Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2019, 21:57   #7
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Wampirzyca podniosła się szybko i nie zważając na przywódcę zbliżyła się z ciekawością do dziewczynki, kucnęła tak aby jej głowa znalazła się na wysokości twarzy istoty z którą rozmawiała.
- Nie wiedzieliśmy o tym - odpowiedziała. - Wiesz kto ich chce wyprawić w tę podróż?
Leonardo obrzucił upiora spojrzeniem stanowiącym mieszankę niedowierzania i niepokoju. Komitet powitalny z rakietnicami a teraz duchy... zaczynało już być tego za wiele nawet dla niego. Poczekał jednak na odpowiedź na pytanie Tashy.
Dziewczyna-widmo zniknęła na moment i znów pojawiła się, tym razem nie w motorówce, ale stojąc tuż obok Ravnosa. Była bardzo wyrazista, chociaż jej ciało zdawało się być utkane z półprzejrzystej, lekko lśniącej mgły - zakładając, że wyglądała tak jak w chwili śmierci, musiała zginąć w wieku może szesnastu lat. Jej potargane włosy wysypywały się spod kaptura o wiele za dużej bluzy, która sięgała jej do połowy uda i zdawała się jedynym ubiorem, nie licząc sandałków. Leo zdziwił się, że widmo posiada nogi - całkiem zresztą kształtne - zamiast mglistego "ogonka", który kojarzył z duszkiem Kacprem i resztą jego widmowej rodziny.
- Korona wysłała stal i ogień w białą szatę przyodziane - odpowiedziała łagodnie umarła - zaś miecz teraz dwie ręce chcą schwycić: jedna w ćwieki strojna, kij runiczny dzierżąca; druga zaś podwójna, cierń czarny rzucająca; obie zaś aniołom pióra chcą wyrwać, aby się nimi przyozobić.
Gdy kończyła mówić, zabrzęczała komórka ductusa - to odpisał Mendoza.
"Jestem bezpieczny. Pomogła mi sfora. Nie anioły, tych pieprzyć. Dwaj bracia apokalipsy. Wojskowi, solidni. Wrócę jak się tylko poskładam. Nie dajcie się zabić."
Tasha spojrzała na Leonarda zupełnie nie rozumiała o czym mówi duszyca.
- Też nie rozumiem…. - odparł zmieszany Leonardo, poprawiając okulary nieco nerwowym gestem - Korona, to chyba Książe Vice City, prawda? A w biel odziany był ten siepacz z rakietnicą. Artur, jesteś uczony w księgach, rozumiesz coś więcej? - Obrócił się w stronę rannego Ventrue.
- Przy okazji, Mendoza znalazł schronienie u innej sfory, jeźdźców apokalipsy. Teraz piszę do Andrzeja…
- Co do Korony i jej wysłannika to się zgadzam - odparł kapłan. - "Miecz" oznacza Sabbat, nazywany wszak Mieczem Kaina. Dwie ręce to dwa wampiry, które chcą przejąć kontrolę nad lokalnymi siłami Sabbatu i obie zdają się korzystać na śmierci Neonowych Aniołów. Fragment o ćwiekach, kijach i czarnych cierniach nic mi nie mówi. Z lokalnych sfor poza Neonowymi Aniołami to słyszałem tylko o Rekinach. Innych nie znam. "Jeźdźców Apokalipsy" też nie.
W czasie gdy Ventrue mówił, Ravnos posłał do Andrzeja wiadomość tekstową.
- Wdepnęliśmy w niezłe bagno… choć Spokrewnieni walczący o władzę to nic nowego pod księżycem.
Ductus, czekając na odpowiedź Andrzeja, napisał kolejną wiadomość do Mendozy: ”Myślisz, że dało by radę do ciebie dołączyć? My jesteśmy wciąż w porcie”
Następnie znów obrócił się do upiora dziewczyny:
- Dużo wiesz o Spokrewnionych, miałaś coś z nimi do czynienia za życia? - Słyszał, że duchy wracają do niedokończonych za życia spraw.
Tasha zmarszczyła brwi słysząc to pytanie. Wydawało jej się, że jeżeli duszyca spotkała spokrewnionych przed śmiercią to przypominanie duszycy o tym może nie być najlepszym pomysłem, nie kwestionowała jednak słów ductusa.
- Wdepnęliśmy, hehe - ponuro zarechotał kapłan, spoglądając znów na swoje obrażenia.
- Kiedy żyłam poznałam jedynie bardzo mądrego kocura i kilku jego krewnych. Dopiero gdy stałam się tym, kim jestem, ujrzałam jak wiele zakryte jest przed oczami śmiertelnych.
