"Złamany Kieł", gospoda leżąca niedaleko portowego nabrzeża, przyciągała pod swój dach nie żeglarzy (którzy tutaj zaglądali dosyć rzadko), a różnej maści najemników czy poszukiwaczy przygód. Nazwa (wbrew podejrzeniom) nie oznaczała, iż na serwowanych tu potrawach można połamać sobie zęby. Wprost przeciwnie - jedzenie było i smaczne, i stosunkowo tanie. Dostosowane, można by rzec, do gardeł i sakiewek najemników, których żołądki i kabzy zazwyczaj prosiły o napełnienie.
Właściciel "Kła", Oldive Ronson, zwany Czarnym, był niegdyś najemnikiem i wiedział, czego do szczęścia potrzebują ci, co się tygodniami włóczą po polach i lasach, a jego żona była naprawdę dobrą kucharką.
Ściągali tutaj również ci, co potrzebowali zbrojnego wsparcia, zarówno na dzień czy dwa, jak i na wyprawę na drugi koniec świata.
Mimo stosunkowo młodej pory dnia "Kieł" tętnił życiem. Większość miejsc była zajęta, a w powietrzu mieszały się opowieści o przygodach, podróżach, smokach, zamkach, ruinach, skarbach, kochankach... a
jedna z grup poszukiwaczy hucznie obchodziła swoje sukcesy.
Między stolikami krążyły dość skąpo odziane panienki, roznoszące potrawy i przyjmujące zamówienia.
Klientela była rozmaita, ale i tak spośród wielobarwnego tłumy wyróżniała się trójka kobiet, zajmująca miejsca przy znajdującym się kącie sali stoliku. Siedzący wraz z nimi mężczyzna był, w zestawieniu z nimi, w zasadzie niewidoczny.
Historia zatoczyła koło...
Ghalyia, Eliona, Saxa...
Różniły się od siebie jak dzień i noc, jak woda i ogień... a wytrzymały ze sobą ponad trzy miesiące, jakie upłynęły od ich przypadkowego spotkania w tym samym mieście.
Wraz z towarzyszącym im Karlem przemierzyły kawałek świata, przeżyły parę przygód, wpadły parę razy w tarapaty, z których wydobyły się wspólnymi siłami, zdobywały złoto... i traciły je. A teraz musiały się zdecydować, czy będą kontynuować udaną współpracę, czy też rozejdą się w różne strony.