anne Code zgodziła się umrzeć za ciebie nawet tysiąckroć. Dlatego nie mogę cię zabić. Nie zamknąłeś żadnych drzwi, bo twoja dziewczyna sama się zgodziła. Potrzebowałam jednak zaciągnąć tutaj Karasu i jego studnię. - szeroki uśmiech na twarzy kobiety wyrażał niesamowite zadowolenie. - Klątwa poświęca życie danego ciała. Wstaw ją do samego truchła to przestanie działać. Wstaw ją do truchła ze studnią...niespełna tysiąc z zawartych w niej dusz umrze. Najpewniej przypadkowo dobranych.
W Eddiem krew buzowała. Raz za razem. Wszystko rozumiał źle. Dlaczego wmieszano go w jakieś magiczne gówno na skalę wszechświata? Wiedział, że przyczynił się do obecnego stanu Anne Code, ale był możliwie daleko od zrozumienia kobiety. Na dobrą sprawę, mógł teraz wsadzić sobie całą swoją kosmiczną krucjatę ku jej dobru i zdrowiu pośród bujdy o rycerzach z przeszłości. Może jeszcze zacznie skalpować przedstawicieli innej nacji by przypodobać się swej lubej?
Psia mać.
- A kto umarł, ten nie żyje - podsumował niebieskoskóry całą tyradę November. - Kurasu zobowiązał się pomóc mi uleczyć Anne. Czemu więc miałbym nie wykorzystać niegdyś jego ciała, by tego nie uczynić? - dodał.
- Może i nasz mesjasz nas odrzucił. - Papież Zoan wstał z ławki i odwrócił się do Eddiego, stając pośrodku komnaty. - Ale my jego nie. To jest ciało i dusza naszego boga. Obawiam się, że nie mogę ci oddać czegoś aż tak drogocennego. - Eddie nie miał wcześniej okazji porozmawiać z tym mężczyzną. Był wysoki i chudy. Miał długie blond włosy płasko ściętą na czole w grzywkę. Jego twarz była pociągła, a uśmiech szeroki.
- Rozumiem. - odparł krótko niebieskoskóry. W jego głowie sentencja była nieco bardziej złożona, zawierała sporo prostytutek, niektóre wymienione nawet z imienia, i opisywała relacje Magicia Icaria i ich “bóstwa” jak dziecko, którego ojciec wyszedł na piwo. 40 lat temu.
- Nie jestem tutaj po to, by was krytykować. To wasza ekscelencja decyduje, czy ciałem i duszą waszego boga jest ta instytucja i jego nauki, czy też istnienie, które najwidoczniej ma wszystkiego dość. Dość bycia zbawcą i boską maszyną - odparł. Może February wolałby zostać, niczym Opus, mechanikiem. Ot, na skalę wszechświata. Jednakże mechanikiem, a nie maszyną będącą odpowiedzią na wszystko.
- Czy według was April wiedziała o tym, kto znajdował się w Kurasu? - spytał, zmieniając nieco ton. Po żyłach pulsujących na jego czole widać było, że kontrola emocji przychodzi mu z trudem.
- Najpewniej. - odpowiedziała November. Zoan spojrzał na nią niezadowolony, ta jednak kontynuowała. - Nie sądzę, aby była w stanie przegapić coś takiego. Biorąc jednak pod uwagę jej chaotyczną naturę, cholera go wie, dlaczego puściła was luzem.
- Co z nią? Monitorujecie aktywność jej, albo pozostałych diabłów? - kolejne pytanie wypłynęło z ust niebieskoskórego. Może lepiej było nie zrywać tej wątpliwej jakości relacji, nim każda ze stron zdobyła coś dla siebie.
- Ja tak. - uśmiechnęła się November.
- A ja nie mam zamiaru rozmawiać z tobą o wewnętrznych sprawach kościoła. - stwierdził Zoan. - Póki nie postanowisz zasilić naszych szeregów...nie będziemy cię udręczać naszymi problemami. Zaprosiliśmy cię na to spotkanie głównie dlatego, że Karasu był twoim przyjacielem...a przynajmniej tak to wyglądało, biorąc pod uwagę, że nie powrócił z własnej woli.
- Tak, Kurasu był moim przyjacielem. - niebieskoskóry skinął dodatkowo głową. Zastanawiał się, co może doprowadzić kogoś do sytuacji, w której nie chce się już istnieć. Po dłuższej chwili spojrzał w kierunku Zoana. - Jeśli waga przybierających na intensywności działań April jest tak duża, to chyba lepiej korzystać nie tylko z pomocy owiec, ale i rekinów. Jeśli takie wpłyną do waszej zatoki - stwierdził.
- Insynuujesz, że jesteś rekinem? - spytał Zoan. - Nie jesteś nawet owcą, chłopcze. Wpadłeś w coś większego od ciebie przez czysty przypadek. Zostałeś użyty jako narzędzie i poszkodowany, więc zacząłeś krążyć wokół problemu większego od ciebie, myśląc, że jesteś teraz jego częścią. Że wstąpiłeś do wielkiej gry, w której zostałeś zawodnikiem? - zapytał. - Bycie ofiarą losu nie robi z ciebie wartościowego agenta losu. Jeżeli szukasz drogowskazu, jeżeli chcesz wiedzieć gdzie iść i co zrobić, aby pomóc zapobiec nadchodzącej katastrofie, zawsze chętnie cię przyjmiemy. - mężczyzna rozwarł szeroko ramiona. - Jednakże nie myśl siebie nam równym. Jesteś pojedynczym, nieludzkim organizmem, a my, organizacją, która zajmowała się tym tysiące lat. Co ty masz sam z siebie do zaoferowania nam, że odzywasz się do nas w ten sposób? Że rościsz sobie prawa do naszej wiedzy, do owoców naszej ciężkiej pracy? - pomimo przeciągłości jego monologu, Zoan nie podnosił głosu i nie dawał szarpać się emocją. Był jednak cwany, pewny siebie, zadowolony, że mógł tak poniżyć Eddiego.
- Jeśli tak uważasz - odparł niebieskoskóry, ruszając w stronę swojego statku. - Może jeszcze się spotkamy, November - dodał, bez szczególnej złości.
Nikt mu nie odpowiedział.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 04-01-2019 o 18:58.
Fiath jest offline