Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2019, 09:45   #5
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Marduk spojrzał nad nieznajomym na nadciągającą złowrogą burzową ścianę.
- Nie znam cię. I nie wierzę, byś przypadkiem obrał tę jakże niegościnną drogę. Wszak czyż nieodległe ogrody nie jawią się gościnniej od ostrych jak brzytwy skał i głębokich niczym gardło Lewiatana rozpadlin? Zatem rzeknij, z czym przybywasz. Nie mam cierpliwości na gierki. - oznajmił prawie przyjacielskim głosem Marduk.

- Pragnę tylko spocząć przy ogniu - rzekł tamten - I coś przekąsić. Nic wyszukanego albowiem jest już dość późno - mężczyzna zademonstrował w uśmiechu drapieżne białe zęby.

Marduk się roześmiał. - Rzadko dostajemy to, czego pragniemy. Widzisz, właśnie pozbawiłeś mnie tego, czego pragnąłem ja. Niemniej, skoro nalegasz na gierki, usiądź przy naszym ogniu. - Marduk skinął na przeciwległą stronę ognia. Powietrze zafalowało, by odsłonić prostą aczkolwiek wygodną, wysłaną poduszkami i miękkim kocem drewnianą ławkę. Obok na stoliku piętrzyły się potrawy. Kilka kiełbas, pachnąca szynka, parujący bochenek chleba, świeże masło, miska gulaszu, tatar i kilka jeszcze prostych, aczkolwiek smacznych potraw. Do tego przyprawy i sosy oraz gliniany dzbanek gorącego korzennego wina oraz patery pełne soczystych owoców.
- Zasiądź i posil się. A potem opowiedz nam, z czym przybywasz.

- To jest magia! - mężczyzna z uznaniem skinął głową - Nazywam się, tak gwoli uprzejmości, Spowity w Płomienie. Ale możecie mnie nazywać Płomieniem, a nawet Płomyczkiem. Nie urazi to mojej dumy i honoru - młodzieniec uśmiechnął się ciepło.
Młodzieniec, zaiste. Nie mógł mieć więcej niż siedemnaście, osiemnaście lat. Stopy w niezbyt czystych białych skarpetach i wygodnych jikatabi z wyraźnie oddzielonym dużym palcem, szerokie spodnie z czarnego marynarskiego płótna, wygodne i mocne. Tors przykrywała czerwona półjedwabna koszula z fantazyjnym czerwonym żabotem i czarna, szamerowana srebrem kamizelka zapinana na perłowe guziki. Na szyi młodzieńca, jedwabny czarny fular spięty turmalinem. Otaczał go zapach taniej wody kolońskiej.
Trzymające dzbanek palce były długie i mocne, nadgarstki sprawne, postawa świadczyła o pewności siebie i braku arogancji. Prosta mocna sylwetka mówiła jasno o sile i kondycji. Wysmagana wiatrem skóra zachowała jednak połysk świadczący, że jej wrodzona barwa była jasna. W pewnej chwili chłopak odgarnął dłonią czarne proste sięgające ramion włosy. W świetle ogniska lśnił skarabeusz z oliwinu na wskazującym palcu lewej dłoni.
- Wyborne wino! Ale to nie falerno...?
Płomień ze smakiem skosztował alkoholu.
- Proszę, jedzcie ze mną! To żadna przyjemność jeść samemu...
Skończywszy posiłek, co nie zajęło mu dużo czasu, Płomień sięgnął do torby, dobywając fajkę z ciemno drzewu zdobioną srebrem. Chwilę później powietrze wypełnił zapach dobrego tytoniu.
- Wracając do twoich - młodzieniec skinął głową Mardukowi - pytań. Cóż, gdyby nie to, że jestem przeciwnikiem wszelkich niedomówień i tajemniczości, rzekłbym...hmmm, poetycko...że przybywam razem z burzą. Brzmi dość tajemniczo, ale tylko dla profanów. Domyślacie się już kim jestem i z czym przybywam? Prawda? - oczy Płomienia lśniły niczym u kota.
- A dlaczego tu jestem? Cóż, tu też nie ma sensu bawić się w sekrety. Zarówno ja jak i moi...hmmm, towarzysze...jesteśmy ciekawi kim jesteście i co sobą reprezentujecie. Prezentujemy tu, że tak powiem, mentalność graczy zespołowych. Owszem, w tym meczu przyszło nam grać przeciwko sobie. Ale czy to znaczy, że nie możemy się szanować? Raz wy raz my zdobywamy punkt i tak to się kręci.
- Dlatego - Płomień ponownie rozdmuchał przygasła fajkę - dlatego tu jestem. By was poznać. Nie będę się bawił w propozycje i kuszenie. Wiecie dlaczego tu jesteście i czego chcecie, a my...cóż...jesteśmy gotowi do meczu - Spowity w Płomienie uśmiechnął się szczerze. Był zdecydowanie zbyt spokojny i szczery jak na archetyp demona, który przecież powinien uśmiechać się szyderczo.

