Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2019, 23:24   #146
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Post wspólny, po akcji w furgonetce.

Poobijany i posiniaczony agent Wainwright rozpaczliwie łapał oddech, z całych sił walcząc z olbrzymią chęcią położenia się na podłodze furgonetki i zamknięcia oczu. Choć jego zmaltretowane ciało domagało się takiego odpoczynku, mózg nakazywał nie tracić czujności i sprawności jeszcze przez moment - wiedząc, że jeśli się podda, wrogowie wrócą do stanu równowagi i nie pozwolą mu już nigdy się ocknąć. Jemu... i Gabrielle.
John spojrzał na skuloną przy drzwiach furgonetki Francuzkę. Obraz nędzy i rozpaczy, jaki sobą przedstawiała, ścisnął go za gardło. Poszarpane w nieładzie włosy, kaskada siniaków, rozcięć i krwawych plam zamiast twarzy, potargane ubranie - pierwszy i bodaj jedyny raz oglądał ją w takim stanie. Bydlaki, które jej to zrobiły, musiały za to odpowiedzieć.
Twarz brytyjskiego agenta zastygła w kamiennej masce zimnej, bezwzględnej furii. Obolałe ręce znalazły w sobie tyle siły, by przydusić do ziemi tego, który do niedawna sam siedział na Johnie i okładał go pięściami, dopóki kanonada Gabrielle nie zwaliła go z nóg i pokrwawionego nie posłała na podłogę wciąż trzęsącej się na paryskich wybojach furgonetki. John przesunął rękami po ubraniu tamtego, szukając twardego, znajomego kształtu, który spodziewał się tam znaleźć.
Znalazł. Wymacawszy rękojeść pistoletu, Anglik wyszarpnął broń ukrytą za paskiem napastnika i przyduszając go cały czas kolanem do podłogi, odciągnął suwadło zamka półautomatycznego lugera. Z zaciekłą, beznamiętną miną wycelował broń prosto w kołyszącą się lekko głowę tamtego... i nacisnął spust.
Głowa mężczyzny odskoczyła jak kopnięta piłka, bryznęła gęstym, ciemnoczerwonym płynem na ścianę i podłogę pojazdu. Błysk i huk wystrzału, smród kordytowego dymu i jęk pocisku odbijającego się od narożnika ładowni zlały się w jeden, nie dający się z niczym porównać moment.
John przez chwilę patrzył na leżącego bez życia napastnika, po czym przesunął broń kawałek dalej, celując w głowę tego, który przed chwilą tak zaciekle masakrował Francuzkę.
Gdy naciskał spust, cień zimnego uśmiechu zastygł w kąciku jego ust. Kolejny huk, błysk i ciemnoczerwony rozbryzg przypieczętował śmierć kolejnego z ich przeciwników.
John opuścił broń i utkwił spojrzenie w Gabrielle. Jego zimny, nieprzejednany wyraz twarzy ustępował mieszaninie troski i zwykłego u Johna łobuzerskiego uśmiechu.
Wystrzały sprawiły, że Gabrielle przebudziła się. Musiała na chwilę stracić przytomność po ostatnim ciosie… a może po prawie ostatnim? Patrzyła jak John zabija dwóch mężczyzn. Widziała uśmiech na jego twarzy i … zaniepokoiła się? Nie mieli wyboru. To nie była jakaś prywatka czy obóz szkoleniowy tu nie było czasu na sentymenty. Bolało ją chyba wszystko, nie była nawet pewna czy nie ma jakichś złamań… na pewno przez kilka dni nici z uwodzenia kogokolwiek. Może raczej kilka miesięcy.
- Lloyd... - Przybrane nazwisko Anglika z trudem przeszło jej przez gardło. Czuła jak auto zwalnia, jednak podnoszenie się zdawało się być w tej chwili ponad jej siły.
