Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2019, 20:19   #7
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Malachi miał złe przeczucie. Czarny kot o złotych oczach wcale nie poprawił jego nastroju. Kto chował się za tymi połyskującymi oczyma? Może nikt. A może...
Cóż. Malachi zapamiętał sobie kota jak mógł najdokładniej. Gdyby go spotkał ponownie... lub gdyby przyciągał nadmierną uwagę nocnych zwierząt... wtedy będzie miał pewność.

***

Malachi skinął lekko głową.
- Masz rację Mac. - rzekł spokojnie. - Lecz - Biskup uniósł do góry jeden smukły palec -proszę, przenigdy więcej nie nazywaj się tylko "prostym murzynem". Jesteś mym bratem, mym stróżem, mym mieczem. Mym powiernikiem. W naszych żyłach płynie wspólna krew. Jesteś synem Caina. Naszym Ducti. Jesteś Mac the bullet, i nim minie rok, twe imię będzie wzbudzało zgrozę i przerażenie wśród wampirów tego miasta! Jesteś Bratem apokalipsy! - Czarny cierń zamilkł na chwilę. jakby musiał się uspokoić. Po chwili przemówił znów. Tym razem prawie szeptem. - Nigdy o tym nie zapominaj bracie.

- Zgadzam się z twoimi propozycjami. Tylko, nie nad "którąś" sforą drogi Mac. Nad wszystkimi. Tutejsi mieli szansę, by wyznaczyć nowego biskupa i się ogarnąć. Zawiedli. Teraz jestem tu ja. Koniec z dziecinadą. Zrobimy tu porządek. Szybko i bezlitośnie. Albo uznają nasze zwierzchnictwo i nawrócą się na właściwą drogę, albo zginą.
Dla biskupa kwestia sfor wyglądała właśnie tak prosto. Będzie, jak powinno być. Co oczywiście nie znaczyło, że spodziewał się, że realizacja konsolidacji będzie równie prosta. Wiedział jak "rozbrykane" potrafią bywać sfory, które oddaliły się zbytnio od swego powołania, lub które zapomniały o swych zwierzchnikach. Nie zamierzał ich też chwytać na zbyt krótki łańcuch. Smycz musi być tak długa, by pies się nie szamotał, lecz równocześnie należy nią czasem szarpnąć, by zwierze wiedziało, kto jest jej panem.
Malachi przemilczał Złote Tygrysy. Mówiąc o wszystkich, dokładnie to miał na myśli. Nie mniej, nie więcej. Jeśli Tygrysy okażą się czymś innym... cóż, wtedy się zobaczy dalej.

- Małe Haiti. - Malachi zamyślił się. - Wszystko, co jest problemem dla Camarili jest nam na rękę. Trzeba to zbadać, i zobaczyć, nie "czy", lecz "jak" możemy to wykorzystać dla naszych celów. Musimy się też jak najszybciej pozbyć magów wroga. Tremere mogą być odsłonięci, teraz, gdy skupiają się na małym Haiti. Mogą nie zauważyć ciosu nadchodzącego z boku.

- Popieram zaprzyjaźnianie się z Nosferatu i Gangrelami. Choć stawiał bym bardziej na tych pierwszych... Ci drudzy bywają... małostkowi i nierozsądni. - Biskup westchnął teatralnie z udawanym rozczarowaniem. - A nie wiem, czy nasz kochany książę dość mocno ich gnębi, by bestie powstały i zorganizowały jakąś rewoltę. No, ale popracujemy nad tym. Z pewnością da się coś w tej kwestii zrobić. - Czarny cierń zabębnił palcami po stole. W głowie miał kilka planów. Ale wiedział jeszcze zbyt mało.
- Dodał bym jednak do twojej listy Ventrue. To stary i ambitny klan. Jestem przekonany, że kryje w swym łonie jednostki, zazdrośnie łypiące na klan księcia i ich wpływy i władzę. Zaszeptał bym w takie ucho. Oj zaszeptał bym. - Malachi uśmiechnął się nieprzyzwoicie.

Pukanie zabrzmiało dziwnie złowrogo. Malachi zmrużył oczy i obrzucił drzwi niezadowolonym spojrzeniem.
Przez głowę przemknęło mu, że muszą popracować nad bezpieczeństwem. W Waszyngtonie nie do pomyślenia było, że ktoś wejdzie do budynku bez jego wiedzy. Nie mówiąc już o pukaniu do jego drzwi. Będą potrzebować sług i sprzętu. Kolejna rzecz, którą będzie trzeba się zająć.
Malachi wyprostował się na krześle. Położył dłonie płasko na blacie stołu.
Jego oczy otworzyły się na świat duchów. Na chwilę stał się jednym z otoczeniem, jednym z duchami, które były w wszystkim. Jego wzrok sięgnął dalej. Dużo dalej. Nie był ograniczony przeszkodami. Nic nie mogło się przed nim schować. Ni Ściany, ni cienie, ni kryjąca magia, nic nie stanowiło skutecznej ochrony.
Widział, choć może bardziej czuł... wszelką broń, wszelkie wampiry i ghule. A także duchy i zaklęte przedmioty.
Dostrzegł postać smukłej pięknej niewiasty o sinych wargach i jakby unoszących się na wodzie mokrych włosach. Marzanna, jego przywołany duch obrońca. Wcześniej ją czuł, teraz ją widział.s
 
Ehran jest offline