- Nie chcecie z nami walczyć - odpowiedział w końcu Kyle intencjonalnie mówiąc samemu, gdy Kinbarak milczał - Ale o tym będziecie musieli przekonać się osobiście.
- Skąd wy jesteście? Któremu arcydiabłowi, czy książulkowi wysłać pozdrowienia? Zdaje się, że ten świat jest dosyć odizolowany od Sfer. Mieszkańcy nie znają kosmologii. Czemu wam zależy na tyle by stawać przeciw komuś naszych pokroi? Nawet jeśli wygracie to całe wasze legiony padną przed tym… a uwierz mi, my wiemy jak ZABIJAĆ demony tak by nie powróciły do swoich domów w czeluściach Otchłani.

- "Spowity w Płomienie"? - Marduk wydawał się smakować słowa powtarzając je i rozkładając na czynniki pierwsze. - Zatem bądź pozdrowiony Spowity w Płomienie, Ja jestem Lord Marduk Zeno'Tzul. - Marduk bywał staroświecki, przywiązywał wagę do poprawnych imion i tytułów. Nie cierpiał zmiękczeń, z pewnością nie wołał by na kogoś płomyczek. Chyba, że chciałby go upokorzyć.
- Nie falerno. To smak z moich winnic... z pod Inupras. Gdy jeszcze istniało. - odparł Marduk z melancholijnym nastrojem.
Nie skorzystał też z zaproszenia do jedzenia. Ograniczył się jedynie do ogrzewania dłoni w bijącym od ogniska cieple.
- Dziękuję za szczerość Spowity w Płomienie. Odwdzięczę się tym samym. Ci co wymaszerują przeciw nam zginą. Wielu z nich na dobre. Przekaż to swoim braciom. Jeszcze mogą się wycofać. Moim celem nie jest unicestwienie was, lecz obiecuję czerpać z tego tyle przyjemności ile będę mógł. - wyszczerzył się złowrogo Marduk - a ja zawsze przykładam się do powierzonej mi pracy, wykonując ją z nad wyraz gorliwą starannością. Można powiedzieć, że jestem perfekcjonistą... w pewnym sensie... Nic osobistego ma się rozumieć. - Zeno'Tzul rozłożył ręce, jakby mówił, no co ja mogę.

- Nie wątpię, że staniecie do walki i wielu zginie z waszych rąk ostateczną śmiercią - Płomień skinął głową, oczy jarzyły mu się hipnotycznym blaskiem - Ale do tej walki staniecie samotnie bo ludzie z Jeruzalem w błogiej nieświadomości będą spożywać posiłek podczas Święta Paschy opowiadając piękne bajki o nadejściu mesjasza. Którego to właśnie swą obojętnością skazali na śmierć męczeńską. Czy to nie zabawne? - roześmiał się z prawdziwym zachwytem - Jedynym Bogiem, którego oni znają, któremu ufają, jest Cezar rzymski!
Sięgnął do koszyka dobywając piękną dorodną gruszkę i ze smakiem wbił w nią zęby. Sok pociekł mu po brodzie. Przez chwilę przy ognisku panowało milczenie.
- Czemu nic nie mówicie? - spytał Płomień z pełnymi ustami, wykonał życzliwy gest dłonią z gruszką - Powiedzcie coś!

