Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2018, 14:00   #143
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Wzrok Johna powoli odzyskiwał normalną ostrość. Anglik nie wiedział, czy przywrócił mu ją ból w łokciach i kolanach, które boleśnie zaszurały o podłogę furgonetki, czy podmuch chłodnego, wieczornego powietrza, jakiego zdążył zaczerpnąć chwilę wcześniej, czy może niebezpieczeństwo, w jakim się znajdował.
Wciąż nie wiedział również, jak to się stało, że toczący się szeroką, paryską ulicą pojazd wyrżnął nagle w stojącą przy drodze latarnię, ogłuszając Johna i o mało nie wyrzucając go przez przednią szybę na ulicę. Czego nie zdołało dokonać zderzenie, tego dokonali ścigający ich ludzie, wyszarpując brytyjskiego agenta bezceremonialnie z szoferki. John, oszołomiony zderzeniem, mógł tylko bezsilnie obserwować, jak zabierają mu dokumenty, z których za chwilę jeden podniesionym głosem odczytał jego fałszywe dane... i jak jeden z nich równie bezceremonialnie zabija żandarma, który znów podniesionym głosem domagał się wyjaśnień, tym razem od tych, którzy ich ścigali.
Gdy ciało francuskiego policjanta nieruchomiało na paryskim bruku, a krew leniwym strumieniem wypływała z jego przestrzelonej głowy, John próbował zmusić się do myślenia. Kim byli ci ludzie? Mówili po francusku, coś o wywiadzie... ale skoro zastrzelili tego człowieka, nie mogli być Francuzami. A więc kim?
A potem sekundy zlaly się w jedną nieznośnie śliską czasoprzestrzeń, z której Anglik wyszedł dopiero wtedy, gdy jego kolana i łokcie boleśnie zetknęły się z podłogą furgonetki. Zanim jeszcze zdążył pozbierać myśli, usłyszał kroki dwóch - chyba dwóch - mężczyzn, którzy weszli na skrzynię ładunkową pojazdu i zamknęli drzwi. Usłyszał krótką wymianę słów i bardziej wyczuł, niż zobaczył czy usłyszał, że jeden z nich ukląkł mu na plecach.
John domyślił się, co tamten kombinuje. Spojrzał na leżącą obok Gabrielle. Ledwo zarejestrował fakt, że Francuzka, poobijana równie mocno jak on, wygląda jak siedem nieszczęść... patrzył jej prosto w oczy. Mimo gęstego, cuchnącego półmroku panującego w furgonetce zobaczył w nich... błysk.
Ten błysk kazał mu działać.
John instynktownie podkurczył ręce pod siebie, by uniemożliwić siedzącemu mu na plecach mężczyźnie skucie ich kajdankami. Usłyszał syk przekleństwa, które tamten rzucił pod nosem, pochylając się nad Anglikiem, by chwycić go od tyłu za ręce. Ten właśnie moment wybrał John, by gwałtownie podrzucić ciało na wyprostowanych, opartych o podłogę furgonetki rękach, i pchnąć głowę wysoko do góry i do tyłu, licząc na to, że trafi w nos zbira pochylonego nad Brytyjczykiem. Był absolutnie pewien, że jego misterny plan się powiedzie.
I jak zawsze, gdy był czegoś absolutnie pewien, bardzo się pomylił.
Głowa Johna trafiła... w zaciśniętą pięść mężczyzny, który wciąż przygniatał go do ziemi. Rozbłysk bólu eksplodował w głowie Anglika, a przed oczami przeleciała konstelacja gwiazd przypominające rzęsiście oświetlone wieczorem molo w Blackpool. Oszołomiony John wypuścił z jękiem powietrze z płuc i wyrżnął o podłogę furgonetki jak worek kartofli. Ściśnięty bólem i strachem żołądek kazał mu natychmiast podjąć próbę obrócenia się na plecy i ku zaskoczeniu Anglika, ta sztuczka się udała... akurat w momencie, by ujrzeć pięść podnoszącego się na klęczki mężczyzny lecącą w stronę jego twarzy. Zanim John zdążył podnieść ręce i się zasłonić, prawy sierpowy napastnika znów posłał go na podłogę. Krew zaczęła szumieć mu w uszach, a rozsiniaczona twarz dołączyła do litanii sygnałów alarmowych, które wysyłało Johnowi jego własne ciało. Ale nie miał wyboru. Tamci chcieli ich gdzieś zabrać... i przesłuchać, dowiedzieć się, co wiedzą. John był zdecydowany nie pozwolić im na to. Nawet za cenę życia.
 
Loucipher jest offline