- Czyli interesujesz się Spokrewnionymi? Rozmawiasz z nami z ciekawości? - Ravnos słyszał, że niektóre dusze nie mogą odejść na ten świat z powodu niedokończonych spraw, ale nigdy nie spotkał ducha… niestety w tej sytuacji ważniejsze było przeżycie niż zaspokojenie ciekawości. Czekając na odpowiedź Andrzeja i Mendozy, wysłał kolejną wiadomość z pytaniem “gdzie jesteś”, tym razem do Raya. “Wiadomość niedostarczona” - systemowe powiadomienie pojawiło się niemal natychmiast.
Mendoza odpisał: "Przyjdziemy jak dym opadnie. Na razie leżcie nisko. Napiszę jak będę blisko."
- Mądry kocur polecił, abym obserwowała wydarzenia, które mają się rozegrać w Mieście Grzechów. To więc robię, bo cóż innego mi zostało? Czy miecz zdobędzie władzę, czy zachowa ją korona? A może Halle Berry, występująca jako Cierpliwy Książę, pokrzyżuje plany wszystkim i swoją wolę narzuci? Wiele może się wydarzyć, a wasza w tym rola może okazać się kluczowa. Dlatego nie czas jeszcze byście udali się na drugą stronę Zasłony, śmiertelnego Całunu. Dlatego was obserwuję. Dlatego z wami rozmawiam - dziewczyna-duch pokiwała głową, jakby na potwierdzenie własnych słów, po czym uśmiechnęła się łagodnie. - Na pytanie w eter wysłane nie doczekasz się odpowiedzi, bowiem krew rzeki uczyniła martwym urządzenie odbiorcze.
- Kim jest Mądry kocur? - zapytał zaciekawiona Tasha.
- Głową jednej z trzech gałęzi drzewa - padła szybka odpowiedź. - A dla mnie takim jakby ojcem. Choć może bardziej starszym bratem? Zawsze chciałam mieć starszego brata…
Wampirzyca skinęła głową, tak jakby coś rozumiała
- A co to za drzewo i jakie są jego gałęzie?
- Drzewo rodzinne. Jedna gałąź, główna, to gałąź krwi. Na niej siedzą koty i króliki. Są też dwie inne gałęzie: złota i błękitna. Na złotej siedzą ci o złotych sercach, twardych i zimnych. Na błękitnej zaś dzieci zabójcy o oczach z lodu, którzy podążają z prądem wody.
- Czyli ci co siedzą na drzewie są tacy jak ty, nie tacy jak ja? A ty na której gałęzi jesteś? - Leo próbował coś zrozumieć z tego bełkotu.
- Ostatecznie wszyscy jesteśmy tacy sami - odparła dziewczyna-duch. - Ja w pogoni za mądrym kocurem wdrapałam się po pniu na główną, czerwoną gałąź.
- W każdym razie dziękuje… czyli pułapkę zastawił na nas Książe, ten w bieli był jego Szeryfem? Ale skąd wiedział o tym kiedy i gdzie będziemy? - Leo postanowił zadać bardziej praktyczne pytanie.
- Z wróżby albo przepowiedni?
- Jest prostsze wyjaśnienie - odezwał się milczący dotąd Kapłan. - Ktoś zdradził. Ktoś z tutejszych. Powiedziałbym, że jeden z Aniołów, ale oni też ucierpieli. Może komuś wygadali o naszym przybyciu… Musimy być niezwykle ostrożni. Nikomu nie powinniśmy ufać.
- No, doprawdy, konkluzja godna geniusza, ktoś zdradził i nikomu nie możemy ufać, nigdy bym na to nie wpadł… - Skwitował sarkastycznie Ductus, dając upust irytacji z powodu wszystkiego co ich spotkało. - Wątpię żeby Anioły wygadały się Camarilli, ktoś z Sabatu musiał zdradzić, przy okazji Clarke, dużo wiesz o duchach?
- Czy wyglądam na Zwiastuna Czaszek?! - odparł kapłan nieprzyjemnym tonem, ale zaraz się opanował. - Wybacz, Ductusie. Niestety nie jest to dziedzina na której się znam. Słyszałem, że istnieją. Rozmiawiałem z osobami, które rzekomo miały z nimi kontakt. Nigdy jednak sam nie miałem okazji…
- Teraz masz! - wesoło wtrąciła się dziewczyna-widmo, wcześniej przez moment naburmuszona, że została wyłączona z konwersacji. - A mnie ignorujesz! A tyle mogłabym wam pomóc! - teatralnie obróciła się na pięcie podnosząc nadgarstek do czoła i wydając z siebie przeszywające westchnienie.