- Aleś ty w gorącej wodzie kąpany - skomentował Kinbarak - Człowiek zadaje pytanie, a tu ani odpowiedzi ani “w dupę mnie pocałuj” i teraz się burzy… Cierpliwości. Będziemy cię wypatrywać na polu bitwy… to znaczy jeśli się tam pojawisz.
- Nie rozumiem celu w jakim tu przychodzisz. My się nie wycofamy i wy się nie wycofacie. Do walki i tak dojdzie. Ty nie naruszysz naszych morale, a my przestraszymy najwyżej ciebie więc też nas to mało obchodzi.

- Jeszcze nie wiem czy pojawię się na boisku - wyznał konfidencjonalnie Płomień gestykulując gruszką - Wszystko zależy od trenera Lucyfera - uśmiechnął się szelmowsko do Kinbaraka/Kyle'a - O to pytałeś? Pozdrowienia od Władców Piekieł i Otchłani! Może oni też wpadną by się nam przyjrzeć.
- A jeśli chodzi o morale to takie numery to my, a nie nas - Płomień starannie ogryzł gruszkę, wrzucił ogryzek do ogniska i wytarł dłonie o spodnie.
- Mam nadzieję, że was nie obrażę...hmmm, w końcu mamy walczyć i zabijać...ale wydajecie mi się sympatyczni, po prostu. Taki ze mnie dziwoląg, że lubię śmiertelnych. Zwłaszcza takich co swą śmiertelność potrafią odrzucić jak znoszony płaszcz. I mają śmiałość sprzeciwić się tym co są od nich sporo starsi - mrugnął, komicznie poruszając wąskimi brwiami.

- Lucyfer… widzę, że śmietanka piekieł się sprawą interesuje. Ale jak chcą przyjść to zachęć ich. Widzisz… my tu jesteśmy w zasadzie duchowym odpowiednikiem hellbredów których macie u siebie na dolnych planach. Ja walczę o odkupienie… sądzę, że niebiosa chętnie mi wybaczą przeszłe grzechy jak wyrwę mu serce z piersi i zeżrę je na oczach jego legionów… no… może tego ostatniego by akurat nie doceniono tam na górze - zaśmiał się Kinbarak mrocznie i z pewnością siebie jakby mówił o ukręceniu łba kurczakowi.

Na te słowa, ze swadą wypowiedziane, w oczach Płomienia pojawił się...nie, nie strach...czujność. Coś błysnęło krótko w kocich ślepiach. I zaraz zgasło.
Spowity w Płomienie roześmiał się niefrasobliwie.
- Dlaczego nie miano by docenić? Koniecznie trzeba docenić! Skoro my doceniamy piękno rozlewu krwi to oni też. Jak to mówią - "Przykład idzie z góry!" My, skromni mieszkańcy Otchłani, jesteśmy tylko nieszczęsnymi ofiarami systemu! Biedni, skrzywdzeni my - i tu Płomień otarł niewidzialną łzę. - Wiem, wiem - gość sięgnął po kolejny owoc z koszyka, tym razem soczystą pomarańczę - Myślicie sobie - "Okręcił się wilk owczą skórą i płacze i narzeka. Czemu ciągle kamieniami ciskają, za co taka krzywda i niesprawiedliwość!" Cóż, jest w tym sporo racji.
- Ale wracając do tematu, dlaczego nie mieliby was tam na górze docenić? Zapytajmy o to tego bałwana Ysifela i jego Skrzydła Zemsty, co to prowadzą z nami regularną wojnę. Ja oczywiście jestem lojalny aż do końca, ale muszę przyznać, że w lecących po czystym niebie falangach skrzydlatych jest coś urzekającego. Piękny widok nawet jeśli ich ostrza ociekają naszą krwią.
- Mógłbym wam sporo opowiedzieć o bitwach i potyczkach, ale to, na dłuższą metę, nudne. Pogadajmy lepiej o tyłkach i cyckach, jak przystoi istotom inteligentnym. A ponieważ jestem nie tylko inteligentny, ale także dobrze wychowany, oddam wam pierwszeństwo w snuciu opowieści o demonicach...przepraszam, niewiastach wszelkich ras.
- No dalej, dajcie ostrogę swojej wyobraźni! A jeśli potrzebujecie do takich opowieści damskiego towarzystwa to zmienię postać na coś elegantszego. Zmienić?