Słaby głos Gabrielle i wypowiedziane nim fałszywe nazwisko Johna sprawiły, że brytyjski agent wrócił do rzeczywistości i skoncentrował się... przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mu na to odczuwany ból i oszołomienie. Misja jeszcze się nie skończyła, nadal musieli utrzymywać przykrywkę... i próbować ocalić transport ciężkiej wody.
- Wszystko w porządku, panno Hepburn? - John nachylił się nad próbującą się podnieść z podłogi “asystentką”. - Jak się pani czuje?
Francuska z całych sił oparła się na ramieniu mężczyzny.
- Nie jest dobrze. - Wyszeptała czując jak zakręciło się jej w głowie. - Może… ich przyjść więcej.
John pokiwał głową z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Wiedział, że Gabrielle ma rację.
- Spróbuję obszukać ciała. Może znajdziemy jakąś broń. - rzekł cicho. - Ty zobacz, co z Maurice’em.
Gabrielle przytaknęła ale zamiast puścić mężczyznę pocałowała go.
- Wiem że ze mną w tym stanie, to raczej mało apetyczne. - Mrugnęła do niego starając się stanąć o własnych nogach.
John odwzajemnił pocałunek uważając, by Maurice nie zauważył tej chwili czułości.
- Nawet w tym stanie jesteś czarująca. - wyszeptał, delikatnie odgarniając ręką zmierzwione włosy z jej twarzy. - Bierzmy się za nich. - wskazał głową leżące na podłodze sylwetki.
Gabrielle przytaknęła i opierając się o ścianę furgonetki podeszła do Lapointe.
- Maurice.. Wszystko dobrze? - Delikatnie potrząsnęła mężczyznę za ramię.
Podczas gdy Gabrielle próbowała postawić do pionu Francuza, John pochylił się nad ciałami zabitych. Interesowała go przede wszystkim broń i amunicja, jaką mogli mieć przy sobie martwi napastnicy, ale szukał również dokumentów pozwalających ustalić ich tożsamość - choćby i fałszywą, jak również innych mogących się przydać przedmiotów.
Francuzka dobudziła Maurice'a i ciężko opadła na skrzynię.
- Chyba przyjdzie ich tu więcej. - Powiedziała sprawdzając zawartość magazynka i przygotowując się na ciąg dalszy walki. Była niemal pewna, że zaraz nastąpi koniec i... jakby na to nie patrzyła, wolałaby by wyglądał nieco inaczej. Niby była obok swojego kochanka jednak... warunki zdawały się być mało romantyczne. Gdy auto stanęło zaczęła nasłuchiwać kroków... Ilu ich przyjdzie... czy spodziewają się tego co zastaną w środku. Zadając sobie kolejne pytania walczyła z ogarniającą jej ciało sennością.
John rozdzielił wśród współtowarzyszy znalezione fanty i przykucnął obok stojącej na podłodze walizki, opierając się o bok stojącej na środku podłogi skrzyni z ciężką wodą. Miał nadzieję, że zapewni mu ona choć minimalną osłonę... i pozwoli wyprowadzić miażdżący cios walizką w głowę każdego intruza, który wsadzi głowę do wnętrza pojazdu.
- Bez walki się nie poddamy. - stwierdził buńczucznie, choć w jego głos wkradała się obawa. Wiedział, że jeśli jeszcze raz zostaną zaatakowani, ta walka będzie zapewne ich ostatnią. Popatrzył na Gabrielle, ściskającą w dłoni pistolet. A więc tak ma się to skończyć..., pomyślał. Wciąż nie był w stanie dojść do ładu z uczuciem, jakim darzył Francuzkę. Ale jedno wiedział na pewno. Nie chciał, by umierała. A jeśli nie dało się tego uniknąć... to gotów był umrzeć wraz z nią.
EDIT: 1K10 = 3
 

Ostatnio edytowane przez Loucipher : 11-01-2019 o 23:25. Powód: Rzut K10 na prośbę MG.
Loucipher jest offline