- Co konkretnie możesz dla nas zrobić? - zapytał Arthur.
- No, mogę odpowiadać na wasze pytania…
- W taki sposób, że ledwie da się coś zrozumieć - mruknął Ventrue pod nosem.
- Mogę was gdzieś zaprowadzić…
- W tym stanie raczej nigdzie nie pójdę - kapłan wskazał kikuty nóg.
- To akurat nie problem - odparła dziewczynka, wyciągając ramię w kierunku rozmówcy, który nagle uniósł się w powietrze i lewitował bezwładnie, pozostając jakiś metr nad powierzchnią ziemi.
- Przydatne, aczkolwiek jeśli będę podróżował w taki sposób wzbudzimy zainteresowanie…
- Mogę nas wszystkich uczynić niewidzialnymi - oświadczyła widmo, uśmiechając się szeroko.
- To gdzie nas możesz zaprowadzić?
- A gdzie chcecie się udać?
- Do bezpiecznej kryjówki - odpowiedziała Tasha uznając, że z duchem nie ma sensu mówić
o niczym poza konkretami.
- Mendoza dał znać, że jak dojdzie do siebie to nas zgarnie ze swoimi nowymi kumplami, ale możemy spróbować….- wtrącił Leo z nutą nieufności. Nie było rozsądne powierzać swojego losu duchowi o którym niewiele wiedzieli, ale i tak byli w czarnej dupie…
- Znasz jakieś miejsce gdzie możemy bezpiecznie przeczekać dzień?
- Tu byłoby całkiem bezpiecznie, gdyby nie fakt, że za dnia mogą się tu pojawić Dwaine i Jethro, a oni pracują dla Korony… - dusza zamyśliła się. - Jest jedno inne miejsce, do którego mogłabym was zaprowadzić. Loch Nekromanty. Tam światło dnia was nie skrzywdzi.
- Loch Nekromanty…. brzmi interesująco, a czy możemy tam spotkać owego Nekromantę? - Ductus próbował zdobyć jeszcze jakieś informacje przed podjęciem decyzji.
- Czasami. Nie mogę zapewnić, że krzywdy wam nie uczyni, bowiem oczy jego ze złota zimnego ukute, niczym dukaty… Wierzę jednak, że jeśli nie dacie mu powodu, to ręki na was nie podniesie.
- Czy ten nekromanta o którym mówisz przypadkiem nie jest Giovanni? Ale no cóż, jak poznaliśmy już tej nocy zbłąkaną duszę, to możemy poznać i nekromantę, prowadź młoda damo. - Leo tetralnie wzruszył ramionami, nonszalancką postawą dodając sobie otuchy.
Tasha spojrzała da duktusa z niepokojem, nie kwestionowała jednak jego decyzji.
- Giovanni? - duchowa dziewczyna się wzdrygnęła - Nie! Absolutnie nie należy do tych… poganiaczy zniewolonych dusz. Zarówno Korona jak i Miecz są zgodne, że nie są oni mile widziani w tym mieście... chociaż nie ustają w staraniach, by zacisnąć na nim swoje kościste paluchy.


- Nie jest Giovanni, czyżby był jednym z tych śmiertelnych magów? - dopytał się Leo.
- Śmiertelnych magów? - powtórzyła zdziwiona, po czym roześmiała się wdzięcznie. - Na moment prawie mnie nabrałeś! Ale nie ze mną te numery… Przecież wszyscy wiedzą, że magowie to bajka służąca do straszenia małych wampirków. No ale dość gadania, wyczuwam, że sytuacja na zewnątrz się uspokoiła. Chodźcie za mną, uważajcie tylko, żeby trzymać się w odległości maksymalnie trzech metrów, jeśli nie chcecie nadwyrężać Niewidoczności.
- Już idę - rzucił zgryźliwie kapłan, wciąż lewitujący bezwładnie w powietrzu.
Dziewczyna-widmo nie przejęła się jego słowami. Wyprowadziła kainitów i ruszyła przed siebie, wesoło podskakując, niczym bohaterka starej kreskówki, pod nosem nucąc melodię z Super Mario Bros. Maszerowali na północ, wzdłuż głównej ulicy. O tej porze nie było tu przechodniów, za to co jakiś czas przejeżdżał samochód dostawczy zmierzający do albo z doków.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 26-01-2019 o 11:22.
Lord Melkor jest offline