Marduk roześmiał się. - Nie krępuj się, przybierz postać, w jakiej się najlepiej czujesz. -
Marduk spojrzał nad gościem, na ścianę burzy. Nie był pewien, ale czuł, że Płomyczek miał za zadanie odwrócić ich uwagę, lub coś w tym rodzaju. Psion pozostał czujny. A może planował wykraść ciało? Marduk, z pewnością nie zamierzał pozwolić się zbliżyć ich gościu bardziej niż było to konieczne.
- Schlebia mi, iż uważasz nas za sympatycznych. W pewnym stopniu, w każdym bądź razie. Nie zmienia to jednak faktu, że ta rozmowa donikąd nie prowadzi. Niemniej, jeśli rzeczywiście pragniesz, możemy, nim dojdzie do walk, porozmawiać o wdziękach sukubic. Przyznam, że przez kilka stuleci utrzymywałem ładny harem takowych sztuk, jak i innych stworzonek... są bardzo hmm... rozkoszne. Możemy się przez godzinkę czy dwie wymieniać uwagami odnośnie ich tresury i ich dyscyplinowania. Mogę też z przyjemnością opowiedzieć o winnicach, zbieraniu winogron i przetwarzaniu ich na wino. Mi się nigdzie nie śpieszy. Zdaje się, że to wasza strona ma odliczony czas, a klepsydra została już obrócona. Nieprawdaż?

Płomień westchnął z żalem.
- Zabiłeś nastrój - rzucił melancholijne spojrzenie Mardukowi - A już prawie udało mi się zapomnieć o tym co nieuchronne. Ale co prawda to prawda - zreflektował się natychmiast wrzucając do ogniska skórki pomarańczy.
Już do końca rozmowa utrzymywała się po stronie melancholii. Płomień zapadł w sentymentalny nastrój opowiadając o dzieciństwie i młodości spędzonych w krainach ognia, żywych koszmarów i nieopisanych, podszytych grozą, rozkoszy.
Czas płynął powoli, ale w waszej ocenie nie minęła więcej niż godzina gdy Spowity w Płomienie zamilkł wreszcie, przeciągnął rozkosznie i wstał od ogniska. Zerknął na żółtobrzuche, opasłe chmury.
Starannie złożył i schował do torby pomarańczowy płaszcz. Zrzucił i schował kamizelkę oraz czerwoną koszulę. Pod spodem nosił prześwitującą siatkową koszulkę, która podzieliła los reszty garderoby.
- Na mnie czas - Płomień przeciągnął gibkie, zahartowane ciało - Dziękuję za rozmowę, nader dla mnie pouczającą. Dziękuję za posiłek i towarzystwo. I życzę szczęścia bo będzie wam potrzebne - uśmiechnął się nieodgadnionym uśmiechem, odwrócił twarzą do burzy…
Skóra na plecach, między łopatkami, pękła, ujawniając ociekające krwią i śluzem błoniaste skrzydła. Pełne gracji, łabędzie. Spowity w Płomienie wydał dziki okrzyk i skoczył z grani w dół wąwozu. Chwilę później leciał już nad Strzaskaną Krainą.
 
Ehran jest offline